niedziela, 14 stycznia 2024

76. Regiment Piechoty Landwehry – część 5 – Bitwa zimowa na Mazurach


 

Landwehr-Infanterie-Regiment 76 im Weltkriege

Autor: Heinrich Holsten

Tłumaczenie i opracowanie:

Jacek Czaplicki

Małgorzata Karczewska

 

Kontynuacja wątku: link

 

Rozdział 9

Bitwa zimowa na Mazurach

 

Wraz z nadejściem zimy fronty utknęły na wszystkich teatrach działań wojennych, a wojna manewrowa przeszła w wojnę pozycyjną. Było oczywiste, że wraz z nadejściem lepszych warunków pogodowych, każdy z oponentów będzie próbował ponownie uaktywnić front, ponieważ tylko wojna manewrowa mogła przynieść rozstrzygnięcie.

Pod koniec 1914 r. dowództwo armii niemieckiej ponownie stanęło przed ważnym pytaniem, czy skoncentrować swoje główne uderzenie na zachodzie, czy na wschodzie i gdzie wysłać, za Ren lub za Wisłę, nowo utworzoną rezerwę armii liczącą około osiem dywizji. Generał von Falkenhayn, szef niemieckiego sztabu generalnego był zdania, że rozstrzygnięcie wojny powinno nastąpić na zachodzie, ponieważ tam znajdował się silniejszy przeciwnik. Według niego, wschód powinien być jedynie drugorzędnym teatrem wojny, gdzie należało utrzymać istniejącą linię frontu. Z kolei Naczelny Dowódca Frontu Wschodniego był zdania, że tylko ofensywa na wschodzie może doprowadzić do zwycięstwa. Oprócz Hindenburga i Ludendorffa, kanclerz Rzeszy i generał von Conrad, szef austriackiego sztabu generalnego, byli tego samego zdania.

W dniu 25 grudnia 1914 r. generał von Falkenhayn zwrócił się do swojego zaufanego człowieka, naczelnego kwatermistrza generalmajora Wilda von Hohenborna, i poprosił go o sporządzenie planów operacyjnych. Generał Wild von Hohenborn również doszedł do wniosku, że wschód jest militarnie bardziej znaczący niż zachód, gdzie brakowało miejsca na manewrową bitwę na dużą skalę.

Dowództwo armii austriackiej i kanclerz Rzeszy kierowali się przede wszystkim względami politycznymi. Obaj mieli nadzieję, że znaczące zwycięstwo na wschodzie zniechęci Włochy i Rumunię do wypowiedzenia wojny mocarstwom centralnym. 2 stycznia kanclerz Rzeszy przestawił cesarzowi wykład na ten temat, a nawet zaproponował odwołanie Falkenhayna i zastąpienie go Ludendorffem. Cesarz jednak odrzucił tę propozycję.

Dzień wcześniej, 1 stycznia, Falkenhayn spotkał się z generałem von Conradem i generałem Ludendorffem w Berlinie, gdzie również poruszono tę kwestię, ale spotkanie nie doprowadziło do żadnych rozstrzygnięć. Falkenhayn nadal był zdania, że ofensywa na zachodzie przyniesie większe korzyści, ale w końcu został przekonany do ustępstw. Po raz pierwszy wyraził zgodę na rozważenie ofensywy z środkowej części frontu karpackiego i przetransportowanie nowej armii na południu na front austriacki pod dowództwem von Linsingena, do którego dołączył Ludendorff jako szef sztabu generalnego.

Generalfeldmarschall von Hindenburg nie był zadowolony, że jego zaufany człowiek, Ludendorff, został mu zabrany i napisał do cesarza z prośbą o odesłanie starego towarzysza broni, z którym zżył się od czasu bitwy pod Tannenbergiem. Hindenburg wykorzystał tę okazję, by opowiedzieć się za ofensywą w Prusach Wschodnich.

Jego zdaniem natarcie na froncie karpackim nie jest wystarczające. „Musi ono być połączone” - czytamy w piśmie – „z decydującym uderzeniem w Prusach Wschodnich. Na początku lutego cztery nowo utworzone korpusy armijne będą gotowe do działania. Rozmieszczenie tych nowych sił na wschodzie jest koniecznością. Z nimi nie będzie trudno szybko zadać decydujący, prawdopodobnie druzgocący cios wrogowi w Prusach Wschodnich, aby w końcu całkowicie wyzwolić ciężko dotkniętą działaniami wojennymi prowincję, a następnie z pełną siłą przebić się pod Białystok. Gdy Rosjanie zostaną ostro zaatakowani na obu skrzydłach, odczują to również ich siły rozmieszczone w centrum. Ostateczne pokonanie Rosji będzie miało również wpływ na sytuację we Francji. Spostrzegam tę operację, z udziałem wszystkich nowo utworzonych sił na wschodzie, za decydującą dla wyniku całej wojny, podczas gdy rozmieszczenie ich na zachodzie doprowadzi jedynie do wzmocnienia naszej obrony lub, jak pod Ypres, do frontalnego natarcia przy ogromnych stratach, z niewielkimi szansami na sukces” (Der Weltkrieg, tom VII, strona 11.)

W odpowiedzi na wielokrotne naciski z różnych stron, Falkenhayn zgodził się na przekazanie Hindenburgowi rezerwy armii w celu wykorzystania ich do natarcia w Prusach Wschodnich. Oczywiście nie wierzył w całkowity sukces, ponieważ jego zdaniem dwa obszary działania - Prusy Wschodnie i Front Karpacki - były zbyt daleko od siebie. Przy tej odległości Rosjanie mieliby przewagę na tyłach, a mocarstwa centralne nie byłyby w stanie wykorzystać swoich sukcesów na ogólną sytuację. Pomimo tych wątpliwości i obaw, Falkenhayn pozostał na swoim stanowisku, a fakt, że szef sztabu głównego nie był przekonany do planowanej operacji, musiało mieć katastrofalne konsekwencje.

Rosyjskie Naczelne Dowództwo Armii stanęło przed podobnymi decyzjami jak armia niemiecka. Rosjanie mogli albo skierować swoje główne uderzenie na Wiedeń i dążyć do rozbicia państwa austriackiego, albo zwrócić się przeciwko Prusom Wschodnim i obrać Berlin za swój główny cel. Większego wpływu polityczny na Włochy i Rumunię bez wątpienia można było oczekiwać przy ataku na Wiedeń, ale wiązało się to z niebezpieczeństwem, że Niemcy rozpoczną natarcie z Prus Wschodnich na flankę lub nawet na tyły armii rosyjskiej. Tak więc generał Daniłow, znany jako "szara ekscelencja", który przygotował rosyjskie plany ataku, zdecydował się zaatakować Prusy Wschodnie i uzyskał zgodę cara i wielkiego księcia. Rosyjscy przywódcy mieli również nadzieję, że uchodźcy z Prus Wschodnich zaleją ziemie niemieckie i wywołają wielkie niepokoje wśród ludności. Jako termin natarcia wybrano koniec lutego. Zanim jednak udało się zrealizować ten plan, mocarstwa centralne zaatakowały w Karpatach i dowództwo armii rosyjskiej musiało wysłać tam dużą część rezerw przeznaczonych na Prusy Wschodnie. W ten sposób w Prusach Wschodnich zderzyły się ze sobą dwie ofensywy.

