poniedziałek, 21 marca 2022

Lewa flanka, część 19: Pływak

 

Infanterie Regiment (1. Ermländisches) Nr. 150

150. Regiment Piechoty (1. Warmiński)

Autor: praca zbiorowa oficerów regimentu

Opracowanie i tłumaczenie: Jacek Czaplicki

 

 

Narew przy wysokim stanie wód w ostatnich dniach zimy 2022. W głębi widać miejsce forsowania w lipcu 1915 r.

W dniu 20 lipca II. Batalion/150 stanowiący część Regimentu Bürkner znajdował się we wsiach Dobrołęka-Maćki i Żerań Duży, a Batalion von Brause z dwoma kompaniami [ze 150. Regimentu Piechoty] we wsi Żebry-Grzymki, na południe od wsi Stepna-Michałki i na północny zachód od wsi Żebry-Stara-Wieś.

Kompanie czołowych batalionów okopały się, gdyż artyleria rosyjska, choć dość chaotycznie, ostrzeliwała teren. Głównym zadaniem oddziałów jest teraz rozpoznanie Narwi pod kątem możliwości przeprawy. Zalesiony przeciwległy brzeg był gęsto pokryty przypominającymi wydmy górami piasku, na których miały pozycje oddziały rosyjskie, utrzymujące niemiecki brzeg pod ostrzałem piechoty.

Oddziały pozostają na kwaterach i na stanowiskach do 20 lipca. Pogoda dopisuje, w tym dniu żołnierze odpoczywają, odpoczywają również konie, które są bardzo wyczerpane marszem po drogach pokrytych głębokim piaskiem. Niestety, w nocy pogoda się zmieniła, a 21 lipca rano znów zaczęło padać. O godzinie 6:00 wydano rozkaz gotowości do wymarszu, a o godzinie 10:00 oddziały regimentu ruszają w kierunku wsi Strzemieczne-Oleksy (6 km na zachód od wsi Kołaki), gdzie jednak stacjonował już batalion 44. Regimentu Piechoty i trudno było zdobyć osłonę przed deszczem nawet dla części oddziałów. Na szczęście gęsty las zapewnia pewne schronienie, gdyby trzeba było tu rozłożyć obóz. Ale o godzinie 19:00 nadszedł rozkaz z dywizji, aby zluzować Regiment von Massowa (4. Regiment Grenadierów) na pozycji Młynarze – Kołaki. Batalion von Brause otrzymał odcinek Młynarze-Modzele (w połowie drogi między Młynarzami a Kołakami), II. Batalion/147 zajmuje pozycje do wsi Kołaki. Całkowita szerokość stanowiska wynosi ponad 7 km.

Na południu styka się ze stanowiskami 151. Regimentu Piechoty, a na północy z 33. Regimentu Fizylierów. II. Batalion/150 pozostaje we wsi Strzemieczne-Oleksy jako rezerwa regimentu. 


 

 Rano 22 lipca sztab regimentu przeniósł się do wsi Modzele, skąd roztacza się doskonały widok na całą pozycję i nizinę nadnarwiańską, a przez lornetki widać wyraźnie pozycje rosyjskie na przeciwległym brzegu.

Landszturm-Batalion „Danzig I” dalej pozostaje w dyspozycji regimentu jako rezerwa. Dowodzi nim 66-letni Oberstleutnant w stanie spoczynku de la Terrasse, obecnie w mundurze 6. Regimentu Dragonów, który brał już udział w wojnie 70/71 jako oficer, ale jest bardzo energiczny i szczęśliwy, że może być na froncie ze swoimi landszturmistami.

Wieczorem II. Batalion/147 został wycofany z pozycji, zastąpiony przez Landszturm-Batalion i przemaszerował do wsi Żebry-Wierzchlas. Ze wsi Strzemieczne-Oleksy przenosi się tam również II. Batalion/50. Po zapadnięciu zmroku zluzowano również Batalion von Brause, a cały odcinek przejął 330. Regiment Piechoty [Poznański] Obersta Georgi.

W świetle dnia 23 lipca oddziały Batalionu von Brause schwytały rosyjski patrol. Po południu patrole rosyjskie, często brodząc po szyję, w różnych punktach przeprawiały się przez rzekę, aby dokonać rozpoznania niemieckich pozycji. Jeńcy mieli na sobie cienkie, poszarpane lniane mundury, a dodatkowo bez czapek w ogóle nie wyglądali jak żołnierze. Oświadczyli, że mieli się dowiedzieć, czy zachodni brzeg jest już zajęty przez wojska niemieckie.

 

Pierwsza przeprawa przez Narew.

 

Po wycofaniu Batalionu von Brause, cały regiment zgromadził się we wsi Żebry-Wierzchlas i właśnie rozkładał się obozem, gdy nadszedł rozkaz z Brygady Küstera, że regiment o godzinie 1:30 ma być gotowy do akcji i znajdować się na skraju lasu na wschód od Żebry-Stara Wieś. Dla żołnierzy oznaczało to nocny wymarsz o północy a przedtem tylko krótki nocny odpoczynek!

Kiedy rankiem 24 lipca oddziały regimentu dotarły na wyznaczone pozycje, II. Batalion/150 został skierowany do Dobrołęki, gdzie znalazł się pod dowództwem Obersta Weicke.

Oddziały Dywizji Falk miały zadanie przekroczyć Narew o godzinie 3:00 nad ranem.

O godzinie 2:30 rozpoczyna się potężne przygotowanie artyleryjskie, a wkrótce potem do natarcia ruszyła piechota, początkowo pięć batalionów. W tym samym czasie, również ciężka artyleria nieprzyjaciela odpowiedziała ogniem z przeciwnego brzegu, jak również z terenów obok położonych dalej. O godzinie 4:00 bataliony regimentów 33., 44. i 4. bohatersko przeprawiły się przez szeroką rzekę, choć woda często sięgała brodzącym do połowy ciała. Straty spowodowane ostrzałem artyleryjskim wroga były bardzo duże, wielu żołnierzy utonęło. Ponieważ w międzyczasie zrobiło się już jasno, a całe koryto rzeki znajdowało się pod silnym ostrzałem, dalsza przeprawa wydaje się niemożliwa i zostaje wstrzymana na rozkaz dywizji. Ciężka artyleria z twierdzy Ostrołęka skierowała teraz swój ogień również na teren na wschód od Dobrołęki. Oddziały, które już przeszły na drugą stronę rzeki, przeżywają ciężkie chwile. Okopali się oni na piaszczystym brzegu, a rosyjskie oddziały, powtarzającymi się raz za razem atakami, próbują odrzucić bataliony z powrotem za Narew.

