piątek, 29 sierpnia 2025

Działania niemieckiej 1. Brygady Kawalerii podczas kampanii 1939 r w Polsce

 

Opracowanie powstało na podstawie raportów o działaniach niemieckiej 1. Brygady Kawalerii podczas kampanii w Polsce.

Tłumaczenie i opracowanie:

Jacek Czaplicki

 

1 września 1939 r.

1. Brygada Kawalerii otrzymała zadanie ochrony wschodniej flanki 3. Armii, która miała nacierać na południe z terenu Prus Wschodnich.

W ramach tego zadania 1. Brygada Kawalerii została zgrupowana w rejonie Friedrichshof – Fürstenwalde – Ortelsburg – Puppen [Rozogi – Księży Lasek – Szczytno – Spychowo]. A 12. Dywizja, podporządkowana Korpusowi Armijnemu, posuwała się jako prawa cofnięta nieco dywizja z lewym skrzydłem na zachód od odcinka Orzyca.

Zagrożenie dla wschodniej flanki nacierającej armii mogło nadejść z fortyfikacji nadnarwiańskich, zwłaszcza z Ostrołęki.

Ponieważ 1. Brygada Kawalerii była w stanie wypełnić swoje zadanie tylko zaczepnym działaniem, podjęto decyzję o natarciu w kierunku Ostrołęki, gdy tylko zostaną przełamanie polskie pozycje graniczne na południe od Fürstenwalde.

Polscy obrońcy spodziewali się ze oddziały niemieckie przekroczą granicę na południe od Rozóg, ponieważ stamtąd prowadziła przejezdna droga do Ostrołęki. Rozpoznanie terenu przeprowadzone przez niemieckie zwiad wykazało, że mosty na Rozodze na północ od Myszyńca zostały zniszczone lub były przygotowane do wysadzenia. Ponieważ, zgodnie z doniesieniami agentów, na wzniesieniach nadgranicznych znajdujących się na południe od Rozóg koło wsi Dąbrowy, przeprowadzono prace polowe, sztab brygady zdecydował, że oddziały niemieckie przekroczą granicę w Fürstenwalde i ruszą w kierunku wsi Pełty. W ten sposób zniszczone mosty na Rozodze nie zatrzymałyby natarcia już na samym początku.

W rejonie przejścia granicznego oddziały rozmieszczono w nocy z 31 sierpnia na 1 września. Na przedzie po prawej w zalesionym terenie na wschód od Fürstenwalde stanął 1. Regiment Kawalerii, a po lewej wzdłuż drogi Fürstenwalde – komora celna – Pełty, po jej wschodniej stronie 1. Batalion Kolarzy. Te jednostki miały ruszyć w kierunku Myszyńca, który był ich celem ataku. 2. Regiment Kawalerii miał nacierać w prawo zataczając lekki łuk w kierunku wsi Świdwiborek.

O godzinie 4:45 wysunięte działa baterii Nelke, które wzięły pod ostrzał komorę celną Pełty, dały sygnał do rozpoczęcia ataku.

Zaskoczeni polscy celnicy rzucili się do ucieczki w kierunku Myszyńca. Padło kilka strzałów, a polski oddział zwiadowców został przepędzony na południe od granicy przez szwadron z 1. Regimentu. Jednak początkowo podczas natarcia nie napotkano żadnego oporu.

Dopiero, gdy Batalion Kolarzy zbliżył się do Myszyńca, to na północ od tego małego miasteczka został ostrzelany z karabinów. Opór został jednak szybko złamany. W samym miasteczku doszło do krótkiej potyczki, w której wzięli udział obrońcy,  pozostający w tyle. Batalion szybko dotarł się na południowy skraj miasteczka. Jednak polski oddział w sile jednej kompanii, mimo że znajdował się pod ostrzałem, zdołał uciec na południe wykorzystując pociąg wąskotorowy. W międzyczasie do Myszyńca dotarł również 1. Regiment Kawalerii i sztab brygady.

Prawie wszyscy cywile opuścili miejscowość. Do sztabu brygady przyprowadzono pierwszych jeńców. Znaleziono również pierwszych poległych po polskiej stronie.

W celu pozorowania natarcia, granicę w Rozogach na kierunku Dąbrowy - Myszyniec w tym samym czasie co pozostałe jednostki brygady przekroczył mniejszy oddział, składający się oficera, plutonu z 40. Kompanii Karabinów Maszynowych, dwóch drużyn strzelców i jednej drużyny moździerzy z batalionu kolarzy. Po pokonaniu słabego oporu, oddział ten około południa dołączył do brygady w Myszyńcu.

Po krótkim odpoczynku Batalion Kolarzy wznowił natarcie w kierunku Ostrołęki. 1. Regiment Kawalerii początkowo jako obwód pozostał w Myszyńcu, podczas gdy 2. Regiment Kawalerii pozostający bez poważniejszych starć z polskimi oddziałami, po ominięciu od wschodu wsi Świdwiborek i Białusny Lasek, przemieszczał się w kierunki wsi Wydmusy.

W trakcie posuwania się na południe, Batalion Kolarzy  niespodziewanie natknął na silniejszy polski oddział w lesie między Myszyńcem a Wydmusami. Kolarze  natychmiast rozwinęli się po obu stronach drogi i ruszyli do ataku, ale po wysunięciu się na południowy skraj lasu atakujący musieli poczekać na podciągnięcie dział, ponieważ silny ogień oskrzydlający z Wydmus utrudniał wyjście z lasu. Major Nelke, dowódca baterii podążającej za batalionem kolarzy, był pierwszym z brygady, który poległ podczas rozpoznania pozycji, którą miał obsadzić.

W międzyczasie 2. Regiment Kawalerii, posuwający się od strony Białusnego Lasku zauważył polski oddział pod Wydmusami i zaatakował od zachodu. Dzięki wspólnym wysiłkom obu oddziałów i manewrowi oskrzydlającemu, przeprowadzonemu z lewej strony przez szwadronu 2. Regimentu Kawalerii, polski oddział został wkrótce zmuszony do odwrotu. Siłę polskiego oddziału oszacowano na dwie kompanie piechoty i dwa szwadrony kawalerii. Następnie, podczas krótkiej reorganizacji przednich jednostek, trzy polskie samoloty wielokrotnie próbowały przeprowadzić atak z niskiego pułapu. Zostały one jednak wypłoszone na pułap ponad 1000 m przez ostrzał prowadzony przez strzelców i obsady 40. Kompanii Karabinów Maszynowych.

Ponieważ według raportów z rozpoznania wzgórza Zalesia wydawały się być silnie obsadzone, oddziały brygady zajęły pozycje z Batalionem Kolarzy po prawej i 2. Regimentem Kawalerii po lewej osi natarcia, na południowym skraju lasu znajdującego się na południe od Wydmusów, aby ponownie zaatakować po krótkim przygotowaniu artyleryjskim.

W międzyczasie podciągnięto przez Zdunek 1. Regiment Kawalerii i skierowano na prawo od Podgórza, aby stamtąd wyszedł na drogę odwrotu obrońcom podczas natarcia głównych sił. W tym samym czasie szwadron 2. Regimentu Kawalerii został przerzucony w rejon lasu znajdującego się na północny wschód od Zalesia, z zadaniem uderzenia od wschodu na początku ataku na prawą flankę wroga w pobliżu Zalesia. Po rozpoczęciu natarcia oddziały polskie, zaskoczone celnym ogniem artylerii, a zwłaszcza dział artylerii konnej i moździerzy, szybko się wycofały.

1. Regiment Piechoty nie był już w stanie odciąć drogi odwrotu zaatakowanym oddziałom polskim, gdyż te zbyt szybko wycofały się na południowy wschód.

Tego dnia szybkie natarcie utrudniały zniszczone mosty na drodze biegnącej do Ostrołęki. Jednak dzięki prowizorycznym kładkom stawianym przez pionierów udało się w krótkim czasie przekroczyć przeszkody wodne wszystkimi pojazdami brygady. Gorsze od przeszkód wodnych były piaszczyste drogi, które bardzo często spowalniały pojazdy mechaniczne.

Już bez kontaktu z oddziałami polskimi wieczorem brygada dotarła w rejon wsi Wach i oddziały zatrzymały się na odpoczynek.

2. Regiment Kawalerii biwakował na wschód od Wachu, 1. Batalion Kolarzy na zachód od drogi stanowiącej oś natarcia, a 1. Regiment Kawalerii na północny wschód do Podgórza, w sporej odległości od wsi.

Chałupy polskich rolników wyglądały na brudne, studnie dostarczały niewiele wody, która miała brudnożółtą barwę, a z niektórych ze studni  nie dało się korzystać, ponieważ znaleziono w nich martwe zwierzęta. Tysiące much uniemożliwiały przebywanie w „panjebuden” [slang wojskowy: wiejskie chałupy].