 

Rozmieszczenie wojsk

W Prusach Wschodnich 8. Armia dowodzona była przez generała Otto von Belowa. Na północy pozycja zaczynała się nad Szeszupą, przechodziła przez lasy Schoreller, dalej biegła na wschód od Gumbinnen [Gąbin], na wschód od Darkehmen [Darkiejmy], wzdłuż rzeki Angerapp [Węgorapa], na wschód od Lötzen [Giżycko], przez Mauersee [jezioro Mamry], Löwentinsee [jezioro Niegocin], Buwelnosee [jezioro Buwełno], Spirdingsee [jezioro Śniardwy], przez Johannisburg [Pisz, Jańsbork] wzdłuż rzeki Pisseck [Pisa].

Około 100 000 żołnierzy niemieckich stało naprzeciwko 10. Armii rosyjskiego generała Siewersa , który miał do dyspozycji około 220 000 ludzi. Długość frontu wynosiła około 170 kilometrów. Na potrzeby nadchodzącego natarcia utworzono nową 10. Armię pod dowództwem von Eichhorna, której powierzono północną część frontu, podczas gdy Otto von Below z 8. Armią zajął południowy odcinek. Obie armie liczyły łącznie około 250 000 ludzi. Obie armie oddzielała linia kolejowa Insterburg [Wystruć], Gąbin, Eydtkuhnen [Ejdkuny].

Na skrajnym północnym skrzydle stał XXI. Korpus Armijny, a następnie XXXIX. i XXXVIII. Korpus Rezerwowy.

3 lutego von Eichhorn i jego sztab przybyli do Wystruci.

8. Armia również była gotowa 6 lutego. Na jej lewym skrzydle, na północ od Darkiejm stała 10. Dywizja Landwehry, za nią 3. Rezerwowa Dywizja na pozycji Angerapp, 11. Dywizja Landwehry na giżyckiej pozycji polowej, a po prawej 2. Dywizja Piechoty i wreszcie XL. Korpus Rezerwowy.

Siły niemieckiej 8. i 10. Armii:

180,5 batalionów, 98,5 szwadronów, 154 lekkich i 48,5 ciężkich baterii.

Siły rosyjskie:

192 bataliony, 95 szwadronów, 77 lekkich i 22 ciężkie baterie.

Rosjanie mieli jeszcze 78 dział oblężniczych pod Giżyckiem, ale zostały one wycofane na początku bitwy zimowej na Mazurach i 10 lutego były już bezpieczne w Osowcu.

Bitwa rozpoczęła się 7 lutego. Generał Litzmann, który dowodził prawym skrzydłem, otrzymał rozkaz dotarcia z XL. Korpusem Rezerwowym do miejscowości Gehsen [Jeże] (79. Brygadą) i Wrobeln [wieś na zachód od Turowa] (80. Brygadą), przekroczenia rzeki Pisa i ruszenia na Bialla [Biała Piska] i Drygallen [Drygały]. 2. Dywizja Piechoty, nacierająca na północ, miała zająć Pisz i skręcić w lewo w kierunku Arys [Orzysz]. Dowództwo armii niemieckiej miało nadzieję, że uda im się wyprzeć kawalerię dość daleko na północ i zająć ważny węzeł Ełk na tyłach wroga.

Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Z powodu nawałnicy, miejscowości Jeże i Pisz nie zostały zdobyte 7 lutego, lecz dopiero 8 lutego, a Ełk udało się zająć dopiero kilka dni później po krwawych walkach.

XXI. Korpus Armijny na lewym skrzydle atakującej armii miał okrążyć jednostki rosyjskie. Ale i tutaj pogoda pokrzyżowała plany. Artyleria i pojazdy nie były w stanie posuwać się naprzód i piechota musiała częściowo na siebie wziąć ciężar bitwy. Pomimo ogromnych trudności udało się osiągnąć godny podziwu postęp. W nocy z 9 na 10 lutego zajęto wsie Schirwindt [Szyrwinty] i Władysławów, a następnej nocy szturmowano Ejtkuny i Wierzbołów. Rosjanie zostali wielokrotnie zaskoczeni i pozostawiali po sobie bogate łupy. Po szturmie na Wierzbołów naliczono: 9000 jeńców, 12 dział, 8 karabinów maszynowych, 3 pociągi szpitalne, 80 kuchni polowych i bogato obładowany magazyn.

Kolejne dni przyniosły dalsze sukcesy na lewym skrzydle. Oddziały niemieckie dotarły w rejon Kalwarii i tym samym zablokowały nieprzyjacielowi ważną drogę prowadzącą z Suwałk w kierunku północno-wschodnim do Kowna. Teraz, by przedostać się za linię obrony na linii Niemna, Rosjanie musieli zboczyć daleko na południe i wykorzystać drogi prowadzące między przesmykami jezior i niziny.

Tak jak północne skrzydło Niemców próbowało jak najdalej wyjść na południe, tak celem generała Litzmanna na południu było dotarcie jak najdalej na północ w celu zamknięcia pierścienia. Jednostki niemieckie nie mogły skierować swojego głównego uderzenia na Ełk, który został zaatakowany od południa tylko stosunkowo słabymi siłami (Dywizja Falk i 5. Brygada Piechoty), lecz zamiast tego musiały przesunąć się dalej na prawo i nacierać w kierunku Prostken [Prostki], które zostały zdobyte 11 lutego.

Rosyjskie dowództwo szybko dostrzegło nadciagające zagrożenie. Gdyby Niemcom udało się zamknąć pierścień, większość jednostek rosyjskich zostałaby stracona. Tak więc Rosjanie podjęli wszelkie starania, aby utrzymać ważną drogę Orzysz – Ełk – Augustów, którą cofały się wojska z centrum. Wyjaśnia to znaczenie Ełku, który Niemcy próbowali zająć od południa, a Rosjanie starali się bronić ze wszystkich sił.