Wieczorem II. Batalion/150 zostaje przekazany do dyspozycji 4. Regimentu Grenadierów i przemieszcza się na pozycję znajdujące się na północ od Dobrołęki. III. Batalion/151 z Kompanią Karabinów Maszynowych zostaje włączony do Regimentu Bürkner.

W dniu 25 lipca regiment zostaje rozmieszczony w lesie, na północny zachód od wsi Żerań i przekazany pod dowództwo Obersta Weicke, który ma dowodzić kolejnymi przeprawami przez rzekę. Ponieważ poziom na Narwi podniósł się o 40 cm z powodu ciągłych opadów, nie można już było pokonać jej brodząc. Pojawia się oddział pionierów, który buduje pomost, ale w krótkim czasie zostaje on zniszczony przez ostrzał artyleryjski wroga. W nocy rozpoczęto budowę nowej przeprawy, a park mostowy zostaje podciągnięty bliżej rzeki. Regiment Bürkner ma pozycje niedaleko ciężkiej artylerii i musi rozproszyć stanowiska, gdyż pociski najcięższego kalibru często spadają w pobliżu.

Do wsparcia pionierów, którzy mają teraz budować tratwy potrzebne do przeprawy, zostają przekazani żołnierze z regimentu. Stopniowo, małymi grupami, oddziały regimentu zbliżają się do przeprawy. Jest ciemna, deszczowa i burzowa noc. Artyleria rosyjska, która prowadziła ostrzał w rejonie przeprawy, nadal ostrzeliwała brzeg po niemieckiej stronie, tak że oddziały poniosły znaczne straty i nie było jak przystąpić do budowy tratw. … W końcu przybywa osiem pontonów parku mostowego. Przy stratach w ludziach i sprzęcie zostają one zwodowane i w dwóch miejscach rozpoczyna się przeprawa.

 

W dniu 25 lipca - relacjonuje Unteroffizier Degen z 2. Kompanii/150 - otrzymaliśmy rozkaz przeprawy przez Narew razem z 9. Kompanią. Po sześciu godzinach marszu dotarliśmy do wioski. Tutaj dostaliśmy się pod silny ogień artylerii rosyjskiej, tak, że nie można było już iść dalej. Wieczorem o godzinie 22:00 wznowiliśmy marsz; od wsi do rzeki było jeszcze z kilometr.

Była to ciężka droga, gdyż ziemia była całkowicie zryta przez artylerię rosyjską. Ale mimo ciężkich strat w ludziach dotarliśmy do przeprawy. Na miejscu pionierzy usadowili nas w pontonach i szczęśliwie dotarliśmy na drugi brzeg. Tam od razu się okopaliśmy. Kiedy nad ranem zaczęło się przejaśniać, naszym oczom ukazał się straszny widok. Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie było pełno naszych, zabitych i rannych. O godzinie 6:00 przyszedł rozkaz przedłużenia pozycji na prawo. Nie przeszliśmy nawet 100 kroków, gdy dowódca naszej kompanii, Oberleutnant Baatz, został trafiony i padł martwy na ziemię. Podążaliśmy dalej. Wciąż byliśmy ukryci w lesie, ale przed nami rozciągał się otwarty teren.

Po przekroczeniu skraju lasu, posuwaliśmy się skokami naprzód, nie byliśmy jeszcze ostrzeliwani i w ten sposób zbliżyliśmy się na odległość 50 metrów od pozycji wroga. Wtedy Rosjanie musieli nas zauważyć, bo otworzyli do nas silny ogień z karabinów piechoty i karabinów maszynowych, z tego powodu nie można było posuwać się dalej. Każdy, kto się ruszył, został trafiony, bo byliśmy na zboczu. Okopaliśmy się tam, gdzie leżeliśmy. … Nie zdążyliśmy jeszcze dokładnie się ukryć, a już zostaliśmy ostrzelani przez rosyjską artylerię. Zostaliśmy na miejscu do zmroku, potem przyszedł rozkaz wycofania się. Wracaliśmy wyczerpani. Kiedy nas policzono na miejscu zbiórki, z plutonu zostało tylko 15 ludzi. Bardzo cieszyliśmy się z odpoczynku, bo nie spaliśmy przez dwa dni i dwie noce. Ale nawet teraz nie udało nam się zbytnio odpocząć. Byliśmy ostrzeliwani przez artylerię rosyjską i trwał ciągły ostrzał z flanki, co pewien czas ktoś został trafiony.

W tym miejscu przetrwaliśmy noc i następny dzień. Wieczorem kompania wyznaczyła 20 żołnierzy do przynoszenia jedzenia. Ale żaden z tych mężczyzn nie wrócił, bo kiedy byli na Narwi, pocisk trafił w łódź, a ta natychmiast zatonęła. Następnego dnia rano musieliśmy wrócić na linię frontu i zluzować 9. Kompanię. Byliśmy w okopach ledwo godzinę, gdy Rosjanie zaatakowali z prawej strony. Atak jednak został odparty, ale później cała nasz pozycja znalazła się pod ciągłym ostrzałem. Wszyscy bardzo się ucieszyli, gdy nadszedł wieczór, bo przynajmniej w ciemnościach Rosjanie nie mieli pewnego celu. Wieczorem kazano niektórym ludziom przynieść jedzenie, ale nikt nie chciał iść. Ale głód „boli", więc w końcu znalazło się kilku ochotników. Wyszli o godzinie 19:00 i wrócili o 23:00. Wielu z nich straciło przy tym życie. Dostawcy przynieśli ziemniaki i mięso. Każdy otrzymał cztery ziemniaki i kawałek mięsa. Wodę czerpaliśmy z Narwi, choć było to zabronione. Zabronione było również rozpalanie ognia.

 


Sytuacja przeprawionych jednostek staje się coraz bardziej groźniejsza.

Najwyższy czas, by otrzymali wsparcie. Znów słychać wściekły ogień piechoty, rosyjskie oddziały ponownie atakują. Opróżnionymi pontonami przypływają ranni i jeńcy. Ci ostatni mówią, że wydano rozkaz, by za wszelką cenę odrzucić Niemców za rzekę. Nie wolno brać jeńców, wszystkich należy zepchnąć do Narwi lub wyrżnąć.