Średnia odległość jaką pokonała brygady od miejsc wymarszu do miejsc postoju w czasie od 31 sierpnia do wieczora 1 września wyniosła 60 km.


 

 

2 września 1939 r.

Bardzo wcześnie w dniu 2 września 1939 r. brygada wyruszyła ponownie. Tego dnia zamierzano opanować wzgórza pod Dylewem, by zgodnie z rozkazem nacierać na Różan, zabezpieczając jednocześnie kierunek na Ostrołękę.

1. Regiment Kawalerii przemieszczał się na zachód od drogi będącej osią natarcia i przez Podgórze szedł na północno-zachodni skraj Kadzidła, batalion kolarzy zaś ruszył drogą do Kadzidła. 2. Regiment Kawalerii początkowo pozostał w rezerwie brygady, a później ruszył przez wieś Piasecznia na Jeglijowiec.

Wydawało się, że w nocy oddziały polskie zostały wzmocnione. Walczyły na szerokim froncie i dysponowały działami polowymi oraz moździerzami. 1. Regiment Kawalerii musiał przebijać się przez las znajdujący się na północny zachód od Kadzidła, ponieważ jak często udowadniali później, Polacy bardzo dobrze radzili sobie podczas walk w lesie.

Batalion Kolarzy będąc już w lesie, w pobliżu napisu na mapie „zu Wach”, natknął się na wysunięty polski oddział, który został szybko odrzucony. Dobrze zamaskowani polscy strzelcy wyborowi po raz pierwszy w tej wojnie dali o sobie znać. Po ataku na nich, poprzedzonym krótkim rozstawieniem oddziałów w lesie znajdującym się na północny zachód od wsi Siarcza Łąka, kolarze posuwali się dalej w kierunku Kadzidła. Ślady wycofujących się oddziałów polskich były widoczne wszędzie: podpalali domy, zagrody, a czasem nawet las, aby utrudnić szybki pościg.

Zwiadowczy wóz pancerny 2. Regimentu Kawalerii - przydzielony batalionowi kolarzy - został ostrzelany przed Kadzidłem przez polskie działo przeciwpancerne. Dowódca wozu pancernego zdołał zastrzelić jednego z żołnierzy obsługujących działo, po czym reszta Polaków z obsługi działa uciekła.

Wydawało się, że w Kadzidle nie ma polskich oddziałów, ale kiedy nacierające oddziały kolarzy wjechały do miejscowości, to zostały nagle ostrzelane ze wszystkich stron. W walkach brali udział również żołnierze ubrani częściowo po cywilnemu. W wyniku walk zabudowania we wsi zaczęły się palić.

W międzyczasie, 2. Regiment Kawalerii wykorzystał sytuację, ze polskie oddziały był związane walką i ruszył bez wsparcia w kierunku drogi Kadzidło - Ostrołęka i zdobył dominujące wzgórze 131,2, znajdujące się na zachód od Dylewa.

Wieś, która była pełna od żołnierzy Polskich, z których część była w trakcie odwrotu na południe, została zdobyta przez oddziały 2. Regimentu Piechoty po zmasowanym ataku. Wzięto 40 jeńców i zdobyto moździerze, karabin przeciwpancerny oraz sporo amunicji.

Zdobycie wsi umożliwiło 1. Brygadzie Kawalerii wykonanie otrzymanego po południu rozkazu, który mówił ze należy przekroczyć rzekę Orzyc i nacierać na Przasnysz. Brygada nacierając na zachód miała odciąć odwrót oddziałom polskim cofającym się Korpusem Armijnym.

Batalion Kolarzy, wzmocniony plutonami 40. Kompanii Pionierów obsadził wzgórza w rejonie Dylewa i Kadzidła z zadaniem osłony odejścia reszty brygady. Oddziały 1. i 2. Regimentu Kawalerii wyruszyły późnym popołudniem i przez Baranowo w zdążały w kierunku Drążdżewa.

Jednak będący na rozpoznaniu wóz pancerny 1. Regimentu Kawalerii zameldował, że zachodni brzeg Orzyca jest obsadzony przez polskie oddziały, a most w Drążdżewie zniszczony. W rezultacie oddziały zostały zatrzymane na nocny, krótki odpoczynek. Sztab brygady, 2. Regiment Kawalerii i 1. Dywizjon Artylerii Konnej stanęli w Gaczyskach, a 1. Regiment Kawalerii na południowo-zachodnim skraju lasu, na mapie opisanym „Nadl.Parciaki”, na drodze do Przasnysza.

Tego dnia średni dystans, jaki pokonały oddziały wyniósł około 50 km.

Warto wspomnieć o jednym drobnym epizodzie: kiedy brygada ruszyła z Dylewa do Drążdżewa, niemieckim żołnierzom udało się zająć punkt pocztowy w Czarnotrzewiu i przez niezniszczoną jeszcze sieć połączyć z pocztą w Ostrołęce, a przez nią ze sztabem obrony miasta. W trakcie połączenia tłumacz brygady wypytywał o sytuację w Ostrołęce i stan tamtejszych wojsk.

Rozmówca odpowiedział, że w tej chwili nie może udzielić żadnych informacji na ten temat. Niestety, nie udało się już ustalić, czy rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z sytuacji - jak to często bywało w przypadku Polaków - czy też nabrał podejrzeń, gdyż połączenie nagle się urwało.

Następnego ranka około godziny 4:00, po wcześniejszym rozpoznaniu, przeprawa przez Orzyc w Drążdżewie została zajęta przez oddziały 1. Regimentu Kawalerii. Z kolei 2. Regiment Kawalerii udał się bardziej na południe, ku przeprawie w Przytułach. Korzystając z brodów, oddziały 1. Regimentu Kawalerii szybko przekroczyły Orzyc i wkrótce osiągnęły wzgórza na zachód od Dębiny. Pionierzy szybko zbudowali prowizoryczny most na południe od wysadzonego mostu dla jednostek zmotoryzowanych brygady. W tym czasie wysunięte oddziały zwiadowcze meldowały jedynie o słabym oporze na zachód od Przasnysza. Po krótkim południowym odpoczynku jednostki rozpoczęły natarcie w kierunku miasta, skąd po południu miały dotrzeć do Czernic-Borowych.

Po tym jak oddziały 2. Regimentu Kawalerii przekroczył prowizorycznie naprawiony most na rzece Orzyc w Przytułach, jednostka rozpoczęła natarcie, aby osiągnąć drogę do Przasnysza na wysokości folwarku Klin. Na miejscu jednostka otrzymała rozkaz ze sztabu brygady, aby podobnie jak 1. Regiment Kawalerii podążać na południe wokół Przasnysza w kierunku Czernic-Borowych.

Pod Frankowem na wschód od wsi Góry Karwackie jednostka natknęła się na silny oddziała polskiej kawalerii, o którym już wcześniej informowały grupy zwiadowcze. Zmasowany atak wyprowadzony z marszu odrzucił Polaków i wyparł ich na południowy wschód. W trakcie tego starcia Polskie oddziały zwiadowcze zaatakowały stanowisko dowodzenia jednostki, ale zostały odparte. Atakujący pozostawili za sobą poległych, wzięto również jeńców. Należeli oni do 7. i 9.[?] Pułku Ułanów.

W międzyczasie 1. Regiment Kawalerii wkroczył do Przasnysza, w którym nie było polskich oddziałów, z wyjątkiem kilku rozproszonych polskich ułanów, którzy dostali się do niewoli.

Niemal w tym samym czasie do miasta dotarły wysunięte oddziały Dywizji Pancernej „Kempf”, która nadciągała z północy.

Biorąc pod uwagę, że nie do końca wiedziano o działających w okolicy oddziałach polskich, sytuacja zrobiła się niejasna, nie wiedziano, czy są to oddziały niemieckie, czy wycofujące się polskie. Sztab brygady nie otrzymał informacji o zbliżającej się do Przasnysza niemieckiej dywizji pancernej. Ponadto, zgodnie z obecną sytuacją i otrzymanymi rozkazami, należało się spodziewać wycofujących się oddziałów polskich.

Dywizja pancerna miała rozkaz posuwać się dalej w kierunku Ciechanowa. Brygada również otrzymała rozkaz, aby następnego dnia przemieszczała się na wschód od dywizji pancernej do Ciechanowa. Tak więc poprzedni rozkaz natarcia na Grudusk był już nieaktualny. Z tego powodu brygada postanowiła założyć terenowy biwak w rejonie znajdującym się na południowy zachód od Przasnysza.

1. Regiment Kawalerii ze wsi Obrębiec przemieścił się przez Rostkowo do wsi Leszno i stanął obozem na zachód od wsi. Tego wieczoru nie było możliwe przejście przez Przasnysz, ponieważ w mieście nadal znajdowały się główne siły dywizji pancernej.