 

76. Regiment Piechoty Landwehry

W połowie stycznia, 3. i 4. Kompania/L.76 zajmujące pozycje w Nikalaiken [Mikołajki] wróciły do I. Batalionu/L.76. Oznaczało to, że I. i III. Batalion/L.76 były kompletne i w miarę scalone, tylko wymieszane z oddziałami I. Batalionu 33. Regimentu Fizylierów, na froncie od Kleszczewa na północy do Bagien Nietlickich na południu. Dowódcą sektora był oberst Weicke z 33. Regimentu, dobrze znany nam wszystkim jako dzielny wojownik i doskonały dowódca zgrupowania.

II. Batalion/L.76 (hauptmann Schade) przydzielony do 18. Regimentu Piechoty Landwehry stacjonował dalej na północ między Ruhden [Ruda] i Kruglinnen [Kruklin].

Od początku lutego było jasne, że coś wisi w powietrzu. Nałożono embargo na pocztę, a zeppelin swoim szpiegowskim okiem próbował odkryć tajemnice Rosjan. Wieczorem 8 lutego, kiedy obchodzono urodziny w „kompanijnym sztabie” 9. Kompanii w „dużej” ziemiance na wzgórzu 148, odbierający rozkazy z dowództwa batalionu przyniósł wiadomość, że Pisz został zdobyty w ciągu dnia i że musimy podjąć podwójne środki ostrożności. Nasze zadanie w planie bitwy było jasno określone. Byliśmy częścią niemieckiego centrum, więc nie wolno nam było atakować i prowokować wroga, ale musieliśmy szybko zareagować i podążać za nim, gdyby zaczął się wycofywać i zakłócać jego odwrót.

9 lutego nie było jeszcze żadnych oznak wycofywania się Rosjan, ale podczas kolejnej nocy ostrzał zmniejszył się i ustał o świcie. Wysłane patrole wróciły z raportem, że rosyjskie okopy są puste. Po długich oczekiwaniach, by wykonać wyznaczone nam zadania, wkraczaliśmy do akcji i z wyzwalającym uczuciem szczęścia wyszliśmy z okopu.

 „Ładna pogoda jak na wojnę”, powiedział żołnierz 9. Kompanii/L.76, stojąc na skraju okopu obok hauptmanna Freiherr von Heintze i spoglądając w stronę rosyjskich okopów. „To ludzie nazywają ładną pogodą, gdy termometr wskazuje -16 stopni?”, odpowiedział dowódca batalionu. Ale żołnierz miał rację. W porównaniu z poprzednimi dniami, kiedy lodowata zawieja śnieżna wiała tak mocno, że nie było widać dłoni przed oczami, pogoda była dobra.

Choć było zimno, to przynajmniej nie wiało, a o godzinie 9:30, kiedy wyruszyliśmy, nad polami pokrytymi śniegiem świeciło jasne słońce. Oby tak pozostało! Jednak wkrótce miało się to zmienić i rozpętała się burza, której nikt nie wyobrażał sobie, że jest możliwa. Ale nikt o tym nie myślał, kiedy wyruszaliśmy. Cieszyliśmy się, że sprawy posuwają się naprzód, że nasze zesztywniałe kończyny znów są w ruchu. Nie mogliśmy wygrać wojny, leżąc leniwie w okopach. Szybko jednak zdaliśmy sobie sprawę, że zapomnieliśmy, jak się maszeruje. Bycie znowu w akcji sprawiało ból, a przede wszystkim bolały nas nogi, gdy brnęliśmy przez głęboki śnieg.

Porządek marszu pozostawiał wiele do życzenia, żołnierze maszerowali gęsiego, ponieważ woleli iść po śladach tych przed sobą. Tak więc maszerowaliśmy przez rosyjskie okopy, które widzieliśmy z naszej pozycji, przez wieś Marczinawolla [Marcinowa Wola], przez zamarznięte jezioro Buwełno do Seehöhe [Cierzpięty], stamtąd przez las Ublicker [nazwa od wsi Ublik] do Pianken [Pianki] i Odoien [Odoje], gdzie zajęliśmy miejscowe kwatery na noc. Kompanie tłoczyły się w izbach lub w stodołach. Kuchnie polowe jeszcze nie dotarły, a biorąc pod uwagę warunki zakwaterowania trudno było dostać łyk gorącej kawy.

Nocny odpoczynek z 10 na 11 lutego był krótki; obudziliśmy się o 3:30 rano, a już o 4:00 wznowiliśmy marsz. Naczelne Dowództwo I. Korpusu Armijnego, któremu podlegała nasza 11. Dywizja Landwehry i 1. Dywizja Piechoty, nakazało wszystkim jednostkom szybki pościg za wrogiem, a naszej jednostce (generalleutnant Hahndorff) rozkazało maszerować przez Skomatzko [Skomack] i Berghof [Berkowo] w kierunku Grabnick [Grabnik] i Woszellen [Woszczele].

„11 lutego o godzinie 4:00 ruszyliśmy przez Czarnen [Czarne] i Skomack w kierunku Grabnika. To był paskudny marsz. Uciekające masy żołnierzy rosyjskich, konie i wozy doprowadziły do tego, że drogi zamieniły się w lód, a jedyną możliwością poruszania się po nich było ślizganie się. Mimo to, dowództwo musiało nieugięcie popędzać oddziały. Oberst Weicke musiał często krzyczeć na swoich Wschodnioprusaków i Meklemburczyków, gdy porządek marszu za bardzo się rozpadał” (Leutnant Schwarz, dowódca 4. Kompanii/L.76).

 

Grabnick [Grabnik]. Pomnik poległych mieszkańców.

 

Chociaż pierwszego dnia marszu nie mieliśmy kontaktu z wrogiem, grzmot armat, który dało się słyszeć już od wczesnych godzin porannych 11 lutego, dał nam do zrozumienia, że dojdzie do kolejnej krwawej bitwy. Mroźny wschodni wiatr sypał śniegiem i lodem w nasze twarze, było coraz zimniej, kawa w manierkach i chleb w plecakach zamarzały tak, że ledwo mogliśmy się czymkolwiek posilić. Wzdłuż drogi leżał porzucony rosyjski sprzęt i wkrótce natknęliśmy się na pierwszych jeńców, których liczba rosła z godziny na godzinę.

„Kilkuset z nich stało wzdłuż drogi, a w końcu mijali nas bez eskorty w grupach po 2-4 ludzi; salutowali naszym oficerom w ściśle regulaminowy sposób, a jeden nawet zawołał po niemiecku: „Dzień dobry”. Wszyscy wydawali się być zadowoleni, że okrutna wojna się dla nich skończyła” (Scherk, 2. Kompania/L.76).