Dwa pontony już zatonęły, inne są poważnie uszkodzone. O godzinie w pół do czwartej robi się gorąco, w tym momencie ogień całej artylerii rosyjskiej jest skierowany na miejsce przeprawy, tak że trzeba było wstrzymać wszelkie próby forsowania rzeki. II. Batalion/147 i III. Batalion/151 są już po drugiej stronie, ale 9. Kompania Batalionu von Brause jeszcze nie do końca. Tylko kilka drużyn z tej kompanii, wraz z dowódcą kompanii Oberleutnantem Zanderem, przeprawiło sią na drugą stronę. Oberleutnant Zander płynie z powrotem przez rzekę i melduje, że Rosjanie ciągle atakują, zwłaszcza na lewym skrzydle 33. Regimentu pozycji przyczółkowej i że sytuacja jest bardzo poważna.

(Więcej na temat wyczynu Oberleutnanta Zandera można przeczytać na końcu tekstu).

 

Wszyscy, co są jeszcze po zachodniej stronie rzeki, okopują się. Dalsza przeprawa może zostać przeprowadzona dopiero następnej nocy, jednak po drugiej stronie pilnie potrzebne są posiłki. Przekroczenie rzeki w świetle dziennym oznaczałoby całkowite zniszczenie przeprawiających się oddziałów.

Gdy tylko robi się zupełnie ciemno, przerzut jest kontynuowany. Jednak gdy ma się już tylko kilka sprawnych pontonów, proces ten jest bardzo powolny.

Sytuacja na małym przyczółku staje się coraz bardziej niepewna. Dlatego za wszelką cenę należy go rozbudować, aby dać batalionom przestrzeń do działania. Oberst Weicke wydał więc rozkaz ogólnego natarcia.

O godzinie 2:30, 26 lipca 1915 r., II. Batalion/147 atakuje prawe skrzydło, III./151 lewe, a oddziały centrum idą za nimi. Batalion von Brause podąża za II. Batalionem/147, który ponosząc duże straty, bohaterskim szturmem zdobywa około 1000 metrów terenu do przodu, dzięki czemu dość znacznie powiększa się teren i poprawia sytuacja na przyczółku. III. Batalion/151 poczynił niewielkie postępy z powodu silnego ostrzału piechoty i artylerii przeciwnika.

Po udanym natarciu niemieckim, artyleria rosyjska ostrzeliwuje cały przyczółek i przeprawy przez Narew z niespotykaną zaciekłością, a piechota wyprowadzając liczne powtarzające się ataki, próbuje ponownie wypchnąć niemieckie bataliony ze straconego terenu. Wszystkie ataki są jednak krwawo odpierane. Noc upływa więc w ogromnym napięciu.

Linie telefoniczne z drugą stroną rzeki zostały zerwane w wyniku silnego ostrzału, tak, że wszelka komunikacja z drugim brzegiem została przerwana. Uniemożliwiło to również kierowanie ogniem obserwatorom artyleryjskim.

Zgodnie z rozkazem, sztab regimentu nadal miał swoje stanowisko dowodzenia po zachodniej stronie rzeki. Ponieważ sytuacja na pozycji przyczółkowej stawała się coraz bardziej krytyczna, a większość oddziałów regimentu już się przeprawiła - tylko II. Batalion/150, 9. Kompania/150 i jedna kompania/151 pozostały na zachodnim brzegu - konieczne było przesunięcie stanowiska dowodzenia na pozycje znajdujące się na przyczółku. Trzeba było to zrobić rankiem 26 lipca, czyli nie było co liczyć na osłonę, jaka zapewniała ciemność.

Potrzeba było środków przeprawowych znajdujących się na przyczółku. Z ośmiu pontonów siedem jest już przestrzelonych i zatopionych. Ten, który jeszcze nadaje się do użytku, jest już poważnie uszkodzony. Ze schronu pionierów, zlokalizowanego na wysokim brzegu, do pontonu biegnie dwóch pionierów. Woda w tym miejscu ma głębokość prawie jednej stopy. Pionierzy pospiesznie odbijają. Ledwie łódź znalazła się dwa kroki od brzegu, a już rozległ się trzask i grzmot. Ściana pontonu zostaje kilkakrotnie przebita, odłamek wyrywa dziurę o długości około pół metra. Granat, który uderza w wodę bardzo blisko pontonu, oblewa załogę słupem wody. Jeden z pionierów zostaje ranny, ale szczęśliwie dociera do drugiego brzegu.

Znajdujące się na przyczółku jednostki są mocno wymieszane. Na rozkaz Obersta Weicke, Oberstleutnant Bürkner przejmuje dowództwo nad całym przyczółkiem. Utworzone zostają trzy sektory: prawy obejmuje Regiment Bürkner, środkowy oddziały 44. Regimentu Piechoty i III. Batalion/151, a lewy oddziały z 33. Regimentu Fizylierów i 4. Regimentu Grenadierów.

W najgorszej sytuacji znajdował się 33. Regiment Fizylierów, który mocno ucierpiał, gdyż to na ich pozycje, oddziały rosyjskiej wyprowadzały częste i najsilniejsze ataki. Tylko dzięki wielkiej energii dowodzącego na tej pozycji Majora Kettnera i dzielnej wytrwałości żołnierzy udało się utrzymać pozycję mimo ogromnych strat.

W sumie osiem batalionów znajdowało się w tamtym momencie na przyczółku. Wnocy z 26 na 27 dociera jeszcze II. Batalion/150 oraz brakujące kompanie pozostałych batalionów. Rośnie więc wiara żołnierzy, że uda im się utrzymać na wąskim półkolu [opanowany przyczółek w zakolu rzeki], mimo braku wsparcia artyleryjskiego i mimo przewagi rosyjskiej. Jednak kwestia racji żywnościowych staje się teraz bardzo niepokojąca. Ci, którzy przeszli jako pierwsi, od trzech dni nie mieli już żadnych racji żywnościowych. Tylko w nocy mogą się po nie udać wyznaczeni żołnierze, którzy jednak ponoszą straty podczas przeprawy – możliwej tylko dzięki zbudowanej i uruchomionej tratwie. Żelazne porcje żołnierzy z batalionów, które ostatnio się przeprawiły, zostały rozdzielone między wszystkie oddziały. Wody nigdzie nie ma, trzeba polegać na tej z rzeki, w której pływają zwłoki potopionych żołnierzy, wyrzucane tu i ówdzie na brzeg. Amunicja wymaga pilnego uzupełnienia. Wielu rannych wciąż znajduje się na przyczółku, leżąc w wykopanych w sypkim piasku dołach, które nie dawały im prawie żadnej ochrony. Rannych stopniowo tylko można było przeprawiać przez rzekę w nocy, co zawsze wiązało się z niebezpieczeństwem.