2. Regiment Kawalerii, tylko raz pod Sierakowem natknął się na polską kawalerię i odepchnął ją szybką szarżą oskrzydlającą. Na odpoczynek późną nocą w zatrzymał się pobliżu Golan, po pokonaniu podmokłego terenu ciągnącego się wzdłuż rzeczki Węgierka.

Tego wieczoru gdziekolwiek się spojrzało, to widziało się płonące wioski i gospodarstwa. Pomimo zimna tej nocy nie było gdzie się schronić.

Batalion Kolarzy, który w nocy z 2 na 3 września umocnił okopami swoją pozycję obronny znajdującą się na północ od Ostrołęki, nie mógł kontynuować natarcia tego dnia, ponieważ Polacy około południa zaatakowali, przy wsparciu artylerii, od strony Ostrołęki z lasu znajdującego się na południe od Dylewa. Atak załamał się pod ogniem zaporowym z broni ciężkiej. Polskie oddziały po poniesieniu strat musiały się wycofać. Ogień polskiej artylerii został uciszony bezpośrednimi trafieniami. Dopiero o zmroku, gdy atak dobiegł końca, Batalion Kolarzy mógł zostać wycofany z pozycji, by podążyć za brygadą. W nocy z 3 na 4 września, batalion pozostawiając straż tylną, bez przeszkód oderwał się od nieprzyjaciela. Nocny marsz był nie był łatwy dla jednostek zmotoryzowanych, ponieważ Polacy rozrzucili na całej drodze żelazne kolce, co doprowadziło do tego, ze wiele opon zostało przebitych. Wczesnym rankiem 4 września jednostka dotarła do Dębiny, celu wyznaczonego na samym początku.

Jednostki tyłowe brygady pozostały w Myszyńcu w dniach 2 i 3 września, ponieważ polskie oddziały zablokowały Batalion Kolarzy koło Dylewa.

Rankiem 3 września jednostki w Myszyńcu zostały zaatakowane przez dwie polskie kompanie i część mieszkańców, którzy w międzyczasie powrócili do miasta. Kompanie te, jak później zeznali jeńcy, zostały przywiezione koleją wąskotorową z Nowogrodu i ukryły się w lasach na wschód od Myszyńca, gdzie wspólnie z miejscową ludnością przygotowały atak.

Zaatakowali niemieckie posterunki o świcie granatami ręcznymi i próbowali wedrzeć się do miasta z różnych stron w tym samym czasie. W walce brali udział mieszkańcy, w tym Polka ze strzelbą myśliwską. Jednostkom brygady, które współdziałając z przydzieloną miastu kompanią ochrony pogranicza, a w szczególności z pojazdami pancernymi rozpoznania z 1. Regimentu Kawalerii, które właśnie co dotarły do warsztatu brygady w celu naprawy, już na początku walk udało się zatrzymać atakujących.

Mimo trudnej sytuacji, ponieważ atakujący mieli przewagę liczebną i w uzbrojeniu, Polacy zostali odparci, pozostawiając za sobą 50 poległych oraz wielu rannych. Wzięto do niewoli 30 polskich żołnierzy.

 

Powrót pancernej jednostki rozpoznawczej 1. Regimentu Kawalerii do Myszyńca w dniu 3 września 1939 r.

Pierwsze dwa dni zwycięskiego natarcia 1. Brygady Kawalerii za nami. Nasza brygada wkroczyła już na ponad 40 kilometrów w głąb terytorium wroga i wszędzie tam, gdzie polskie oddziały stawały do walki to zostały zmuszone do odwrotu.

Pancerna jednostka rozpoznawcza 1. Regimentu Kawalerii działał na różnych odcinkach frontu brygady. Raz wykonywał zadanie dla brygady, innym razem działał na przedpolu swojego pułku. Ale wczoraj wieczorem, gdy w czasie misji rozpoznawczej zastała go ciemność, a wóz dowodzenia zatrzymał się zaledwie metr od krawędzi wysadzonego mostu na rzece Orzyc w pobliżu Drążdżewa, wozy pancerne miały już dość. Dowódca patrolu, wachmistrz Renkewitz, zdołał oddał 58 strzałów, po czym szczęśliwie udało mu się wydostać swoje wozy spod ostrzału i przekazać meldunek do sztabu brygady o pozycjach wroga. Wozy pancerne jednak ucierpiały podczas ostrzału i trzeba je było wykonać sporo spawania przy nich.

Tak więc, trzeba było z nimi udać się do warsztatów brygady. Wraz z innymi jednostkami tyłowymi park warsztatowy znajdował się wtedy w Myszyńcu, miasteczku, które brygada zajęła pierwszego dnia wojny i które dało wschodniopruskim kawalerzystom pierwsze wrażenie o „estetyce” polskich miast.

Rankiem 3 września oddział rusza w kierunku Myszyńca. Wszyscy cieszą się ze czeka ich cisza i spokój oraz są szczęśliwi, że wydostali się z wczorajszego piekiełka. Unteroffizier Schmidt, który wczoraj jako kierowca wozu pancernego został raniony odłamkami ołowiu i szkła, które trafiły go w twarz i ręce, nie był w stanie kierować wozem i w drugim wozie zajął stanowisko strzelca. Dowódca jednostki zwiadowczej, wachmistrz Renkewitz przejął prowadzenie pierwszego wozu, gdzie strzelcem był Unteroffizier Neumann.

Bliźniacze wieże kościoła powoli wyłaniały się we wczesnojesiennej mgle. Myszyniec i zasłużony odpoczynek był już w zasięgu wzroku. Wozy powoli wjeżdżają do miasta.

- A cóż to!

- Co się dzieje? - rozbrzmiewa głos unteroffiziera Neumanna. Oddział wciąż pamięta te odgłosy z wczorajszego wieczoru. Nie może być mowy o pomyłce.

- Ogień karabinu maszynowego!

- Zamknąć włazy, gotuj się do walki!

Na rynku panuje duże zamieszanie ... wokół krążą kurierzy ... rozbrzmiewają rozkazy ... w tym momencie pada okrzyk ulgi: „Dzięki Bogu - czołgi!”.

Szybkie zorientowanie się w sytuacji i wszystko staje się jasne.

Dwie polskie kompanie, ukryte w lesie, którym udało się wymknąć brygadzie kawalerii, zaatakowały linie zaopatrzeniowe i wdarły się do miasta w dwóch miejscach. „Jeden wóz kieruj na północny wyjazd z miasta, a ja udam na wschodni!” - rozkazał wachmistrz Renkewitz. Strzelcy wozów pancernych już dawno zrozumieli, o co toczy się gra. Pierwszy wóz już pędzi w kierunku wschodniego wyjazdu z miasta...

Polscy żołnierze rozbiegają się jak króliki. Prawdopodobnie nie spodziewali się wozu pancernego. A może mają już dość?

Załoga wozu wkrótce przekona się, że jest inaczej. Walka zaczyna się dopiero przy wyjeździe z miasta. Wóz wita grad kul. Rowy przydrożne są pełne Polaków.

- Prosto na skrzyżowanie! - krzyczy strzelec wozu pancernego. Jego już rozgrzany karabin maszynowy miota się raz w prawo, to w lewo... seria pocisków kosi wzdłuż rowu. …

- Trzymaj się tam na górze - krzyczy kierowca. W prawym rowie przydrożnym pojawiają się już białe tkaniny. - Teraz znowu w lewo! - krzyczy wachmistrz Renkewitz. Hej, jak te serie są celne. Wóz pancerny powoli toczy się do przodu, siejąc śmierć i zniszczenie.

- Seria wrogiego karabinu maszynowego przelatuje bardzo blisko wozu. Nagle rozlega się tępy huk. - Ociekający krwią kierowca widzi, jak jego towarzysz powoli osuwa się do przodu. Teraz pozostaje tylko jedno: uciec stąd.

Czy granat ręczny w dłoni martwego żołnierza ma już wyciągniętą zawleczkę?

Czy Polacy wykorzystają ten moment słabości i przypuszczą atak na bezbronny wóz pancerny? - Nie, nic z tych rzeczy ... Pierwszy bieg i gaz ... Wóz całym swym ciężarem przejeżdża po trzech Polakach i kieruje się przez rów w stronę centrum miasta.

Martwy unteroffizier Neunann zostaje ostrożnie wyciągnięty z pojazdu. Gefreiter z 2. Regimentu Kawalerii zgłasza się na ochotnika jako strzelec do wozu pancernego, który ponownie kieruje się do wschodniego wyjazdu z miasta ...

Polscy żołnierze uciekają. Dopiero teraz zdajemy sobie sprawę, jak drogo unteroffizier Neumann sprzedał swoje życie: z jego rąk zginęło 53 polskich żołnierzy. Atak na kolumnę zaopatrzeniową został udaremniony.