Nasze zgrupowanie, dowodzone przez generalleutnanta Hahndorffa, spotkało się po południu w Grabniku ze zgrupowaniem generalleutnanta Berndta, które posuwało się po naszej prawej stronie przez Eckersberg [Okartowo]. Zadaniem obu formacji było zajęcie obsadzonych przez wroga przesmyków między jeziorem Woszczelskim na południu i jeziorem Sawinda Wielka na północy oraz przejęcie linii kolejowej i drogi prowadzącej z północy na południe za jeziorami. Formacja przekraczająca po lodzie jezioro Sawinda tymczasowo zajęła wzgórze 146 (1 km na północ od Woszczel, blisko linii kolejowej), ale nie była w stanie go utrzymać i nie była w stanie zająć przesmyku między jeziorami uparcie bronionego przez wroga (dziennik wojenny 11. Dywizji Landwehry).

Leutnant Schwartz z 4. Kompanii tak pisał o tych walkach:

„Tuż przed Grabnikiem dotarł nagły meldunek, że rosyjskie kolumny posuwają się na wschód drogą Neu Jucha – Lyck [Nowe Juchy – Ełk] biegnącą wzdłuż nasypu kolejowego. III. Batalion/L.76 został wysłany z zadaniem odcięcia wroga. Żołnierze musieli atakować przez zasypane śniegiem jezioro Sawinda Wielka. Wróg stawiał zaciekły opór. Atak załamał się. Na prawo od III. Batalionu/L.76 rozmieszczono oddziały 33. Regimentu. Ale i one nie poczyniły żadnych postępów. Pozycje wroga usytuowane wyżej, na nasypie kolejowym między Czerwonken [Czerwonka] i Woszczelami dawały przewagę obrońcom nad atakującymi po płaskiej tafli jeziora. Straty były poważne. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy później I. Batalion/L.76 został rozmieszczony między III. Batalionem/L.76 a oddziałami 33. Regimentu Fizylierów, spotkałem podoficera i drużynę z 33. Regimentu leżących całkowicie wyczerpanych w śniegu w małym lasku nad jeziorem. Podoficer zameldował „8. Kompania 33. Regiment“.

Odpowiedziałem: „Żołnierzu, nie jesteście 8. Kompanią!”.

Podoficer: „Tak jest, panie leutnancie, to jej resztki”.

Rozkazano nam nie przekraczać dużego półwyspu, który dzieli jezioro na mniej więcej dwie równe połowy, i z krańca półwyspu ostrzeliwaliśmy Rosjan. Nie można było posunąć się dalej. W międzyczasie robiło się ciemno. Zaczął padać śnieg, który przykrył zabitych i rannych białym całunem. Rozkazano nam wracać do Grabnika, pozostawiając na miejscu tylko kilka małych placówek. Dzielni sanitariusze rozpoczęli swoją ciężką pracę. Najlepiej jak potrafili przeszukiwali jezioro w poszukiwaniu rannych. Wróg nas nie niepokoił. Najwyraźniej był zadowolony, że zostawiliśmy go w spokoju na noc.

W Grabniku było jeszcze ciaśniej niż w Odojach. Zostałem zakwaterowany w dużej izbie w gospodarstwie wraz z kompanią, która nie miała już sił dalej walczyć. Kuchnie polowe jeszcze nie dotarły. Trzeba było sięgnąć po żelazne porcje. Od rana zjadłem tylko kromkę chleba, którą dał mi podoficer”.

Obie połączone jednostki zgrupowania Hahndorffa i Berndta pozostają na noc w Grabniku. Jesteśmy stłoczeni jeszcze bardziej niż poprzedniej nocy. Chociaż jesteśmy całkowicie wyczerpani, nie dane jest nam odpocząć. Jęki i przeraźliwe wołanie o pomoc rannych z 33. Regimentu, leżących w straszliwym zimnie na tafli zamarzniętego jeziora rozdziera nam serca. Czy sanitariusze nie pracują, czy jest tak dużo rannych, że się nie wyrabiają?

Mamy więcej czasu następnego ranka. Gdyby tylko przyjechały kuchnie polowe. Reinstorf (10. Kompania) został po nie wysłany, ale jeszcze nie wrócił. Niektórzy biorą więc ciastka z żelaznej porcji i dzielą się ostatnim kawałkiem chleba ze swoimi towarzyszami.

Tego dnia nie jesteśmy, jak pozostali, rozmieszczeni na przesmyku jezior w pobliżu Woszczel, ale otrzymujemy rozkaz udania się w kierunku południowym, na Malkiehnen [Małkinie] i Bienien [Bienie]. Rosjanie wiedzieli jakie znaczenie ma Ełk i dzielny III. Korpus Syberyjski stawia desperacki opór, zwłaszcza na południowym zachodzie, tak, że 2. Dywizja Piechoty w Thalussen [Talusy] nie może poczynić żadnych postępów, a niekiedy sytuacja staje się groźna dla oddziałów niemieckich. Naczelne dowództwo I. Korpusu Armijnego rozkazało zatem, aby zgrupowanie pod dowództwem obersta von Happe, składające się z I. i III. Batalionu/L.76, z jednego Batalionu/L.5, szwadronu kawalerii (Bernuth), baterii 37. Regimentu Artylerii Polowej i 4. Baterii z 1. Regimentu Artylerii Pieszej (ciężkie haubice polowe) wsparło 2. Dywizję Piechoty na drodze Talusy - Ełk.

„Oberst von Happe wysłał większość swoich oddziałów na Małkinie i Bienie.

Tylko 3. i 4. Kompania/L.76 ruszyły na Lepacken [Lepaki]. Wróg stawiał zaciekły opór we wsi Małkinie, przez co częściowo ułatwił zadanie 3. i 4. Kompanii. Lepaki było słabo obsadzone i po kilku strzałach wróg je opuścił” (Leutnant Schwartz, 4. Kompania/L.76).

Dla pozostałych kompanii I. i III. Batalionu/L.76 dzień 12 lutego wrył się w pamięć jako dzień krwawych walk o Małkinie i pod wsią Lepaki. W południe zwarta kolumna ruszyła naprzód. Pogoda się zmieniła, zaczął padać deszcz i zaczęła się odwilż. Gdy tylko opuściliśmy Grabnik, Rosjanie zauważyli nas i przywitali szrapnelami i kulami z karabinów, w wyniku czego po drodze zostawiliśmy kilku rannych. Maszerujemy w kierunku trzech dużych stogów słomy. Tam zatrzymuje się sztab regimentu. Pada rozkaz ataku na wieś Małkinie. 1. i 2. Kompania/L.76 ruszają w kierunku lasu, lekka artyleria ostrzeliwuje las przed nami i wypędza stamtąd Rosjan, dzięki czemu wkrótce przechodzimy przez las.