 

Pisze o tym Vizefeldwebel Brechter z 6. Kompanii/150:

 

W nocy z 26 na 27 lipca przeprawiła się 6. Kompania/150. Wcześniej przez 4 dni dostarczano nam mnóstwo jedzenia, paczki z ojczyzny, naboje i żelazne porcje. Przeprawa odbyła się na pontonach pod ostrzałem artylerii i karabinów maszynowych, po czym zajęliśmy okopy oddalone od brzegu rzeki zaledwie o 2-3 metry. Były to okopy rezerwowe, a właściwa pozycja znajdowała się tuż przed nim. Na lewym brzegu Narwi mieliśmy do dyspozycji tylko wąski pas terenu o szerokości od 65 do 120 metrów. Gdy zajmowaliśmy okopy, artyleria rosyjska mocno nas ostrzeliwała. Ze względu na bliskość wroga nie wolno było wykorzystywać oświetlenia i rozpalać ognia. … Ochotnicy wystąp … trzeba było ściągnąć jedzenie. Musieli oni przeprawić się z powrotem przez rzekę na pontonach, potem pokonać kilometr płaskiego otwartego terenu, a później dotrzeć do wsi Stepna-Michałki, gdzie mogli dostać chleb i inną żywność. Oczywiście jedzenie było zimne, gdy do nas docierało. Część żołnierzy, którzy wybrali się po prowiant już nie wróciło. W momencie, gdy wsiadali do łodzi, między nimi spadł pocisk artyleryjski. Dziewięciu ludzi zginęło, piętnastu zostało rannych. To było szokujące! Na szczęście Oberstleutnant Bürkner był zawsze wśród nas i wykazywał żelazny spokój, który udzielał się wszystkim. Tak się złożyło, że wytrzymaliśmy. Z dziewięciu pontonów które mieliśmy, tylko jeden nadawał się do użytku, ale nawet i on był postrzelany.

 

Wyczerpujące walki, brak snu oraz niewystarczające racje żywnościowe odcisnęły swoje piętno na żołnierzach, ale mimo to morale jest zadziwiająco wysokie. …

 

Batalion Kittel (II. Batalion/150) pozostawał w Nożewie w dniach 25 i 26 lipca 1915 r. Od czasu do czasu teren ten był pod rosyjskim ostrzałem artyleryjskim. Po południu i w nocy 26 lipca padał ulewny deszcz. Rano 26 lipca dotarł rozkaz z dowództwa dywizji, że batalion ma przemieścić się do wsi Stepna-Michałki. Odejście z Nożewa musiało zostać zauważone przez nieprzyjaciela, gdyż batalion natychmiast znalazł się pod ostrzałem artyleryjskim (7. Kompania/150 miała jednego zabitego i 17 rannych). O godzinie 21:00, II. Batalion/150 otrzymuje rozkaz od dowództwa brygady, by udać się do Dobrołęki i rozmieścić się na drodze do wsi Maćki. Na miejscu dotarł kolejny rozkaz od Obersta Weicke (z 33. Regimentu Fizylierów), by jednostka razem z Batalionem Schade przeprawiła się przez Narew. Przeprawa rozpoczęła się o godzinie 22:00 i odbywała się na północ od brodu, na pontonach dostarczonych przez pionierów. Przebiegała sprawnie i bez większych zakłóceń.

 

Prawy sektor przyczółka - Regiment Bürkner - został podzielony na trzy pododcinki:

prawym dowodził: Hauptmann Kramme

środkowym: Major Kittel

lewym: Hauptmann von Brause.

 


Trwa ostrzał ze strony piechoty i artylerii. Łączność z tyłami jest możliwa tylko drogą radiową. Największe trudności napotyka zaopatrzenie w amunicję i racje żywnościowe. Batalion Kittel zluzował kompanie 33. Regimentu Fizylierów. Również następnej nocy, z 27 na /28 lipca, Rosjanie ponawiali częste ataki ogniowe piechoty i artylerii.

Po południu Oberst Weicke wydał rozkaz, aby na całym odcinku przejść do ataku zaczynając od prawego skrzydła. Nacierające oddziały natychmiast dostają się pod tak silny ostrzał piechoty i artylerii, że dalsze posuwanie naprzód staje się niemożliwe. Oddziały które ruszyły do natarcia musiały się okopać i mogły wrócić na swoje pozycje dopiero po zmroku. Cały przyczółek ponownie znalazł się pod silnym ostrzałem artyleryjskim wroga.

Kolejne dni upływają na nieustannych walkach. Rosjanie czterokrotnie atakowali wzdłuż całego frontu, nie zdołali jednak przebić się przez niemieckie pozycje, kilkakrotnie doszło do walk na bagnety.

Linie telefoniczne do stanowiska dowodzenia brygady Weicke są zakładane przez ludzi przepływających się z nimi rzekę, ale po krótkim czasie są ponownie zrywane podczas ostrzału. Kwestia wyżywienia staje się coraz poważniejsza, gdyż żelazne porcje zostały już całkowicie zjedzone.

28 lipca wydano rozkaz, by II. Batalion/147 przed zmierzchem opuścił pozycje i przeprawił się na drugi brzeg. Jednak w obliczu silnego ognia nieprzyjaciela tylko jedna kompania zdołała to zrobić, ponosząc przy tym ciężkie straty. Dopiero następnej nocy (28/29 lipca 1915 r.) udało się przeprawić pozostałe kompanie, a ponieważ ogień nieprzyjaciela wyraźnie się zmniejszył, dostarczono wreszcie racje żywnościowe, zwłaszcza chleb, którego brakowało niemieckim żołnierzom od wielu dni. Dowództwo dywizji informuje oddziały na przyczółku, że dalej na południe pozostałe jednostki przeprawiły się brodem przez Narew i będą atakować od południa. To dobra wiadomość, która daje nowe siły niemieckim oddziałom w Kotle Czarownic.

Część I. Korpusu Armijnego przeszła przez Narew brodem, który zlokalizowany był 3 km na południowy zachód od Kamianki. Oddziały rosyjskie w ogóle nie zareagowały na tę akcję, dzięki czemu rozwinięto stamtąd natarcie na pozycje Rosjan, które znajdowały się na południe, na wschód i zachód od Kamianki. Wśród tych oddziałów znalazło się również sześć kompanii pod dowództwem Majora von Kriesa.