Wachmistrz Horst Renkewitz.

Szwadron sztabowy 1. Regimentu Kawalerii

 

Starcie pod Dylewem

2 września 1939 r.

W pierwszych dniach wojny w Polsce niemiecki 2. Regiment Kawalerii zdołał obejść głęboko flankę polskich oddziałów walczących na osi natarcia prowadzącej w kierunku twierdzy Ostrołęka. Regiment znajdował się na prawym skrzydle 1. Brygady Kawalerii nacierającej od północy na Ostrołękę i wysunął się sporo do przodu dzięki szybkiemu manewrowi wśród przypominających wydmy wzgórz, które znajdowały się w rejonie Dylewa na zachód od drogi Myszyniec - Ostrołęka.

Ciężka broń regimentu, dwa plutony artylerii konnej i trzy działony moździerzy  również starając się ze wszystkich sił, podążały za szybko przemieszczającą się jednostką. Koła wozów świeżo wyładowane sześćdziesięcioma granatami zapadły się do połowy szprych w przeklinanym przez powożących grząskim piasku. W tym momencie, gdybyśmy mieli koła z gumowymi oponami, bicze woźniców nie zostawiały tak grubych pręg na naszych dyszących wschodniopruskich koniach, jednak czas naglił, musieliśmy się spieszyć, tak jak cały świat wokół w tych dniach.

Ze wzgórz położonych 1,5 kilometra na zachód od Dylewa zwiadowcy zauważyli pierwsze oddziały wycofującego się wroga. Aby zadać prawdziwie druzgocący cios, należało się spieszyć.

Oba plutony artylerii konnej zajmują pozycje strzeleckie za wzgórzami, aby móc skupić swój ogień na centralnej i południowej części Dylewa. 4. Szwadron z dwoma przydzielonymi mu działonami moździerzy skupią się na południowej części Dylewa. 2. i 3. Szwadrony szarżują bardziej jeszcze na południe, aby wypaść na drogę prowadzącą do Ostrołęki i odciąć odwrót polskim oddziałom. Sztab regimentu pozycje przy plutonach artylerii. Atak rozpoczyna się, gdy działa kawalerii otwierają ogień.

Pierwszymi wycofującymi się oddziałami byli rowerzyści, za nimi szli rozproszeni strzelcy, pojazdy, wozy z amunicją, pojazdy karabinami maszynowymi i dwa działa. Wszystko te oddziały wcześniej zatrzymały się w Dylewie, prawdopodobnie w celu przygotowania w okolicy kolejnej linii obrony.

W międzyczasie 4. Szwadron, który dostał zadanie działać w południowej części Dylewa, wraz z dwoma działonami moździerzy, przedostał się niezauważony na odległość około 500 metrów od skraju wsi.

Dwa wysłane szwadrony, których nie były już widać ze stanowiska dowodzenie, musiały również osiągnąć swój cel, gdy cztery działa artylerii konnej, a sekundę po nich cztery moździerze otworzyły ogień do niczego nie spodziewających się polskich oddziałów w Dylewie. Ogłoszony alarm i efekt ostrzału, musiały wzbudzić u Polaków podejrzenie, ze atakuje ich znacznie większa formacja niż  pułk kawalerii.

Efekt ostrzału był lepszy niż oczekiwano. Panikę i zamieszanie wywołane wybuchami można było obserwować ze wzgórza. Pojedyncze konie wybiegły z wioski, kilka pojazdów próbowało w galopie opuścić południową część wioski. Jednak wszyscy co uciekali spod ostrzału artyleryjskiego wpadli na serie karabinów maszynowych 4. Szwadronu, który w międzyczasie dotarł na skraj wioski. Ostrzał artyleryjski został przeniesiony do przodu i wyjazd ze wsi został całkowicie zablokowany. Pozostawiając za sobą ciężką broń i pojazdy, niektórzy nadal próbowali uciekać na wschód, ale również zostali złapani przez intensywny ogień artylerii i karabinów maszynowych. Szwadron polowy wkraczający do wioski nie miał już ciężkiej pracy do wykonania.

Oberleutnant Twer,

5. Szwadron 2. Regimentu Kawalerii.

 


Natarcie w kierunku Różana

W nocy z 3 na 4 września nadszedł rozkaz, który podporządkowywał brygadę Korpusowi Armijnemu, który stanowił lewe skrzydło armii. W tym samym czasie brygada otrzymała rozkaz osłaniania lewej flanki Korpusu Armijnego, który częściowo skręcił na południowy zachód, aby zatrzymać polskie jednostki wycofujące się z północy na południe i bronił się przed polską dywizją zbliżającą się od południa.

Aby wypełnić przydzielone zadanie sztab brygady postanowił, ze należy opanować dominujące wzgórza w pobliżu wsi Bogate. Zaplanowano, że szwadrony 2. Regimentu Kawalerii zaatakują z południowo-zachodniego skraju wsi Gostkowo na Szczuki, a 1. Regiment Kawalerii północno-zachodnim skrajem Gostkowa na Bogate.

Z meldunków grup zwiadowczych wysłanych wczesnym rankiem przez 2. Regiment Kawalerii wynikało, że wzgórza przy wsi Bogate - zalesiony teren koło Wężewa – Dwór Żbiki – Szwejki – Raczki są obsadzone przez polskie oddziały.

Gdy czołowe oddziały 2. Regimentu Kawalerii dotarły na punkt topograficzny 120 (znajdujący się 1 km na północ od wsi Dwór Żbiki), a główne siły do rejonu na południe od Gostkowa, zostały wzięte pod ostrzał polskiej artylerii. Bateria podążająca za regimentem otworzyła ogień w kierunku polskich pozycji na linii Wężewo - Dwór Krasne.

Zgodnie z rozkazami brygady, oddziały utrzymywały pozycję na wyniesionym terenie przy punkcie 120. Polskie oddziały znajdujące się pod ostrzałem wycofały się do wsi Dwór Żbiki, a później również z pozycji koło Wężewa do wsi Mosaki.

Szwadrony 1. Regimentu Kawalerii napotkały spore oddziały polskie przed wzgórzami znajdującymi się na zachód od wsi Bogate. Ponieważ polska artyleria ostrzeliwała również główne siły regimentu, pozostawiono na miejscu tylko przedni szwadron, a oddziały regimentu zostały rozmieszczone bardziej na północ, aby zaatakować wzgórza znajdujące się na zachód od wsi Bogate. Dwie godziny po rozpoczęciu ataku, wzgórza znalazły się rękach regimentu i przygotowano się na nich do obrony.

Późnym popołudniem nadeszły rozkazy ze sztabu korpusu , aby utworzyć przyczółek na wschodnim brzegu Orzyca, aby oddziały korpusu mogły ruszyć na Stary Podoś.

Sztab brygady pozostawił 2. Regiment Kawalerii na wzgórzach znajdujących się na południowy zachód od wsi Bogate, 1. Regiment Kawalerii został zluzowany przez oddziały Batalionu Kolarzy, a następnie skierował się przez Bogate - Płoniawy na Stary Podoś, aby utworzyć nakazany przyczółek. Oddziały zwiadowcze stwierdziły, ze wieś jest wolna od polskich oddziałów. Regiment dotarł do wsi około godziny 23:00 bez kontaktu z polskim oddziałami. W nocy jeden szwadron utworzył przyczółek, a główne siły regimentu zajęły pozycje w wiosce. 40. Kompania Pionierów wzmocniła most do nośności 8 ton.

W nocy z 4 na 5 września do stanowiska dowodzenia brygady we wsi Leszno dotarł nowy rozkaz ze sztabu korpusu. Zamiarem korpusu było w dniu 5 września z linii Pęczki - Bartołdy - Sierakowo po przekroczeniu rzeki Orzyc wyjść na linię Maków Mazowiecki - Gąsewo.

W związku z tym 1. Brygada Kawalerii  miała utrzymać zdobyte  przyczółki w Bolkach (na północ od Makowa) i pod wsią Stary Podoś. Dlatego też sztab brygady postanowił pozostawić 1. Regiment Kawalerii we wsi Stary Podoś, a głównymi siłami ruszyć przez Dwór Krasne - Węgrzynowo do Makowa, aby utworzyć przyczółek w Bolkach, rozstawiając Batalion  Kolarzy na drodze Przasnysz – Maków, a 2. Regiment Kawalerii na południowy zachód od tej pozycji.

Wysłany o świcie zwiad zameldował, ze polskie oddziały opuściły  swoje pozycje w pobliżu miejscowości Szczuki i Mosaki.