Po drugiej stronie lasu zbliżamy się do wsi Małkinie rozstawieni w liniach strzelców. Teren jest pagórkowaty, zagłębienia zapewniają dobrą osłonę, ale trudno jest pokonać szczyty wniesień. Wróg zasypuje teren szrapnelami, ogniem karabinów maszynowych i piechoty. Wzgórza możemy przeskoczyć tylko w grupach, ale często zostaje na nich martwy lub ranny żołnierz. Dochodzimy do brzozowego zagajnika, gdzie zatrzymujemy się na chwilę. Przed nami, około 500 metrów dalej, znajduje się gospodarstwo, które podobno obsadzają dwie rosyjskie kompanie.

Rozkaz ataku otrzymują 9., 10. i 11. Kompania/L.76, przy czym 9. Kompania jest w tej szczęśliwej sytuacji, że może obejść wieś z prawej i przekraść się przez las na odległość 200 m. Tymczasem 11. Kompania znajduje się pod ciężkim ostrzałem. 1. i 2. Kompania/L.76, które znajdowały się bardziej na lewo i musiały posuwać się w grupach przez duże wzniesienie, również poniosły straty. Przed zmierzchem, gospodarstwo ma zostać zdobyte szturmem przez oddziały dowodzone przez hauptmanna Freiherr von Heintze. Ale gdy się zbliżają do zabudowań, wybiega z nich żołnierz i krzyczy: „Nie strzelać!”. Był to offiziersstellvertreter Reinstorf z 9. Kompanii/L.76, który dwie godziny wcześniej wraz z patrolem natrafił na puste gospodarstwo i od tego czasu zajmował je. 9. Kompania zauważyła, że z gospodarstwa nie padły żadne strzały i słusznie podejrzewała, że zostało ono opuszczone przez Rosjan.

Pomimo zapadających ciemności, zostaje podjęte natarcie na wzgórze 140. Stamtąd był zamiar zajęcia wsi Bienie i tym samym przesmyku między jeziorami Woszczelskim i Sunowo. Żywy opis tej krwawej akcji można znaleźć w dzienniku ówczesnego unteroffiziera Borchersa z 11. Kompanii/L.76.

„W ciemnościach zbiegam w dół, ciężar mojego tornistra pcha mnie do przodu. Wkrótce jestem daleko z przodu. Wita nas morderczy ogień. Vizefeldwebel Fick zostaje postrzelony w głowę i pada bezgłośnie na ziemię. Podobno ta sama kula trafiła feldwebelleutnanta Baaka w ucho. Za mną słyszę, jak ktoś pada z głośnym krzykiem:

„Korl, pozdrów mojego Fro!”.

Ktoś modli się: „Ojcze nasz, któryś jest...”, a potem jest już po wszystkim.

Jestem daleko przed nimi, zatrzymuję się na chwilę i rozglądam. Między naszymi ludźmi rozbłysło światło.

„Szalony człowiek, zapalający latarkę podczas ostrzału”, przechodzi mi przez głowę.

Później dowiaduję się, że kula trafiła w ładownicę Elske z Hamburga i spowodowała zapłon amunicji; został ranny w brzuch i ręce. Podobny los spotkał innego żołnierza. Rzucamy się na skarpę graniczącą z dolinką.

Jesteśmy pod ostrzałem flankującym z prawej, który ryje krawędź skarpy a potem przelatuje górą. To silny ogień, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem, któremu towarzyszy prawdziwy piekielny hałas, słychać ciągłe syczenie i grzechotanie. Nie widzimy Rosjan, są dobrze okopani. Celujemy w kierunku odgłosu ich strzałów i czerwonych rozbłysków ognia. Leżymy naprzeciwko siebie przez długi czas. Wydaje nam się, że minęły godziny, a ogień nieubłaganie szaleje nad nami i spada na nas grad żelaza.

Śnieg topi się pod naszymi ciałami, nasze kolana i łokcie stają się mokre; nie czujemy już końców stóp z zimna. Ostrzał huczy salwami. Wyraźnie słychać rosyjskie komendy. Brzmią jak niemieckie:

„Feuer!”. „Rrrzzz ... ...”

Z lewej flanki: „Feuer!”. „Rrrzzz ... ...”

Na przemian raz z lewej, raz z prawej, jedna salwa po drugiej. A kiedy słychać komendę, zawsze pojawia się nerwowe pytanie:

„Czy teraz mnie trafi?”.

Ktoś po mojej prawej zaczyna jęczeć. Trzeba go odciągnąć za osłonę. Mój drugi sąsiad po prawej krzyczy, postrzelony w ramię.

„Cholerni Rosjanie!” i zaczyna jęczeć.

Brzęk! To któreś z naczyń żołnierza po prawej zostaje trafione. Kula lekko muska moje prawe ramię, nie raniąc mnie. Mój przyboczny Prosceit, który zawsze trzymał się obok mnie, zostaje trafiony w płachtę namiotową. Po lewej, ktoś z 9. Kompanii zostaje ciężko ranny. Szczególnie nasze prawe skrzydło, które znajdowało się pod ostrzałem flankowym, zostało mocno przerzedzone.

W końcu ostrzał słabnie. Otrzymujemy rozkaz wycofania się. Zbieramy się za wzgórzem 140 i stoimy tam przez długi czas, z rękami w kieszeniach, czekając na dalsze rozkazy. Po raz pierwszy rozpalam kieszonkową kuchenkę, którą pilot Köpcke z Altkloster przysłał mi do suszenia rękawic. Idę do punktu opatrunkowego w pobliskim gospodarstwie, gdzie nie ma lekarza ani sanitariusza. Unteroffizier Rüter leży ciężko ranny i blady w swojej płachcie namiotowej. Ktoś cicho jęczy. Schwanemann również tam leży z przestrzeloną nogą. Przyprowadził ze sobą Wagenföhra, który został postrzelony w stopę. Plander również przyprowadził tu swego towarzysza. Kiedy są w izbie, kula wpada przez okno, rykoszetuje od pieca i przebija mu ramię.

Nadchodzi rozkaz wymarszu. Ruszamy do wsi Małkinie, gdzie mamy spędzić noc. Oddziały z 5. Landwehry rozstawiają posterunki na wzgórzu 140. W wiosce, która jest częściowo postrzelana, a częściowo spalona, szukamy kwatery. Zajmujemy jeden z budynków, w którym otwory okienne są szczelnie wypełnione słomą”.