23 lipca 1915 r. oddziały I. i III. Batalionu/150 (rozlokowane do tej pory w rejonie Łęgu Przemiejskiego zostały zastąpione przez Landszturm-Batalion „Allenstein” i oddane do dyspozycji 2. Dywizji Piechoty. W ten sposób, nawet jeśli jeszcze nie wróciły do swojego regimentu, to przynajmniej trafiły do tej samej jednostki dywizyjnej, w której znajdowały się pozostałe oddziały regimentu. Oddziały przemaszerowały do wsi Działyń, na zachód od wsi Żebry-Ostrowy, gdzie zajęły kwatery i stanowiły rezerwę korpusu. Przy Landszturm-Batalionie pozostała na jakiś czas tylko Kompania Karabinów Maszynowych.

W nocy 24 lipca 1915r., o godzinie 1:00, rezerwy korpusu zostały przesunięte na drogę prowadzącą ze wschodu do wsi Żebry-Ostrowy, gdzie znajdowało się stanowisko dowodzenia I. Korpusu Armijnego i zajęły tam stanowiska alarmowe.

Około południa do oddziałów dotarła wiadomość, że część oddziałów 2. Dywizji Piechoty dokonała przeprawy przez Narew pod wsią Dobrołęka.

W dniu 25 lipca 1915 r. oba bataliony przeszły na pozycję alarmową w okolicach wsi Żebry-Pieczyska i Stepna-Michałki, gdzie pozostały do następnego dnia. Pogoda była wyjątkowo nieprzyjemna. Deszcz padał bez przerwy.

27 lipca oddziały przemaszerowały przez Żebry-Perosy do zalesionego terenu nad Narwią w okolicach wsi Kołaki, znajdującego się 3 km na południowy zachód od Kamianki, a po południu, przy słonecznej pogodzie, przekroczyły rzekę. Wszyscy rozebrali się i upchnęli swoje rzeczy w tobołkach, które przywiązali do karabinów i przekroczyli rzekę, która w tym miejscu miała niewiele ponad metr głębokości, ale co najmniej 200 metrów szerokości.


 


 

Oprócz oddziałów 150. Regimentu przeszły tędy także, m.in: III. Batalion/33, I. Batalion/151, jeden szwadron kawalerii i dwie baterie artylerii.

Jednostki te, połączone w Brygadę Küster, miały posuwać się na wschód wraz z 83. Rezerwową Dywizją Piechoty, która również została podporządkowana I. Korpusowi Armijnemu i zaczęła przeprawiać się w tym miejscu następnego dnia. Natarcie w kierunku na wschód od Narwi miało odciążyć oddziały walczące ciężko na przyczółku. W następnych dniach toczyły się jednak tylko sporadyczne walki i nie doszło jeszcze do ogólnego ataku, ponieważ należało zaczekać na 83. Rezerwową Dywizję Piechoty, która w dalszym ciągu przemieszczała się na wschód.


 

Dopiero 31 lipca 1915 r. rozpoczęto atak na pozycje rosyjskie na całym froncie, które zdobyto w ciągu dnia po odpowiednim przygotowaniu artyleryjskim. Oddziały I. i III. Batalionu/150, znajdowały się na lewym skrzydle nacierających wojsk. Wzięto kilkuset jeńców.

Również oddziały rosyjskie okalające przyczółek szybko odczuły pojawienie się oddziałów niemieckich na południe od Kamianki, gdyż oznaczało to dla nich poważne zagrożenie z flanki i z tyłu. W nocy z 30 na 31 marca nagle zostały zmuszone do odwrotu. Bataliony niemieckie znajdujące się na przyczółku ruszyły za Rosjanami i po ciągłej walce z rosyjskimi oddziałami straży tylnej, po zapadnięciu zmroku znalazły się na zachód od Kamianki, gdzie stanęły obozem wystawiając umocnione posterunki alarmowe.

W Kamiance spotkali się z innymi batalionami regimentu, najpierw z III. Batalionem/150, który został powitany wiwatami. Po ponad trzytygodniowej rozłące, bataliony regimenty znów mogły walczyć ramię w ramię. Regiment został jednak ponownie oficjalnie połączony dopiero kilka dni później. Dzięki szeroko zakrojonemu rozpoznaniu w nocy i rano następnego dnia ustalono, że zalesiony obszar na wschód od Narwi jest wolny od nieprzyjaciela, który wycofał się na przygotowaną silną linię obrony w pobliżu Borawego.

 

Walki pościgowe ku górnej Narwi.

 

Rano 1 sierpnia 150. Regiment był gotowy do walki u północnego wylotu Kamianki i o godzinie 8:00 wraz z Batalionem von Brause rozpoczął natarcie na pierwszej linii frontu, po prawej stronie drogi Kamianka - Czarnowiec, w celu osiągnięcia skrzyżowania dróg Korczaki - Borawe i Kamianka - Czarnowiec. Po prawej stronie miał połączenie z 2. Dywizją Piechoty, a po lewej z 44. Regimentem Piechoty. II. Batalion/150 podąża za centrum nacierających sił. Na polanie znajdującej się około 1 km na północny wschód od Kamianki, Batalion von Brause zostaje ostrzelany, co powoduje zatrzymanie natarcia. Z przodu wykryto silne pozycje nieprzyjaciela. Naprzeciwko kompanii lewoskrzydłowej (9. Kompania/150.) na wzgórzu znajdowała się silnie rozbudowana rosyjska baza. Luka, która powstała w czasie natarcia między prawym skrzydłem 150. Regimentu a 2. Dywizją Piechoty, została w południe wypełniona przez Batalion Otto (33. Regiment Fizylierów).


 

Nieprzyjaciel znajduje się około 500 metrów naprzeciwko prawego skrzydła 150. Regimentu, a na lewym skrzydle w odległości jedynie 200 metrów. Oddziały okopują się na zajętych pozycjach, a 2. Dywizja Piechoty posuwa się powoli naprzód. Leutnant Mäder zostaje ranny, Offizier-Stellvertreter Ellereit z 8. Kompanii/150, który nawiązał kontakt z oddziałami 2. Dywizją Piechoty, ginie wieczorem od postrzału w brzuch. Ranny zostaje także dowódca 2. Kompanii/150 Leutnant rezerwy Paschke. Noc zakłócana jest kilkakrotnie ostrzałem ze strony rosyjskich żołnierzy. Stawiają tu uporczywy opór i najwyraźniej jeszcze bardziej rozbudowują swoje pozycje. Następnej nocy (z 2 na 3 sierpnia 1915 r.) prowadzony jest ciągły ogień piechoty, ponieważ obie strony starają się utrudnia pracę patrolom. Około godzinie 3:00 rano 8. Kompania/150 melduje, że nieprzyjaciel wycofuje się ze swoich pozycji. Regiment otrzymuje rozkaz, by posuwać się naprzód w jednej linii z oddziałami 2. Dywizji Piechoty. Rosjanie rzeczywiście się wycofali, ale zostawili za sobą małe oddziały, które próbują powstrzymać natarcie. Regiment naciera przez Tobolice - Kaczyny-Starowieś do szosy Ostrołęka – Stacja-Ostrołęka. W tym miejscu oddziały zatrzymały się i umocniły od wschodu i północnego wschodu.