Batalion Kolarzy ruszył w kierunku Makowa  o godzinie 7:00 i dotarła tam o godzinie 9:30 nie napotykając polskich oddziałów. Utworzono przyczółek w Bolkach i wzmocniono most. Drewniany most w Makowie został zniszczony przez polskich saperów na krótko przed przybyciem batalionu.

Szwadrony 2. Regimentu Kawalerii przemieszczały się przez Mosaki – Zakrzewo w kierunku  Zakliczewa. Zbliżając się do Orzyca na południe od Makowa, napotkały już pozycje obronne utworzone przez kolarzy na południowym wylocie z Makowa. Kawalerzyści przekroczyli rzekę Orzyc brodem znajdującym się na zachodnim skraju Zakliczewa i zajęli przyczółek.

W południe nadszedł nowy rozkaz ze sztabu korpusu.

Dywizja Pancerna Kempf rankiem podeszła w rejon Różana. 1. Brygada Kawalerii miała natychmiast ruszyć przez Perzanowo na Różan, aby wieczorem, jeśli to możliwe, zdobyć twierdzę razem jednostkami dywizji pancernej.

Jako pierwsi w kierunku Perzanowa ruszył Batalion Kolarzy, a za nim 2. Regiment Kawalerii.

Szwadrony 1. Regimentu Kawalerii ruszyły w kierunku wsi Lipniki, gdzie dotarły przez Dąbrówkę.

Pod wsią Załuzie kolarze napotkali nieduży oddział polskiej kawalerii, który po krótkiej walce odepchnęli w kierunku Różana.

Gdy jednostki brygady zbliżyli się do Różana, słychać było odgłosy walki.

Na wschód od Podborza, batalion kolarzy napotkał jednostki niemieckie stanowiące zachodnia flankę Dywizji Pancernej Kempf, które okopały się daleko na północ od Różana. Sam Różan był ostrzeliwany przez artylerię Dywizji Pancernej Kempf. Jednostki dywizji początkowo utworzyły pozycję obronną  po obu stronach drogi Maków – Różan. Dowódca Batalionu Kolarzy osobiście odszukał dowódcę jednostki SS, którego stanowisko dowodzenia znajdowało się na małym cmentarzu, a które to stanowisko było pod silnym ostrzałem karabinów maszynowych, strzelających ze wszystkich stron. Tego dnia było już za późno, aby Batalion Kolarzy włączył się do walki. Zaplanowany na zmierzch atak czołgów Dywizji Pancernej nie przyniósł żadnego efektu.

Ponieważ w międzyczasie zrobiło się ciemno, sztab brygady wydał rozkaz, aby Batalion Kolarzy odpoczął  w lesie na zachód od Podborza i we wschodniej części wsi Załuzie, rozstawiając silne stanowiska obrony od strony Różana.

2. Regiment Kawalerii zatrzymał się obozem zachodniej części Załuzie-Kolonia ze stanowiskami osłaniającymi skierowanymi na południe, a 1. Regiment Kawalerii w okolicach Lipnik.

Już z daleka było widać, że nad częściowo podpalonym Różanem wnosiła się jasna łuna pożogi.

 

Walki po przeprawieniu się przez Narew

W nocy z 5 na 6 września sztab brygady wyznaczył 2. Regimentowi Kawalerii przeprowadzenie rozpoznania na drodze Różan - Pułtusk.

Tej samej nocy 1. Brygada Kawalerii została podporządkowana 12. Dywizji, która miała przeprawić się przez Narew.

Zamiarem korpusu było rozmieszczenie 1. Brygady Kawalerii na północ od 12. Dywizji. Jednakże, ponieważ Różan wciąż znajdował się w rękach polskich oddziałów, przesunięcie brygady wzdłuż drogi Różan - Ostrołęka na północne skrzydło 12. Dywizji było niewykonalne.

Gdyby brygada chciała użyć lokalnych dróg, to przeszkadzałaby przemieszczającym się jednostkom 1. i 12. Dywizji Piechoty, a biorąc pod uwagę stosunkowo dużą odległość, dotarłaby zbyt późno, aby móc skutecznie wesprzeć dywizję.

Za zgodą sztabu 12. Dywizji zdecydowano się więc, że brygada przekroczy Narew w rejonie wsi Dzbądz lub Brzóze, aby poprzez atak na Kunin i Czarnowo odciąć polskim oddziałom drogę na wschód. Decyzja ta ułatwiła 1. i 12. Dywizji przekroczenie Narwi.

2. Regiment Kawalerii ruszył wczesnym rankiem 6 września i przez Rzewnie zbliżył się do wsi Mroczki-Kawki. Z rozpoznania wynikało, że pod Dźbądzem i Brzózem, oraz na południe od tych wsi, na drugim brzegu rzeki polskie oddziały miały umocnione pozycje obronne, a po tej stronie Narwi mieli nieliczne oddziały. Rano jednak polskie oddziały wycofały na drugą stronę Narwi. Rekonesans przeprowadzony osobiście przez dowódcę 2. Regimentu Kawalerii pod wsią Brzóze wykazał, że Polacy na drugim brzegu Narwi byli rozstawieni szeroko, wciąż budowali okopy i nie przestrzegając żadnych środków bezpieczeństwa, ściągali zaopatrzenie, a do tego część żołnierzy kąpała się rzece.

Teren na brzegu rzeki, który obsadzały polskie oddziały był położony niżej niż zachodni brzeg i doskonale było widać co się na nim dzieje aż do skraju lasu za nim. Teren był niezwykle korzystny do przeprowadzenie ataku przez rzekę.

Sztab brygady postanowił rozmieścić pozostałe oddziały w pobliżu miejscowości Brzóze i wraz z 2. Regimentem Kawalerii, przeprowadzić atak w celu przekroczenia Narwi. Wczesnym popołudniem oddziały brygady nie zauważone przez polskich obserwatorów zajęły wyznaczone pozycje.

Zadaniem 1. Regimentu Kawalerii było nacierać przez Brzóze - Kunin w kierunku Czarnowa na głęboką flankę polskich oddziałów, gdy tylko 2. Regiment Kawalerii po udanym ataku przez Narew utworzy przyczółek.

Po południu jeden ze szwadronów 1. Regimentu Kawalerii otrzymał specjalne rozkazy od korpusu, aby nacierać w kierunku Różana od zachodu i rozpoznać znajdujące się tam polskie pozycje. Szwadron wkroczył do płonącego miasta przełamując słaby opór i odkrył, że wschodni brzeg Narwi w pobliżu Różana jest nadal silnie obsadzony przez polskie oddziały.

Tego dnia Batalion Kolarzy pozostał w rezerwie brygady w rejonie miejsc, gdzie oddziały stały obozem na noc i prowadził ciągły rekonesans w kierunku Różana. Dywizja Pancerna została wycofana poprzedniej nocy, by wykonać nowe zadanie na północy. Rankiem, zauważono że polskie oddziały stopniowo wycofują się z fortów na północnym i zachodnim skraju miasta.

W międzyczasie, w godzinach popołudniowych zakończono rozmieszczanie do ataku przez Narew oddziałów 2. Regimentu Kawalerii. Dwie baterie artylerii konnej, pluton pionierów, oraz dwa plutony dział i pluton karabinów maszynowych z 1. Regimentu Kawalerii, które zostały w tym celu podporządkowane 2. Regimentowi. O godzinie 18:00 artyleria i cała ciężka broń nagle otworzyły ogień. W tym samym czasie oddziały uderzeniowe dowodzone przez dowódcę szwadronu ruszyły w kierunku Narwi i wbiegli do rzeki. Woda, której głębokość nie była wcześniej znana, sięgała do ramion, a w niektórych miejscach trzeba było płynąć.

Oddziały uderzeniowe dotarły na drugi brzeg i jeszcze będąc w wodzie wrzuciły granaty ręczne do przednich okopów Polaków, a kilka sekund później ta część pozycji znalazła się w ich rękach.

W tym samym czasie zwodowano duże tratwy, na których przeprawiła się reszta szwadronu oraz dowódca regimentu i jego sztab. Za tratwami pozostałe szwadrony konno przekroczyły rzekę. Polskie oddziały całkowicie zostały zaskoczone tym atakiem. Chociaż po południu polscy obserwatorzy zauważyli  ruch na wschodnim skraju wsi Brzóze, to prawdopodobnie uznali, że to tylko patrole zwiadowcze, które widziano również na innych odcinkach rzeki.

Polscy żołnierze wytrwali na pozycjach podczas ostrzału artylerii i broni ciężkiej, jednak w momencie pierwszej fazy ataku na pozycje, przeprowadzonej przez oddziały szturmowe, uciekali na oślep w kierunku lasu. O godzinie 18:40 osiągnięto cel natarcia, czyli wschodni skraj wsi Michałowo Nowe, a o godzinie 20:00 przy świetle płonących domów i zagród umocniono się na przyczółku. Zdobyto jedno działo, kilka moździerzy i karabinów maszynowych oraz duże ilości amunicji, a także wzięto 11 jeńców.