Tak więc cel wyznaczony na 12 lutego nie został osiągnięty. Przesmyk w Bieniach nie został otwarty. Jednostkom Berndta również nie udało się sforsować przesmyku w Woszczelach.

Oddziały po nocnym odpoczynku w Grabniku ponowiły atak 13 lutego. Po silnym przygotowaniu artyleryjskim, pozycje rosyjskie zostały wzięte szturmem o godzinie 17:00 przez oddziały 33. Regimentu Fizylierów wspartych przez III. Batalion/L.5 i II. Batalion/L.18. O godzinie 15:00 do Grabnika przybył cesarz i wysłuchał raportu od dowódcy dywizji von Freudenberga o ataku na Woszczele.

Tego dnia, 13 lutego, I. i III. Batalion/L.76 ponownie miały do wykonania ważne zadanie. Zgrupowanie von Happe miało współpracować z 2. Dywizją Piechoty i nie tylko zająć przesmyk Bienie, ale także przesmyk Lepaki na południowym zachodzie. Nasze kompanie zostały rozmieszczone do akcji na południowym przesmyku, więc rano zebrały się w Lepakach i rozpoczęły natarcie przez Judzicken [Judziki] do Bartossen [Bartosze]. Przesmyki między jeziorami zostały oczyszczone, ale gdy kontynuowaliśmy natarcie, ogień flankowy ze wzgórz w pobliżu wsi Bienie po drugiej stronie jeziora Sunowo uderzył w nasze szeregi i spowodował straty. Aby uniknąć ostrzału, 3. i 4. Kompania/L.76 skręciły w prawo do zagłębienia za wzgórzem cmentarza przykościelnego w Judzikach. Z tego wzgórza sztab batalionu i dowódcy kompanii mogli szczegółowo obserwować, jak duża liczba Rosjan ucieka na północ ze wzgórz pod wsią Bartosze, znajdujących się w odległości 1500-1800 metrów. Była to dobra okazja dla oberleutnanta Kleina, który mógł wykorzystać swoje karabiny maszynowe. 2. Dywizja Piechoty przełamała opór Rosjan na mocno rozciągniętych pozycjach w pobliżu wsi Talusy. Wróg uciekał w kierunku Ełku.

Tego dnia 3. i 4. Kompania/L.76 jednak poniosły znaczne straty. Podczas gdy oficerowie ze wzgórza cmentarnego obserwowali uciekających Rosjan, a kompanie za nimi odpoczywały w zagłębieniu, syberyjscy snajperzy wycelowali w nich swoje karabiny. Wspomina o tym leutnant Schwarz, dowódca 4. Kompanii.

„Nagle z prawej i z lewej od nas nadleciały kule karabinowe. Nadal nie wiem dokładnie, skąd się wzięły. I nie bez powodu, mieliśmy do czynienia z syberyjskimi snajperami. Vizefeldwebel Dohse znajdujący się obok mnie przewraca się na plecy z kulą w głowie. Odczołguję się trochę do tyłu i każę sanitariuszom go odciągnąć. Gdy wczołguję się z powrotem na górę, słyszę uderzenie pocisku, którego nawet nie usłyszałem. Ludwig Weber (oberleutnant, dowódca 3. Kompanii) przypieczętował swoją wierność ojczyźnie krwią. Rosyjska kula utkwiła mu między oczami.

Ten nowy wróg miał również widok na zagłębienie, w którym znajdowały się dwie kompanie i prowadził celny ogień.

Straty są coraz większe. Pobiegłem w dół, przejąłem dowództwo nad kompanią Webera i rozkazałem im przedzierać się w grupach za wzniesienie znajdujące około 50 metrów na prawo. Niestety, część podoficerów już snajperzy unieszkodliwili, jak np. vizefeldwebla Ahnsorge z 3. Kompanii/L.76, który miał ciężki postrzał w głowę, ale po wielu latach szczęśliwie wyzdrowiał, i inni. Przedzieranie się pojedynczych drużyn zamieniło się przeskoki po kilka drużyn, a następnie plutonów. Wróg miał doskonały cel. Ale w końcu miałem kompanie osłonięte za wzniesieniami.

Chwilę później, kiedy poszedłem z unteroffizierem Brügmannem i gefreitrem Janitzem po towarzysza wciąż leżącego w zagłębieniu z postrzeloną nogą, również zostałem trafiony rosyjską kulą w udo. Dla mnie zimowa bitwa na Mazurach dobiegła końca”.

Kompanie zajęły kwatery w Lepakach (III. Batalion), Moldzien [Mołdzie] i Madeiken [Madejki]. W porównaniu z poprzednimi dniami, 13 lutego był przyjemny - zimno było znośne, walki nie były znaczące, straty wśród większości kompanii nie były duże i przybyła kuchnia, co przyczyniło się do poprawy nastroju.

Zaciekłe walki ostatnich kilku dni złamały opór III. Korpusu Syberyjskiego i droga do Ełku była otwarta. Mogliśmy więc, między 9:00 a 10:00 rano, 14 lutego rozpocząć natarcie na to miasto i byliśmy pierwszymi oddziałami (III. Batalion/L.76, 12. Kompania), które wkroczyły około tam o godzinie 12:00.

Jak teraz będzie wyglądał Ełk, w którym Rosjanie przebywali od miesięcy?

Miasto zostało bardzo zniszczone przez działania wojenne, które się przez nie przetoczyły; jednak to co zostało wciąż daje wyobrażenie o dawnym pięknym krajobrazie miasta. Na lodzie można zobaczyć urządzenia, które Rosjanie zbudowali dla popularnej rozrywki. Rosyjskie życie sceniczne z pewnością miało swoje uroki.

Kompanie rozlały się po różnych ulicach. Oddziały przeszukują domy i po krótkim czasie w jednym miejscu gromadzi się grupa 300 jeńców.

9. Kompania/L.76 ustawia przy poczcie karabiny w kozły i odpoczywa na ulicy. Wyciągam krzesło z pobliskiego domu, pozwalam, by zimowe słońce mnie ogrzało i piszę list. Wkrótce do moich uszu docierają dźwięki starych żołnierskich piosenek. Podrywam się i pędzę na pobliską ulicę. Niezapomniany widok! Wschodniopruskie regimenty z 33. na czele maszerują do wyzwolonej stolicy Mazur. Jakże przerzedzone są szeregi kompanii, jakże wyczerpani i zmęczeni są ci młodzi synowie Prus Wschodnich, ale jakaż radość kryje się w ich śpiewie i jaki entuzjazm przemawia z ich oczu!