Po otrzymaniu nowych rozkazów kontynuuje się natarcie w rejonie Ław. Batalion von Brause przejmuje zabezpieczenie na odcinku od północnego wylotu z Ław do samej wsi Goworki, a 6. Kompania/150 zabezpiecza drogę do Suska. Sztab regimentu wraz z innymi kompaniami rozkłada się obozem na terenie dworu w Ławach, który jest doszczętnie spalony.

Zniszczenia spowodowane przez wycofujące się wojska rosyjskie, które wydają się być prowadzone zgodnie z jakimś planem, są straszne w całym regionie. Większość wsi, przez które przemieszczały się niemieckie oddziały, została doszczętnie spalona, pozostały tylko tlące się sterty gruzu, a wszędzie dookoła, jak okiem sięgnąć, widać było pojawiające się nowe ogniska pożarów, gęste kłęby dymu i łunę ognia. Z majątku, który również płonie, a na którego podwórzu obozuje sztab regimentu i kompania karabinów maszynowych, widać 19 płonących wsi i majątków.

Wszystkie wioski są opuszczone, ale powoli wracają do nich mieszkańcy, którzy ukryli się w lesie. Opowiadają, że wojska rosyjskie miały rozkaz zostawić za sobą pustynię, aby zatrzymać natarcie Niemców.

Czternaście dni temu zabrali im cały inwentarz żywy i wypędzili wszystkich ludzi. Każdy, kto nie chciał odejść, był zabijany. Spalono nawet snopy zboża i stogi siana na polach, wszystko, co mogło się przydać wojskom niemieckim, miało zostać zniszczone. Brutalny, potworny środek wojenny, w dodatku we własnym kraju!

To, że nieprzyjaciel wycofał się przed oddziałami Regimentu Bürkner z doskonale przygotowanych pozycji pod wsią Borawe, zawdzięczano udanemu natarciu 2. Dywizji Piechoty.

W dniu 2 sierpnia 1915 r. artyleria tej dywizji została znacznie wzmocniona i rozpoczęto gruntowne przygotowanie artyleryjskie. Po tym, jak skuteczny artyleryjski ostrzał trwał przez cały ranek, a sąsiednia dywizja znajdująca się po prawej stronie zaczęła już posuwać się naprzód, dywizja ta również wydała rozkaz "atak w prawo za wszelką cenę”!

Około godziny 14:00 do akcji wkroczył walczący w szeregach tej dywizji I. Batalion/150, do którego dołączyły kompanie Batalionu Kretzschmar. Udało im się zbliżyć do przeciwnika na odległość 100 metrów, a 1. i 4. Kompania/150 zajęły nawet okopy wroga, biorąc 300 jeńców i zdobywając dwa karabiny maszynowe. Za tą pozycją znajdowała się jednak druga, silnie rozbudowana pozycja, a dodatkowo z prawej flanki, od strony majątku Borawe prowadzono silny ostrzał. W rezultacie nie udało się niestety wykorzystać tego sukcesu do otoczenia przeciwnika i odciążenia Batalionu Kretzschmar, który z trudem posuwał się naprzód.

Kompanie tego batalionu musiały nacierać w wyjątkowo silnym ogniu na nienaruszoną pozycję, która dodatkowo na odcinku leśnym była wzmocniona wszelkiego rodzaju przeszkodami (szczególnie duże straty poniosły 12. Kompania/150 i 11. Kompania/147.). Mimo wszystko kompanie nieustannie posuwały się naprzód, aż znalazły się w odległości 100-200 metrów od wroga i tam okopały się na noc.

 

Pisze o tym Muszkieter Bogdański z 4. Kompanii/150:

 

Rankiem 1 sierpnia patrole zauważyły, że nieprzyjaciel zajmuje umocnione pozycje przed wsią Borawe. Nasz batalion został w następstwie tego rozmieszczony w lesie i wysunięty na jego skraj. Dalej był płaski otwarty teren. Od tego momentu musieliśmy skakać w grupach, bo chwilę później rozpoczął się ostrzał ze strony piechoty nieprzyjaciela. Na początku był jeszcze słaby, więc poczyniliśmy duże postępy bez większych strat. Wkrótce jednak coraz bardziej się nasilał. Stał się on tak silny, że nie udało nam się zdobyć pozycji wroga tego dnia, szczególnie że nie mieliśmy prawie żadnego wsparcia artylerii. Zatrzymaliśmy się więc około 1500 metrów od ich pozycji i okopaliśmy się. W nocy dotarła artyleria. Rankiem 2 sierpnia, gdy zrobiło się jasno, natychmiast rozpoczął ostrzał pozycji nieprzyjaciela, który trwał do południa. Gdy ostrzał przerwano nadszedł rozkaz:

 „Przy następnym ostrzale naszej artylerii wszyscy naprzód do szturmu.”
Ludzie przygotowali się i czekali. O godzinie 14:00 artyleria ponownie otworzyła silny ogień. Wykorzystaliśmy ten moment, aby zbliżyć się jak najbardziej do pozycji rosyjskich. W wyniku silnego ostrzału artyleryjskiego otrzymaliśmy ze strony rosyjskiej piechoty tylko słaby ostrzał. Również ogień artylerii nieprzyjaciela był słaby, chwilami zupełnie go nie było, a nieprzyjacielskie karabiny maszynowe nas nie dopadły. Rzuciliśmy się do ostatniego skoku, ale myliliśmy się ogromnie co do odległości na płaskim terenie. Wszystko działo się tak szybko, jak to było możliwe. Nasze pociski wciąż trafiały w rosyjskie okopy. Wreszcie udało nam się wbić w pozycje wroga z głośnym krzykiem. Rosjanie natychmiast podbiegli do nas z podniesionymi rękami. Dziwny widok! Niektóre z naszych pocisków wciąż padały na zajęte przez nas pozycje, ale obeszło się bez ofiar, po czym ogień został natychmiast skierowany przeciwko rezerwom nieprzyjaciela, które znajdowały się za pozycją i teraz pospiesznie się wycofywały. Ale i tak wielu z nich przybiegło poddać się. Liczba jeńców była duża, zdobyto też karabiny maszynowe.