Brygada była więc pierwszą jednostką 3. Armii, która przekroczyła Narew.

1. Regiment Kawalerii (bez jednego szwadronu) przybył w międzyczasie do wsi Brzóze, około godziny 20:00 przeprawił się konno przez Narew i skierował się do Kunina. Szwadron motorowy musiał początkowo pozostać w tyle, ponieważ budowa promu nie została jeszcze ukończona. Rozpoznanie przeprowadzone w Czarnowie i na drodze prowadzącej na wschód od Różana przekazało meldunek, że wsie Ponikiew Mała i Czarnowo są słabo obsadzone przez polskie oddziały.

Regiment, który składał się tylko z trzech szwadronów kawalerii, dotarł do Kunina około 22:00 i napotkał rozproszonych polskich żołnierzy w zalesionych rejonach na północ od Kunina. Zostali oni szybko wyparci. Od tego momentu w ciemnościach spieszony regiment maszerował po obu stronach drogi Kunin - Ponikiew Duża w kierunku drogi Różan - Ostrów.

W pobliżu drogi Różan - Ostrów usłyszano się terkot pojazdów. Drogą przemieszczała się polska bateria i wozy zaopatrzenia. Polska kolumna została zaatakowana i zniszczona ostrzałem z karabinów. Odgłos starcia zaalarmował polskie oddziały, które najwyraźniej zostały ściągnięte pociągiem i rozładowane w Goworowie, w Ponikwi Małej i w Pasiekach.

Jak później ustalono, przed 1. Regimentem Kawalerii znajdowały się co najmniej cztery bataliony piechoty, z których większość musiała pochodzić z oddziałów sprowadzonych jako posiłki, które wg znalezionych map miały za zadanie odeprzeć niemieckie oddziały, które przekroczyły Narew.

W międzyczasie jeden szwadron 1. Regimentu Kawalerii przekroczył szosę Różan - Ostrów, pozostałe szwadrony podążały nieco na południe po obu stronach szosy Kunin - Ponikiew Duża. Na tej drodze, w zupełnej ciemności, niespodziewanie napotkali polskie oddziały w sile pułku piechoty i doszło do walki na bliskim dystansie. Walka wręcz była trudna ze względu na panujące ciemności i przewagę liczebną po polskiej stronie. Niemieckie szwadrony zdołały wytrwać w walce dzięki zorganizowanemu działaniu w małych grupach bojowych. Na zmianę to Polacy atakowali, to kawalerzyści kontratakowali.

Pierwsze promienie świtu ułatwiło prowadzenie bitwy. Niedobór amunicji rozwiązywano poprzez wydawanie zdobytej amunicji. Rano sytuacja się wyklarowała. Natarcie Polaków załamało się i niedługo później zaczęli oni wycofywać się na wschód, pozostawiając za sobą około 150 poległych i rannych. Wzięto 100 jeńców, zdobyto masę karabinów i jeden karabin maszynowy, inną broń i dużo amunicji.

Na prośbę 1. Regimentu Kawalerii o wsparcie, 2. Regiment Kawalerii wysłał szwadron przez Kunin w kierunku Wólki Kunińskiej. Patrole zwiadowcze meldowały około godziny 6:30, że Kunin jest obsadzony przez polskie oddziały. Jednak szwadron we wsi nie napotkał oporu i dopiero dalej natknął się na dwie polskie kompanie wycofujące się na wschód, które zostały wzięte pod ostrzał.

Po otrzymaniu meldunku o sytuacji w 1. Regimencie Kawalerii, szwadrony 2. Regimentu Kawalerii otrzymały rozkaz ruszyć przez Kobylin w celu zdobycia wniesień w pobliżu Pasiek i dania wsparcia 1. Regimentowi. Oddziały Batalionu Kolarzy po nocnym przedzieraniu się przez piaszczyste drogi zluzowały oddziały 2. Regimentu na pozycjach przyczółka.

2. Regiment Kawalerii zbliżył się do Kobylina około godziny 9:00. Szwadron awangardy został ostrzelany z bliskiej odległości z zalesionych obszarów na wschód od wioski. W tym samym czasie z lasu wybiegli Polacy i zaatakowali z bagnetami nasadzonymi na karabiny.

Atak załamał się w niewielkiej odległości przed pozycją szwadronu. Polacy tracąc 38 poległych i wziętych do niewoli, wycofali się do lasu z którego zaatakowali. Oddziały regimentu, które w międzyczasie opuszczały Kobylin, dostały się po silny ostrzał piechoty i karabinów maszynowych. Oddziały rozwinęły się z prawo i w galopie ruszyły do ataku w kierunku skraju lasu z zadaniem dotarcia do Pasiek. Polskie oddziały pozostawiając za sobą wiele broni i amunicji, krok po kroku były spychane na północ. Cel ataku, Pasieki, został osiągnięty o godzinie 12:00. Według zeznań jeńców, polskie oddziały zostały do Pasiek przerzucone koleją z Łomży i znad granicy z Litwą.

O godzinie 13:00 dowódca brygady rozkazał rozpoznać teren w kierunku wsi  Zastawie.

W międzyczasie brygada została ponownie podporządkowana dowództwu  Korpusu Armijnego.

Patrole zwiadowcze, wysłane do Goworowa i wsi Brudki zameldowały, że w Goworowie znajdowały się oddziały polskiej piechoty, w Brudkach nie było polskich oddziałów, a kolumny z zaopatrzeniem i amunicją przemieszczały się drogą na wschód.

Po południu 1. Regiment Kawalerii przemieścił się do Józefowa na zachodnie skrzydło 2. Regimentu Kawalerii. Wieczorem stanął tam na odpoczynek ustawiając placówki osłonowe skierowane na północ, 2. Regiment Kawalerii znajdujący się na wschód od 1. Regimentu rozlokował się pod Pasiekami wystawiając placówki osłonowe na północy i wschodzie.

Batalion Kolarzy, który rano przekroczył rzekę ze swoim sprzętem, aby zluzować oddziały 2. Regimentu Kawalerii na przyczółku, po południu opuścił pozycje na przyczółku i udał do Kobylina na odpoczynek, wystawiając placówki osłonowe na wschodzie. Jeden szwadron pozostawiono na zachodnim brzegu Narwi w pobliżu miejscowości Brzóze, aby zabezpieczyć przeprawę dla kolejnych oddziałów tyłowych i motorowych. Jednak większość z nich, w tym pozostała część Kompanii Pionierów i 40. Kompanii Wozów Pancernych, po jakimś czasie mogła już przeprawić się przez Różan, drogą do Ostrowi.

 

Relacja z przeprawy kawalerii przez Narew

W historii wojen dobrze bronione linie rzek często stanowiły przeszkodę dla marszu zwycięskich wojsk. 3 Armia, która posuwała się z Prus Wschodnich na południe, musiała przekroczyć dwie główne rzeki na swoim odcinku natarcia. Były to Narew, od której to w 1914 r. wzięła nazwę armia rosyjska nacierająca na Prusy Wschodnie, oraz rzeka Bug. Pokonanie Narwi było trudniejszym zadaniem, ponieważ Polacy stawiali silniejszy opór w ciągu pierwszych kilku dni.

5 września, po stoczeniu kilku bitew w Polsce, wyruszyliśmy w kierunku wschodnim. Słyszymy coraz głośniejsze odgłosy walk. To Dywizja Pancerna Kempf walczy o przeprawę przez Narew pod Różanem. O zmroku jesteśmy jeszcze 15 kilometrów od Różana. Nasza brygada nocuje pod Perzanowem.

W dniu 6 września jedziemy w kierunku południowo-wschodnim. Około południa docieramy do lasu na zachód od wsi Brzóze. W tym miejscu mamy przekroczyć Narew i odciąć drogę odwrotu polskim oddziałom walczącym pod Różanem.

2. Regiment Kawalerii otrzymał rozkaz, by przeprawić się przez Narew w celu zdobycie przyczółka. Nasz dowódca regimentu rusza przodem z kilkoma oficerami na rozpoznanie. Wschodnia strona Narwi jest obsadzona przez oddziały polskie. Polacy spodziewają się ataku, ale jeszcze nas nie zauważyli, ponieważ wciąż budują okopy. Polski samolot krążący nad nami zostaje zestrzelony przez niemiecką maszynę po krótkiej walce powietrznej.

Około godziny 16:00 oddziały regimentu zostają poderwane na równe nogi. Oczywiście każdy stara się unikać głośnych dźwięków. Nasze drużyny przemieszczają działa na stanowiska ogniowe. Pozycja B jest ustanowiona we wsi Brzóze. Po naszej prawej stronie pionierzy przygotowali swoje gumowe pontony. Przed nami rozstawił się spieszony 3. i 4. Szwadron. Cała ciężka broń regimentu jest już w pozycjach strzeleckich. Przenosimy amunicję do dział, każdy chce zrobić Polakom niespodziankę, bo atak musi się udać za wszelką cenę.