Nawet jeśli my, z 76. Regimentu Piechoty Landwehry, czuliśmy doniosłość tej chwili i wkraczaliśmy do wyzwolonego Ełku ze ściśniętymi sercami, radość ze zwycięstwa mogła chyba tylko wzrosnąć, gdy widzieliśmy szczęście u ludzi, którzy swoją krwią wydarli wrogowi cenną ziemię ojczystą.

Wciąż stoję na rogu ulicy, słuchając śpiewu maszerujących regimentów, gdy słyszę ryk wiwatów z centrum miasta i żołnierzy spieszących ze wszystkich ulic w tamtym kierunku. Dopytuję się i dowiaduję, że cesarz właśnie pogratulował 33. Regimentowi, który wczoraj pod jego czujnym okiem szturmował przesmyk pod Woszczelami i podziękował im za odwagę. Wracam do kompanii z żalem, że nie byłem tego świadkiem.

Cesarz wśród zwycięskich żołnierzy na ryku w Ełku.
14 lutego 1915 r.
Źródło: castlesofpoland.com/prusy/elk_poczt_de.htm

 

Natychmiast rozpoczynamy marsz i mamy nadzieję zobaczyć cesarza na drodze do Stradaunen [Straduny], ale nasze nadzieje się nie spełniają. Jednak wszyscy jesteśmy pod wrażeniem tego wydarzenia i z optymizmem wierzymy, że nie tylko ta bitwa, ale także wojna wkrótce dobiegnie szczęśliwego końca. Do Wielkiego Księcia Meklemburgii został wysłany telegram informujący go, że nasz regiment był pierwszą jednostką, który wkroczyła do Ełku.

Ponieważ w mieście nie ma już dla nas noclegu, po południu maszerujemy do Stradun i tam zajmujemy kwatery.

Następnego ranka, 15 lutego, wracamy tą samą drogą. W Ełku spotykamy się z II. Batalionem/L.76, który walczył w innej formacji, przebył inną trasę i stoczył inne walki niż I. i III. Batalion/L.76

 

II. Batalion/L.76 w bitwie zimowej na Mazurach

10-15 lutego 1915 r.

II. Batalion/L.76 został wcześniej przydzielony do sektora oberstleutnanta Zimmera (Giżycko południe) i był używany go do obsadzania pozycji od nr 12 do 22a (Kruglinnen-Upalten [Kruklin - Upałty]). Na czas natarcia został przydzielony do zgrupowania Kühnast (oberst i dowódca 18. Regimentu Piechoty Landwehry). W podobnych warunkach jak I. i III. Batalion/L.76, rozpoczął natarcie przez Upałty, Schedlisken [Siedliska], Sucholasken [Sucholaski] do Widminnen [Wydminy] i Neu-Jucha [Nowe Juchy]. Tego samego dnia zgrupowanie Kühnast napotkało nieprzyjaciela, który początkowo wycofał się na południe od Siedlisk, ale później okopał się na zachód od Wydmin na wzgórzach między linią kolejową a jeziorem. Dowódca dywizji generalleutnant v. Freudenberg, który towarzyszył zgrupowaniu Kühnasta, wydał rozkaz zajęcia Wydmin i oddał do dyspozycji obersta Kühnasta baterię ciężkich haubic polowych.

Dziennik wojenny 11. Dywizji Landwehry (12773/2340 strona 6) odnotowuje zdobycie Wydmin: „Po zaciętych walkach Wydminy zostały zdobyte już w ciemnościach nocy o godzinie 19:30, Rosjanie wycofali się w kierunku Nowych Juch. Oberst Kühnast ranny, dowodzenie zgrupowaniem przejął major Frühling”.

Dziennik wojenny II. Batalionu/L.76 opisuje: „Podczas natarcia na zajęte przez wroga Wydminy, batalion początkowo pozostawał w rezerwie, ale w trakcie bitwy 7. i 8. Kompania/L.76 wysunęły się na prawe skrzydło 18. Regimentu Piechoty Landwehry około godziny 17:00 i wzięły udział w ataku. Pozostałe dwie kompanie podążyły za prawym skrzydłem. ... Wydminy zostały opuszczone przez wroga, tak, że zajęcie wioski o godzinie 22:00 mogło odbyć się bez przeszkód. Wzięto kilku jeńców. W płonących Wydminach zajęto kwatery alarmowe. Straty tego dnia: jeden lekko ranny”.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że istnieje sprzeczność między tymi dwoma raportami, jeden mówi o zaciekłych walkach, podczas gdy drugi mówi, że zajęcie miejscowości mogło odbyć się bez przeszkód. Prawdopodobnie jednak obie relacje opisują różne wydarzenia. Dziennik dywizji najwyraźniej opisuje zajęcie wzgórza na zachodzie, które miało miejsce o godzinie 19:30, o które toczyły się zacięte walki, podczas gdy dziennik batalionu mówi o zdobyciu wioski o 22:00, którą Rosjanie już opuścili.

Mahn z 5. Kompanii/L.76 tak relacjonuje ten wieczór:

„Gdy zapada zmrok, docieramy w pobliże Wydmin. Wioska płonie, a czerwony blask ognia na białym śniegu wygląda naprawdę przerażająco na ciemnym tle; moje myśli wracają do nocy Totensonntags [Niedzieli Wieczności, święto] pod Marcinową Wola. Rosjanie wciąż są we wsi; trwa bitwa, która w miarę zbliżania się staje się coraz bardziej ożywiona. Skręcamy z drogi i kładziemy się na ziemi na lewo od niej. Znów jest przenikliwie zimno; wieje silny wiatr. Kule świszczą wokół i nad nami, a wkrótce spadają na nas. ... W końcu strzelanina ustaje i możemy zająć lokalne kwatery”.

11 lutego batalion wyruszył rano o godzinie 7:00 i szedł jako awangarda zgrupowania Frühling w kierunku Wensowken [Wężówka] – Nowe Juchy. Po wyjściu z lasu, czoło 8. Kompanii/L.76 zostało ostrzelane przez wroga i okazało się, że wioski Panistrugga [Panistruga] i Kaltken [Kałtki] są słabo obsadzone przez wroga, podczas gdy wzgórza na północ od linii kolejowej między Schönfelde [osada na południe od Orzechowa] i Alt-Jucha [Stare Juchy] są silniej obsadzone. Ciężka bateria została wysunięta do przodu, a II. Batalion/L.76 został przydzielony do jej osłony.