 

Podczas gdy poprzedniego dnia ranny został Leutnant Hinrichsen, to tego dnia dołączyli do niego Leutnant Waskow, Leutnant Thaden i Offizier-Stellvertreter Bierkandt. Pozycje zajęte przez 4. i 1. Kompanię/150 zostają utrzymane.

W nocy z 2 na 3 sierpnia 1915 r. na pozycji 12. Kompanii/150 zainstalował się pluton wyrzutni min. O świcie ostrzelał nieprzyjacielskie stanowisko na wysuniętym fragmencie lasu. Następny skuteczny ostrzał artyleryjski i skuteczny ostrzał min trwał od godziny 10:45 do 11:05 przed południem. Po ostatnim strzale piechota rzuciła się na pozycje wroga. Kompanie działające w terenie otwartym stosunkowo łatwo osiągały swoje cele, ale kompanie walczące w lesie miały o wiele większe trudności. W tym przypadku ani artyleria, ani wyrzutnie min nie mogły skuteczne ostrzelać rosyjskich pozycje. Kompanie te poniosły duże straty, zaległy pod silnym ostrzałem i musiały okopać się w odległości 50-80 metrów od nieprzyjaciela. Nawet te oddziały, które przebiły się przez okopy wroga, nie mogły dać wsparcia, ponieważ same były atakowane przez nieprzyjaciela z okopów położonych po bokach.

Niekomfortowa sytuacja trwała do godziny 14:00, kiedy to przełamano sąsiedni odcinek frontu po prawej stronie, koło wsi Grabowo. Wtedy to stawiający opór Rosjanie, których dywizja znalazła się na zagrożonej pozycji, zaczęli pospiesznie opuszczać swoje okopy. Batalion Kretzschmar natychmiast rozpoczął natarcie wzdłuż drogi Borawe - Ostrołęka, docierając bez przeszkód najpierw do zabudowań w Czarnowcu, a następnie wdarł się na dworzec kolejowy w Ostrołęce. Późnym wieczorem oddziałom tym udało się nawiązać kontakt ze znajdującym się po lewej Batalionem Kittel, a na prawo z I. Batalionem/150.

Rosjanie ja zwykle podczas odwrotu podpalili wszystkie okoliczne wsie i majątki. Na całym horyzoncie, ciemności nocy rozpraszały łuny pożarów.

 

Z pamiętnika jednego z żołnierzy 11. Kompanii/150 dowiadujemy się:

 

Początkowo III. Batalion/150 pełnił funkcję rezerwy korpusu, następnie 27 lipca 1915 r. został rozmieszczony na wschód od Narwi. Najpierw przez kilka dni przebywaliśmy na wschodnim brzegu Narwi, za skarpą, która dawała nam dużą osłonę. W tym miejscu nieprzyjaciel prawie nas nie niepokoił i udało nam się wydobyć z rzeki i pochować wielu poległych (z 44. Regimentu Piechoty i 4. Grenadierów). W dniu 31 lipca 1915 r., nasze oddziały ze 150. Regimentu ruszyły naprzód, przechodząc przez wieś Korczaki, o które walczyły inne oddziały, w tym nasza 12. Kompania/150. Pomaszerowaliśmy aż do lasu na południowy wschód od Korczaków i tu zatrzymaliśmy się na noc.

W dniu 1 sierpnia 1915 r. dotarliśmy do końca lasu. Przed nim znajdowała się wielka równina pokryta żytem. Na skraju lasu wykopaliśmy okopy, w którym zostaliśmy ostrzelani przez piechotę i z karabinów maszynowych. Nieprzyjaciel zajmował pozycje na otwartym terenie wzdłuż dróg w pobliżu wsi Borawe i Gierwaty. Pozycje te nasza 12. Kompania mogła oskrzydlić ogniem z lewej strony i nas osłaniać. W południe, około godziny 13:00, otrzymaliśmy rozkaz ataku. Rozległe łany żyta przed nami dawały nam dobrą osłonę, tak że nasze straty były niewielkie. Po przejściu około 1000 metrów musieliśmy się okopać, ponieważ ogień nieprzyjaciela stał się zbyt silny, a nasza artyleria nie mogła nas wystarczająco wesprzeć. W nocy posunęliśmy się o kolejne 500 metrów. Oddziały regimentu utworzyły ciągłą linię na której okopaliśmy się i pozostaliśmy na tych pozycjach do 2 sierpnia. Nieprzyjaciel prawie nas nie niepokoił. 3 sierpnia, w południe, przystąpiliśmy do szturmu na całej linii. Dzięki przygotowaniu naszej artylerii, a zwłaszcza współdziałaniu dwóch wyrzutni min, opanowaliśmy pozycje nieprzyjaciela. W trakcie natarcia zlikwidowano niewielkie stanowisko oskrzydlające, które wróg wcześniej obsadził. Wróg wycofał się i zajął nowe pozycje obronne około 1 km za linią kolejową Ostrołęka - Warszawa, podczas gdy my pozostaliśmy na pozycjach znajdujących się bezpośrednio na nasypie linii kolejowej. Z tej pozycji oddziały naszego regimentu zostały zluzowane i pomaszerowały drogą w kierunku północnym do Stacji Ostrołęka [osiedle Ostrołęki], gdzie wszystko wokół nas płonęło, podpalone przez nieprzyjaciela. Kilkaset metrów na południe od dworca rozbiliśmy się na noc w namiotach. Patrole wzdłuż nasypu kolejowego nie zauważyły żadnego nieprzyjaciela.

Następnego ranka zebraliśmy się nieco na północ od miejsca noclegu w szyku dywizyjnym, ponieważ nieprzyjaciel wycofał się na znaczną odległość.

Wspomniany szturm w dniu 3 sierpnia został przeprowadzony na całej linii, wszędzie pod ostrzałem wroga. W mojej kompanii (11. Kompania/150.) zginęło lub zostało rannych ponad 40 ludzi. Prawe skrzydło linii natarcia, nie tracąc kontaktu z lewym, dotarło jako pierwsze do okopów wroga i w ten sposób pozycja wroga została zwinięta z prawej na lewą stronę. Przed stanowiskiem wroga stały paliki do wzniesienia przeszkody z drutu kolczastego, ale druty nie były jeszcze rozciągnięte. Nieprzyjaciel próbował uciekać przez okopy prowadzące na tyły.