Wszyscy czekają na moment ataku. Polacy już się zorientowali. Pojedyncze serie karabinów maszynowych już świszczą nad naszymi głowami. Wraz z wystrzeloną flarą otwieramy ogień. Strzelamy najszybciej jak potrafimy, bo to ułatwi przeprawę naszym towarzyszom z 3. Szwadronu. Pod osłoną ciężkiej broni pionierzy przeciągają łodzie do rzeki, strzelcy przesuwają się do przodu, a drużyny 3. Szwadronu brodzą w wodzie, by o własnych siłach przeprawić się przez rzekę.

Polacy się bronią. Wściekły ogień karabinów maszynowych odgryza się w naszym kierunku. Wkrótce jednak polskie pozycje przesłania dym naszych pocisków artyleryjskich i opór obrońców słabnie. Gdziekolwiek jeszcze pojawia się opór to zostaje wzięty pod ostrzał. O zmroku pierwsze szwadrony przekroczyły rzekę i utworzyły przyczółek. Spieszeni kawalerzyści prowadzą konie nad rzekę i zaraz po tym jak zostaje rozpoznany bród, przekraczają koryto rzeki na koniach. My początkowo pozostajemy na pozycja strzeleckich, a artyleria, której zapewniamy osłonę, ściga uciekających Polaków. Naszym oczom ukazuje się romantyczny obraz, czyli płonące gospodarstwa, których kilka ucierpiało podczas walk.

Wielu kawalerzystów przemyka obok jak duchy. Ktoś przed nami woła lekarza. Nasze oddziały również poniosły straty. Ale pędu jeźdźców nie da się już zatrzymać. Każdy chce jak najszybciej przekroczyć Narew. Około godziny 20:00 nasz pluton również rusza w kierunku Narwi. Nie możemy jednak przeprawić się od razu, ponieważ łodzie są potrzebne do przetransportowania innych oddziałów.

Jednak dowódca naszego szwadronu, oberleutnant Schlemminger, nie chce czekać na naszą kolej. Wysyła więc zwiad wzdłuż Narwi, by znaleźć bród lub prom, którym można by przeprawić działa. Niestety, nie udaje się znaleźć odpowiedniego punktu przeprawy, więc szwadron musi czekać do świtu na swoją kolej. W nocy artyleria konna ostrzeliwuje polskie linie komunikacyjne na tyłach. Wczesnym świtem 7 września przekraczamy Narew. Nasze działa są przeprawiane na prowizorycznych promach.

Rzekę przekraczamy na koniach. Udaje się bezproblemowo, ponieważ woda sięgała tylko do ud. My, kawalerzyści, jesteśmy szczególnie dobrzy w przekraczaniu rzek i jesteśmy z tego dumni. Na wschodnim brzegu nie otrzymujemy możliwości postoju. O razu ruszamy w głąb Polski, bo każdy chce jak najszybciej dorwać nieprzyjaciela.

Wachmistrz Wollschlager

5. Szwadron 2. Regimentu Kawalerii

 


 

Relacja z walki 1. Szwadronu/1. Regimentu Kawalerii, która miała miejsce pod Czarnowem w dniach 6-7 września 1939 r.

Wieczorem 6 września po przeprawieniu się przez Narew ogrzewaliśmy się przy ognisku na skraju płonącej wsi. Myśleliśmy, że zostaniemy tu na noc aby zabezpieczyć przeprawę przez rzekę dla kolejnych szwadronów. Jednak, gdy tylko wachmistrz Eder rozpoznał trasę marszu i zameldował, że wieś Kunin jest wolna od nieprzyjaciela, padł tak „popularny”, szczególnie w nocy rozkaz:

 „Przygotować się!”.

Ponownie wyruszyliśmy w ciemności nocy. Wioskę Kunin zastaliśmy całkowicie opuszczoną. Spotkaliśmy tam jeźdźca z 3. Szwadronu, który wracał z patrolu zwiadowczego i złożył raport zgodnie z regulaminem, a następnie jęcząc zsiadł z konia. Mimo ciężkiego postrzału w biodro udało mu się dojechać do swoich. Zdążyliśmy jeszcze sprawdzić kilka domów w poszukiwaniu chleba, ale nic nie znaleźliśmy. Jak zwykle, Polacy wszystko ukryli w lesie. Następnie ruszyliśmy pieszo, prowadząc konie,  dalej. Karabiny maszynowe zostały nieco z tyłu.

Panowało nieco nerwowe napięcie. Nic nie było widać, a jednak wróg musiał być blisko. Nagle usłyszeliśmy stukot kół z przodu. Znajdowaliśmy się tuż przed szosą Różan – Ostrów Mazowiecka. Padł rozkaz:

„Strzelcy i karabiny maszynowe na czoło”.

Gdy wciąż posuwaliśmy się naprzód, z przodu zaczęła się zaciekła strzelanina. To 1. Pluton zaatakował kolumnę na szosie. Nasz oddział zdążył tylko trochę postrzelać.

Bardzo szybko widmowe postawie i pojazdy z krzykiem i dudnieniem zniknęły w ciemnościach nocy. Wzdłuż drogi, a zwłaszcza po jej prawej i lewej stronie, w rowach i na polach leżały kuchnie polowe, wozy amunicyjne i bagażowe, martwe i ranne konie. Wszyscy rzucili się, by zdobyć coś do jedzenia lub papierosy. Następnie otrzymałem rozkaz natychmiastowego udania się z moim plutonem na skraj lasu, około 300 metrów dalej, aby sprawdzić, czy las jest wolny od wrogów. Z 12 ludźmi ruszyłem przez kartoflisko w kierunku ciemnego skraju lasu.

Po raz kolejny mieliśmy szczęście i dotarliśmy do lasu bez szwanku. Niedaleko skraju lasu znajdowało się małe gospodarstwo. Na podwórzu stał Panjewagen [chłopski wóz], obładowany walizkami pięciu oficerów, którego zaprzęgnięte konie zatrzymał płot. W końcu zdobyliśmy przyzwoity łup.

Musieliśmy jednak pamiętać o naszej misji. Wokół lasu znajdowało się wysokie na 2 metry, solidne ogrodzenie z siatki drucianej, a około 50 kroków dalej, na otwartej przestrzeni, można było dostrzec jedynie niewyraźnie zarysy dużego budynku. Potrzebowaliśmy światła. W tym momencie unteroffizier Hertel podpalił stodołę.

Gdy tylko płomienie objęły dach, przez tylne drzwi na koniu wyjechał Polak. Trzy strzały i padł. Dumni z naszej celności pobiegliśmy do jak nam się zdawało zwłok. Ale facet wcale nie był martwy, nawet nie był ranny. Aby zademonstrować nam swoje niezachwiane postanowienie, że nie ma żadnego zamiaru wejść w nieprzyjemny konflikt z niemieckimi żołnierzami, leżał na plecach z obiema rękami i obiema nogami wyciągniętymi prosto w górę.

Zabraliśmy dzielnego wojaka do wozu z bagażem i zostawiliśmy tam wartownika. Zrobiło się wystarczająco jasno. Szybko wycięliśmy dwa otwory w ogrodzeniu i przeczołgaliśmy się przez nie. Okazało się ze mamy do czynienia z budynkiem koszar.

W do budynku biegło mnóstwo kabli telefonicznych. Przecięliśmy je bagnetami. Obszedłem cały kompleks, ale nie nikogo nie zauważyłem. Dałem osłonę trzech ludzi karabinowi maszynowemu, który rozstawiliśmy na zewnątrz, po czym wszedłem do koszar z trzema innymi, wśród których był fahnenjunker-unteroffizier zu Reisch i unteroffizier Hertel.

Przeszukaliśmy każde pomieszczenie. To był piękny, nowoczesny budynek z dużymi sypialniami, pokojami oficerskimi, umywalniami i prysznicami.

W jednym pokoju paliło się światło! Gdy otwieramy drzwi, wyskakuje na mnie piękny pies myśliwski. Pokój oświetla lampa naftowa stojąca na stole. Nagle dzwoni telefon. Odbieram i podnoszę słuchawkę: „Allo, słucham?”. Po drugiej stronie usłyszałem trzask. Hertel rozbija telefon w drzazgi. Trochę to nietaktownie. Szybko zaprzyjaźniam się z psem i wysyłam go przed siebie. Przeszukuje teren z pasją. Rozbijamy jeszcze kilka telefonów. Wysyłam Reischa z wiadomością, że jest tu fajne miejsce na nocleg i że teren jest całkowicie wolny od nieprzyjaciela.

Przeszukujemy budynki gospodarcze i wykopujemy okopy dla strzelców. Wokół jest pusto. Przychodzi żołnierz z obsady karabinu maszynowego i melduje, że w lesie przed nami słychać dziwne odgłosy. Idziemy tam, ale nic nie słyszę. Właśnie daję ludziom burę, mówiąc im, żeby mają być ostrożni, ale niech nie zgłaszają ze widzieli duchy.

W połowie drogi za nami, po prawej stronie, słychać głośne okrzyki „Urrah” i strzały. Co to znaczy? Regiment jest atakowany! Jesteśmy tu zbędni. Biegniemy więc z powrotem. Znajdujemy dowódcę szwadronu z małym oddziałem w rowie przy drodze.

Jesteśmy na tyłach Polaków, którzy atakują oddziały regimentu od północy. Szybko posuwamy się rowem w kierunku skrzyżowania i w świetle płonących zabudowań widzimy atakujących Polaków. Polaków jest coraz więcej. Głupia sytuacja. Jesteśmy odcięci od regimentu. Ze wszystkich stron słychać huk i krzyki. Oberleutnant Enß wydaje rozkaz:

„Szwadron utrzymać pozycję!”

Czuję się dość głupio z moim pistoletem. Amunicji też nie mamy zbyt wiele. Ale co tam leży w rowie? Jedna skrzynka z amunicją obok drugiej. Chwytam jeden z leżących karabinów i strzelam.

Przeklęty karabin zaciął się po drugim strzale. Ale obok leży jeszcze jeden. No to dawaj. Strzela czysto. Z rowu po drugiej stronie drogi ktoś krzyczy, ze karabin maszynowy się zacina. Nasz karabin maszynowy przestał strzelać, ponieważ w zamku było pełno piachu! Przeskakuję przez drogę z zapasowym zamkiem i oddaję go obsłudze karabinu. Następnie biegnę na stanowisko oberleutnant Enßa, rzucam się obok niego i życzę mu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Piękny urodzinowy poranek!

Gdyby tylko nie było tak ciemno łatwiej by było dostrzec Polaków. Ostrzał od strony pozycji regimentu nasila się.

Okrzyki „Urrah” zanikają i Polacy wycofują się. W tym momencie zbliżyli się do naszej pozycji i teraz na nas skupia się walka. Żaden z Polaków nie dotarł na naszą pozycję. Podczas przerwy w ostrzale unteroffizier Reisch zostaje wysłany z meldunkiem do dowództwa  regimentu. Skacze w ciemność. Mam nadzieję, że pobiegnie bez przeszkód i bezpiecznie dotrze do celu. Polacy atakują ponownie. Tym razem również frontalnie atakują naszą pozycję. Z lewej strony celnie strzela karabin maszynowy, tak że iskry tańczą na drodze, powodując brzęczenie, gwizdanie i buczenie w najróżniejszych tonach. W ferworze walki często strzelamy klęcząc, ponieważ trudno było dostrzec atakujących leżąc.

Obok mnie jest kawalerzysta August Linnemann. Wiem, że ma pistolet maszynowy. Dlaczego nie strzela? Jego bestia też jest pełna piachu i się zakleszczyła. Linnemann prawie płacze z wściekłości. Wyciąga naboje z pasa amunicyjnego karabinu maszynowego i ładuje je do karabinu piechoty. To jest najszybsza metoda, by mógł znowu strzelać. Gdyby tylko było już jasno! Nagle za nami rozległ się huk. Co to było? I jeszcze raz, tylko tym razem przed nami na drodze.

„Jakiś drań rzuca granatami ręcznymi”, stwierdza spokojnie i rzeczowo wachmistrz Grübner. Ale nie trafia w nasz okop. Zawsze przed lub za nim. Jest dla mnie niezrozumiałe, że nikt z nas nie został jeszcze ranny. Strzelamy spokojnie, jakbyśmy byli na polowaniu. Koleś z granatem ręcznym zbliżył się do drogi. Kiedy prostuje się, by znów rzucić, mam możliwość strzelić do niego. To szóste perfekcyjne trafienie tej nocy.

Główny atak dobiegł końca. Zaczyna świtać. Teraz w świetle dnia widać, co zrobiliśmy. Pojazdy i konie leżą wszędzie. Dobiłem kilka rannych koni. Udaje nam się zatrzymać błąkającą się kuchnię polową. Nagle widzimy kompanię Polaków, która nadciąga drogą od strony koszar w lesie. Otwieramy do nich ogień i po kilku strzałach kilku Polaków pada. Pozostali rzucają się na ziemię lub uciekają z powrotem do lasu. Zaraz potem oberleutnant Enß i jego ludzie ruszyli w kierunku lasu. W krótkim czasie oczyścił koszary i las z co najmniej dziesięciokrotnie większej liczby żołnierzy niż liczył jego oddział. Polacy nie zdzierżyli tak śmiałego i bezwzględnego ataku. Bitwa się skończyła. Polacy mieli dość i odeszli. Później dowiadujemy się, że udało nam się zatrzymać i pokonać dwa polskie bataliony.

Fahnenjunker-unteroffizier Reisch oraz Hermenau podczas walk polegli, a kilku innych - niektórzy poważnie - zostało rannych. Ta wiadomość mocno nas dotknęła, gdy w milczeniu żegnaliśmy naszych poległych towarzyszy. Niemniej jednak jesteśmy dumni, że mogliśmy wziąć udział w tej bitwie 1. Szwadronu.

Nikt nie zapomni nocy pod Czarnowem.

Leutnant von Sperber,

1. Szwadron 1. Regimentu Kawalerii.

 

Marsz ku rzece Bug

Nie tylko walki obciążały brygadę. Ostatnie dwa dni były szczególnie uciążliwe dla wszystkich jednostek brygady z powodu głębokiego piasku, który znajdował się nawet na drogach zaznaczonych na mapie. Dla przykładu, aby przerzucić grząskimi drogami zmotoryzowany park mostowy, to dodatkowo zaprzęgano konie przed pojazdami silnikowymi.

8 września 1939 r. brygada otrzymała rozkaz udania się przez Zastawie na wzgórza pod miejscowościami Rząśnik Włościański i Szlachecki w celu osłony wschodniej flanki nacierających na Brok jednostek Korpusu Armijnego oraz z zadanie rozpoznania rzeki Bug pod Brokiem.

Brygada rozstawiła się w dwóch kolumnach:

- prawa (południowa) kolumna:

2. Regiment Kawalerii miał udać się szlakiem prowadzącym na południe od Kaczki, przez Majdan-Suski – Brudki Stare – Bagatele – Modlinek – Jelenie na Przyjmy,

- lewa kolumna:

1. Regiment Kawalerii miał wyznaczony szlak przez Pasieki – Zastawie – Wysocze – Przyborowie – Dwór Zalesie na Sulęcin Szlachecki.

Batalion Kolarzy, miał trzymać się lewej kolumny idącej przez Zastawie.

W trzech skokach najpierw miał być osiągnięty rejon Zastawie, potem Dwór Trynosy, następnie Sulęcin Szlachecki.

Jednostki ruszyły godzinie 6:30. Oddziały rozpoznania rozlokowano na ogólnym kierunku przemieszczania się brygady, a konny oddział rozpoznawczy został wysłano w kierunku przeprawy przez Bug w Broku.

Na południe od Zastawia brygada natknęła się na jednostki 1. Dywizji Piechoty, która nacierała od strony Różana na Ostrów Mazowiecką, a następnie skręciła w kierunku Broku. Z powodu tego spotkania brygada, której czołowe oddziały znajdowały się już na północ od szosy, została ma tym etapie zatrzymana przez sztab Korpusu Armijnego. O godzinie 14:00 1. Brygada Kawalerii otrzymała nowy rozkaz, posuwania się przez Długosiodło do Broku nad Bugiem w celu utworzenia tam przyczółka dla 1. Dywizji Piechoty.

Jednostki zostały skierowane na południowy wschód.

2. Regiment Kawalerii ruszył przez Zastawie – Długosiodło w kierunku miejscowości Poręba Średnia, 1. Regiment Kawalerii przez Kaczkę – Długosiodło w kierunku miejscowości Dudowizna. Do celu marszu dotarły późnym wieczorem.

Batalion Kolarzy, który wyprzedził jednostki 1. Regimentu Kawalerii na trasie jego natarcia, udał się na odpoczynek do lasach nadleśnictwa L. Jeziorko. Jednostka dalekiego rozpoznania zameldowały wieczorem, ze most koło Broku jest wysadzony. Poza tym w terenie nie zauważono polskich oddziałów! …

 

Niemieckie jednostki pionierów budują tymczasowy most w Ostrołęce.