W związku z tym, 7. Kompania/L.76 zajęła skraj lasu na wschód od drogi do wsi Kałki, a 8. Kompania/L.76 skraj lasu na zachód od tej drogi. Pozostałe dwie kompanie rozlokowały się za nimi. Batalion musiał spędzić tu cały dzień w bezczynności. Było to nieprzyjemne zadanie ze względu na duży mróz. „Chodzisz i machasz rękami, żeby się ogrzać. Czekasz cały dzień, wieczór i noc. W końcu kładziesz się na ziemi i zasypiasz pomimo zimna. Potem przychodzi rozkaz wymarszu. Patrole ustaliły, że Panistruga i Kałki są wolne od wroga. Batalion może więc o północy przenieść się na kwatery alarmowe w Kałkach, ale również musi rozpoznać Olschöwen [Olszewo] i Nowe Juchy”. Patrole wysłane przez 1. Pluton 5. Kompanii donosiły, że Olszewo jest wolne od wroga, ale Nowe Juchy są nadal obsadzone przez niego.

12 lutego zgrupowanie Frühling otrzymało rozkaz wymarszu z Wężówki o godzinie 9:00. Marsz prowadził przez Kl. Gablick [Gawliki Małe] na Stare Juchy i na Nowe Juchy, które w międzyczasie zostało zajęte przez nacierające na południowy wschód zgrupowanie Zimmer. Tego dnia II. Batalion/L.76 maszerował na końcu kolumny marszowej i szczególnie doświadczył niedogodności szlaku spowodowanych trudnym terenem. Każdy, kto prześledzi trasę na mapie, będzie zdumiony, gdy zauważy, dlaczego oddziały musiały zrobić objazd przez Gawliki Małe, aby dotrzeć do Nowych Juch. Przyczyny można dopatrywać się w zamiarze majora Frühlinga, który chciał zaatakować wroga z lewej strony i otrzymał na to zgodę dowództwa dywizji. (Dziennik wojenny 11. Dywizji Landwehry strona 10).

We wsi Nowe Juchy o godzinie 18:00 batalion otrzymał rozkaz zajęcia placówek w Jeziorowsken [Jeziorowskie]. Po przybyciu tam około godziny 20:00, zabezpieczenie zostało przesunięte do przodu, a mianowicie: 1. Pluton 7. Kompanii do placówki w płonącym Laszmiaden [Łaśmiady], a półpluton z 6. Kompanii obsadził placówkę na drodze Woszczele - Lysken [Liski] znajdującą się na skraju lasu na północnym krańcu jeziora Sawinda Wielka i 100 m od rozwidlenia drogi prowadzącej na północny zachód od Czerwonken [Czerwonka]. Resztę ochrony zapewniały oddziały 75. Regimentu Piechoty Landwehry, które następnego ranka został zluzowane przez 5. i 8. Kompanię/L.76.

Zgrupowania Zimmera i Frühlinga zdobyły przesmyki w pobliżu Nowych Juch i tym samym usunęły główną przeszkodę na drodze do Ełku. Jednak wróg nadal utrzymywał przesmyki w pobliżu Woszczel oraz wzgórza Krolowolla [Królowa Wola] i Milchbude [Mleczkowo] na północnym wschodzie. Aby wesprzeć atak zgrupowania Berndta 13 lutego i zająć obsadzone przez Rosjan w Woszczele na tyłach, zgrupowania Zimmer i Frühling musiały wyprzeć wroga z jego pozycji w Królowej Woli i Mleczkowie. Chociaż cel nie został osiągnięty, natarcie na Woszczele było skutecznie wspierane przez wsparcie dwóch wspomnianych zgrupowań z północy.

13 lutego około południa pod Ballamutownen [Bałamutowo] II. Batalion/L.76 rozwinął się w kierunku południowym, opierając się prawym skrzydłem o przysiółek „zu Czerwonken”, gdzie miał styk z batalionem 18. Regimentu Piechoty Landwehry. Na pierwszej linii znajdowała się 5. i 6. Kompania/L.76, a 7. i 8. Kompania/L.76 podążały w rezerwie. Początkowo przez długi czas oddziały przebywały na wzgórzu przy przysiółku „zu Czerwonken”, następnie ruszyły dalej na południe, naprzeciwko pozycji wroga, która znajdowała się na skraju lasu Mleczkowa i na zachód od niego.

Oddziały znalazły się pod silnym ostrzałem szrapnelowym i z karabinów. Kompania okopała się na wzniesieniu i utrzymała swoją pozycję pomimo dużej siły ognia wroga. Ponieważ deszcz padał nieprzerwanie przez całe popołudnie, żołnierze wkrótce brodzili w rozmokłej ziemi. Walki zostały przerwane dopiero między godziną 21:00 a 22:00. Po jednym plutonie z każdej kompanii pozostało na linii frontu, pozostałe przeniosły się na tyły do kwater alarmowych. Straty batalionu: 5 poległych, 24 rannych, w tym hauptmann Müller-Pearse z 5. Kompanii/L.76.

Następnego dnia utworzono nowe formacje bojowe: Batalion Schade składał się z 6. i 8. Kompanii/L.76 oraz 9. i 10. Kompanii/L.18; Batalion Trabert z 5. i 7. Kompanii/L.76 oraz 11. i 12. Kompanii/L.18.

Ponieważ wróg opuścił swoje pozycje, przekroczono las pod Mleczkowem, następnie skręcono w lewo na Oratzen [Oracze] i pomaszerowano przez Mylucken [Miluki] i Soffen [Krokocie] w kierunku Chelchen [Chełchy].

„Zatrzymaliśmy się w głębokim błocie, na skraju lasu, na wiele godzin, aż zapadł zmrok. Dzieje się coś najbardziej nieprzyjemnego. Pada komenda: „Wróć!” Znowu dochodzimy do wsi Krokocie. Wiejska droga jest zakorkowana i zablokowana przez kolejne oddziały, pojazdy itp. W ciemnościach z trudem przebijamy się przez te utrudnienia. Część kompanii się pogubiła i dołącza do reszty dopiero późno w nocy. Skręcamy na południowy wschód i około godziny 21:00 docieramy do Przykopken [Przykopka]. We wsi ogromne zatłoczenie i długo poszukujemy kwater” (Mahn).

Wyjaśnienie tego pozornie zaskakującego odwrotu polega na tym, że zimowa bitwa na Mazurach weszła w nowy etap wraz ze zdobyciem Ełku. Pierścień wokół armii rosyjskiej zacieśnił się, co uwolniło siły niemieckie w centrum. Można więc było użyć ich do odparcia rosyjskiej ofensywy idącej z odsieczą z linii Narew-Biebrza. W związku z tym, Naczelny Dowódca Frontu Wschodniego rozkazał dowództwu 8. Armii wysłać jednostki przeciwko twierdzom.

XX. Korpus Armijny otrzymał rozkaz działania na kierunku łomżyńskim, a 11. Dywizja Landwehry otrzymała rozkaz marszu na Osowiec.