 

Kompania Karabinów Maszynowych/150 w dniach 2 i 3 sierpnia 1915 r. została przekazana do dyspozycji Oberstleutnanta v. Massowa i rozlokowana przy oddziałach 4. Regimentu Grenadierów - na odcinku Weicke. Wraz z tym regimentem wzięła udział w szturmie na okopy rosyjskie popołudniu 3 sierpnia.

Po ataku, Kompania Karabinów Maszynowych wraz 7. Kompanią/4, dotarła przez Ostrołękę do Goworek, gdzie zajęła kwatery.

 

Odważny pływak z Narwi.

Podczas natarcia armii von Gallwitza przez Narew, część 150. Regimentu Piechoty rozpoczęła wieczorem 25 lipca przeprawę na pontonach, poniżej twierdzy Ostrołęka, w rejonie na wschód od Dobrołęki. Ich celem było wzmocnienie batalionów 2. Dywizji Piechoty, które przeprawiły się tam wcześniej i utworzyły przyczółek na przeciwległym brzegu. Ze względu na gwałtowne przybranie wód w rzece oraz to, że miejsce forsowania oddziały rosyjskie zaczęły ostrzeliwać za pomocą karabinów maszynowych i artylerii, przeprawa przy pomocy pontonów obsługiwanych przez pionierów stała się bardzo trudna. Niektóre pontony zostały podziurawione jak sito, poniesiono duże straty.

Kiedy jednak około północy Oberleutnant Zander z plutonem swojej 9. Kompanii/150 z wielkim trudem przeprawił się na drugą stronę, ogień nieprzyjaciela stał się tak silny, że dalsza przeprawa była niemożliwa i reszta 9. Kompanii musiała pozostać na zachodnim brzegu.

Na samym przyczółku sytuacja była bardzo krytyczna. Części pięciu różnych batalionów z 2. i 37. Dywizji Piechoty rozmieszczone były blisko siebie w półkolu o promieniu około 200 metrów. Od kilku dni Rosjanie bez przerwy ostrzeliwali ten mały skrawek ziemi z ciężkich i lekkich dział, czyniąc tam istne piekło. Wróg wysyłał kontratak za kontratakiem, ale obrońcy wytrwali, a nawet wzięli wielu jeńców. Nie można było jednak przywrócić połączenia z drugim brzegiem Narwi. Rosjanie trzymali miejsce przeprawy pod szczelnym ostrzałem karabinów maszynowych, a dodatkowo poziom na rzece wzrósł na tyle, że rozlała się ona na szerokość około 120 metrów, przez co widać było każdy ponton na wodzie.

Na przyczółku, gdzie blisko siebie stłoczeni byli żołnierze niemieccy i schwytani jeńcy oraz liczni ranni, sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Przez wiele dni nie było możliwości dostarczenia racji żywnościowych i amunicji, wzmocnienia obrońców nowymi karabinami maszynowymi, ewakuacji i zapewnienia opieki medycznej rannym oraz przetransportowania jeńców. Niekiedy na pozycje niemieckie spadał ostrzał własnej artylerii. Oficerowie i żołnierze byli u kresu swych sił. 26 lipca zaczęło brakować amunicji i nadal nie było możliwości skontaktowania się z dowódcą odcinka, Oberstem Weicke i poinformowania go o trudnej sytuacji na przyczółku. Dowódca przyczółka a zarazem dowódca batalionu z 4. Regimentu Grenadierów, zwołał nielicznych pozostałych oficerów, aby zwrócić ich uwagę na powagę sytuacji.

Jeden z nich musiał podjąć ryzykowną, ale konieczną próbę przepłynięcia rzeki pod ostrzałem nieprzyjaciela, by poinformować dowódcę brygady Obersta Weicke, o sytuacji, która wymagała interwencji. Ponadto trzeba było poinformować własną artylerię o lokalizacji stanowisk niemieckich oddziałów i nieprzyjaciela na przyczółku. Nikt się nie odezwał, wśród wyczerpanych słuchaczy zapadła głucha cisza.

Trwała jednak tylko kilka sekund. Oberleutnant Zander wystąpił do przodu i poprosił o zgodę na wykonanie tego rozkazu. Wkrótce otrzymał szczegółowe instrukcje i po przekazaniu dowództwa swojej półkompanii znajdującej się na przyczółku najstarszemu dowódcy plutonu, podkradł się nad rzekę. W pełni ubrany wszedł do wody, próbując dotrzeć do odległego brzegu. Jednak mundur szybko przemakał i utrudniał pływanie. Silny prąd szybko go porwał i potrzeba było ogromnego wysiłku, by nie dać się zepchnąć w dół rzeki, pod rosyjskie okopy. Rosjanie mieli się na baczności i nie minęło wiele czasu, gdy zagrzechotał karabin maszynowy, który wziął go na cel z odległości 300 metrów. Do akcji włączyła się również artyleria rosyjska. Tylko szybkie nurkowanie i ostrożne wynurzanie głowy ze wzburzonej ostrzałem wody, w celu złapania oddechu, chroniło go przed trafieniem. Liczne unoszące się na wodzie trupy nie ułatwiały tego zadania. Na szczęście, po nadludzkim wysiłku, udało mu się dotrzeć na drugi brzeg. Zanurzony po głowę w wodzie, ukryty w trzcinach przed wzrokiem Rosjan zebrał siły. Na oczach wroga, wspiął się na stromy brzeg i przebiegł łąkę o długości 600 metrów, by w końcu dotrzeć do ochronnego skraju lasu. Cudem, ale to się udało. Ścigające go rosyjskie kule znów chybiły celu.

Całkowicie przemoczony i bez chwili wytchnienia Oberleutnant Zander udał się do dowódcy regimentu Obersta Bürknera i złożył meldunek o rozpaczliwej sytuacji na przyczółku, która mimo dużego znaczenia, nie zwróciła jeszcze uwagi wyższego dowództwa.

Tego samego dnia wydano niezbędne rozkazy, by pod osłoną licznie zgromadzonej artylerii przerzucić przez Narew świeże oddziały, które miały powiększyć przyczółek i wzmocnić wyczerpane bataliony, które się na nim znajdowały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz