Raport generała-majora Aleksieja Kuszakiewicza
Opracowanie i tłumaczenie: Jacek Czaplicki
Raport Lejb-Gwardyjskiego Wołyńskiego Pułku działającego w ramach zgrupowania generała Barona Bode z walk pod wsią Budy-Przysieki-Rządowe toczonych w dniach 8 - 9 [21 -22] marca 1915 r.
8 [21] marca dwa bataliony Lejb-Gwardyjskiego Wołyńskiego Pułku zajęły pozycje na środkowym i lewym odcinku zgrupowania generała Barona Bode w pobliżu wsi Budy-Przysieki-Rządowe na południowym skraju tej wsi, na wschód i zachód od niej. Odcinek prawy, graniczący z pozycjami Lejb-Gwardyjskiego Keksholmskiego Pułku, obsadził III. Batalion kapitana Żytkiewicza[1], lewy przez I. Batalion pułkownika Zamszyna[2]. II. Batalion kapitana Nowikowa[3] znajdował się w rezerwie pułkowej - w pobliżu różowej leśniczówki.
W dniu 8 marca o godzinie 10:00 otrzymałem rozkaz nr 11 dowództwa zgrupowania, ataku na pozycje nieprzyjaciela pod wsią Budy-Przysieki-Rządowe, zdobycia wysuniętego skraju okopów nieprzyjaciela na zachód od zabudowań wsi (wzgórze 54,5), a następnie zajęcia przeprawy przez rzekę Orzyc koło osady leśników Budziska.
Budy-Przysieki-Rządowe. Rejon walk.
W celu wykonania zadania, pod moją bezpośrednią komendą, oprócz trzech batalionów L.Gw. Wołyńskiego Pułku znalazły się dwa bataliony 245. Berdiańskiego Pułku Piechoty.
III. Batalion Berdiańskiego Pułku miał zluzować III. Batalion L.Gw. Wołyńskiego Pułku, który znajdował się w okopach na środkowym odcinku zgrupowania, a kolejny batalion tego pułku został przydzielony do rezerwy dowódcy zgrupowania.
Początek natarcia zaplanowany został zaraz po zapadnięciu zmroku, dlatego nie dało się zluzować III. Batalionu Wołyniaków. W związku z tym, mając do dyspozycji dwa bataliony L.Gw. Wołyńskiego Pułku i trzy bataliony 245. Berdiańskiego Pułku Piechoty, rozdysponowano je w następujący sposób:
1) prawy sektor - pułkownik Worobiow[4] - dwa bataliony 245. Berdiańskiego Pułku Piechoty z sześcioma karabinami maszynowymi dostały zadanie, by zdobyć okopy nieprzyjaciela bezpośrednio na wschodnim skraju wsi Budy-Przysieki-Rządowe i na wschód od niej;
2) lewy sektor - pułkownik Zamszyn - dwa bataliony L.Gw. Wołyńskiego Pułku - nacierać na zachód od drogi biegnącej przez wieś, równolegle do niej i bagien rzeki Orzyc znajdujących się za korytarzem ataku. Zdobyć wrogie okopy na wzgórzu 54,5.
Droga biegnąca przez wieś Budy była linią rozgraniczenia między sektorami nacierających jednostek.
Jeden batalion 245. Berdiańskiego Pułku Piechoty znajdował się rezerwie ogólnej.
4. Kompania z dwoma karabinami oraz oddział pułkowych zwiadowców wysunęły się do przodu i wystawiły placówki do pilnowania flanki po lewej stronie. Znajdujący się po prawej stronie III. Batalion L.Gw. Wołyńskiego Pułku wysłał do przodu kilka patroli i w każdej chwili był gotowy ruszyć do przodu i wesprzeć prawą flankę. Do sektorów przydzielono oddziały saperów dysponujących piroksyliną, by zrobić przejścia w zasiekach drutu kolczastego.
Nie zgodziłem się na przeprowadzenia przygotowania artyleryjskiego, ponieważ miał to być atak z zaskoczenia i chciałem zachować amunicję artyleryjską na wypadek konieczności odparcia niemieckich kontrataków.
Wraz z zapadnięciem zmroku oddziały zaczęły zajmować pozycje wyjściowe do ataku. III. Batalion 245. Berdiańskiego Pułku piechoty kapitana Damaskina[5] został skierowany na linię okopów zajmowanych przez I. Batalion Wołyński, podciągnięto rezerwy i około godziny 21:00 dowódcy sektorów zameldowali, że wszystko jest gotowe do ataku. O godzinie 21:00 wydałem rozkaz ataku.
Kompanie 1. Batalionu L.Gw. Wołyńskiego Pułku opuściły swoje okopy i natychmiast ruszyły do przodu, ale wkrótce zostały przeze mnie zatrzymane, gdyż otrzymałem meldunek od dowódcy 4. Kompanii, która miała kontakt z prawym sektorem, że Berdiańczycy pozostali w okopach. Dowódca Pułku Berdiańskiego na moje telefoniczne zapytanie odpowiedział, że jego III. Batalion posuwa się naprzód, ale dowódca tego batalionu kapitan Damaskin zameldował, że nie może ruszyć naprzód, gdyż między kompaniami jego batalionu, które obsadziły pierwszą linię, są luki i kompanie te rozproszyły się, a naprawienie tego i uporządkowanie kompanii zajmuje co najmniej godzinę.
Przekazawszy tę informację dowódcy sektora 245. Berdiańskiego Pułku Piechoty, rozkazałem mu podjąć natychmiastowe działania w celu zaprowadzenia porządku w szeregach pułku. O godz. 22:00 dotarł meldunek, że oddziały L.Gw. Wołyńskiej mają już kontakt z oddziałami w sąsiednim sektorze, ale dwie kompanie z trzech, które znajdowały się w pierwszej linii prawego sektora, nie zostały jeszcze odnalezione. Sytuacja ta utrzymała się do północy, kiedy to kapitan Damaskin złożył telefoniczny meldunek o utracie punktu orientacyjnego, czyli oświetlonej chaty w Budach oraz, że nie powróciły jego drużyny, wysłane do zrobienia przejść w zasiekach. Stało się więc jasne, że albo nie chciał, albo nie potrafił uporządkować swoich kompanii i rzucić ich do ataku, aby wykonać zadanie. Wtedy rozkazałem pułkownikowi Worobiowowi zastąpić kapitana Damaskina, co też uczynił.
Około godziny 2:30 otrzymałem wreszcie meldunek pułkownika Worobiowa, że w prawym sektorze wszystko jest już przygotowane do natarcia. Rozkazałem mu ruszyć na całej linii do przodu, a pułkownikowi Zamszynowi wznowić atak, gdy Berdiańczycy zrównają się z jego liniami. O godzinie 2:40 kompanie wołyńskie ze swoimi dowódcami na czele w zupełnej ciszy ruszyły do przodu.
Mimo, że nieprzyjaciel dwukrotnie oświetlił teren flarami i posuwające szeregi musiały przypaść do ziemi, przed godziną 3:00 Wołyniacy dotarli do zasieków składających się z dwóch rzędów kozłów hiszpańskich i zalegli przed nimi.
Dowódca Kompanii Jego Wysokości porucznik Cichaczew[6] wraz ze zwiadowcami swojej kompanii podczołgał się do zasieków, aby uszkodzić druty i zrobić przejście, stwierdził, że druty nie są przymocowane do kozłów i rozkazał je zdjąć i bez hałasu udrożnić przejście. Prace te zauważyli strażnicy niemieccy, którzy znajdowali się bezpośrednio za zasiekami i podnieśli alarm. Rozbrzmiały pojedyncze strzały z karabinów.
Widząc, że atak został wykryty, porucznik Cichaczew poderwał swoją kompanię, która z okrzykiem „Ura” ruszyła przez przejście w kierunku okopów. Za nimi poszła 2. Kompania, której dowódca kapitan Mozgalewski[7] padł zabity, oraz 3. i 4. Kompania. Niemieccy strzelcy otworzyli ogień z okopów, zagrzechotały karabiny maszynowe. Porucznik Cichaczew podbiegł do okopu i wrzucił tam granat ręczny, który eksplodował. Moment później wszyscy Niemcy w okopach zostali wybici przez atakujących, a karabin maszynowy zdobyła Kompania Jego Wysokości.
Na rozkaz porucznika Cichaczewa Kompania Jego Wysokości po wybiciu Niemców granatami ręcznymi ruszyła wzdłuż okopów w prawo, a reszta kompanii, które wymieszały się ciemnościach w lewo. Wołyniacy dość szybko zajęli cały okop po prawej. Atak oddziałów posuwających się w lewo przebiegał wolniej, a Niemcy obsadzający okop utrzymali się aż do nadejścia kompanii II. Batalionu.
Zdobyty okop był ostrzeliwany ogniem krzyżowym. Z powodu ciemności porucznik Cichaczew nie mógł rozeznać się w sytuacji i rozkazał podpalić chatę znajdującą się kilka kroków przed nim, co wykonał jeden z ochotników. Dzięki światłu, jaki dawała płonąca chata, zauważono, że okopy po prawej stronie, które mieli zdobyć Berdiańczycy wciąż są w rękach Niemców. Porucznik Cichaczew z flanki skoncentrował ogień na tym okopie, częściowo wypierając obrońców, a część wybijając, co miało ułatwić atak oddziałom Berdiańskim. W tym samym czasie zaczął umacniać zdobyty okop niemiecki.
Po otrzymaniu telefonicznego meldunku od pułkownika Zamszyna, że nasze oddziały zdobyły niemieckie okopy, wydałem rozkaz pchnięcia tam również kompanii II. Batalionu z czterema karabinami maszynowymi, aby wykorzystać sukces I. Batalionu. Mimo, że otwarty teren oddzielający kompanie II. Batalionu od niemieckich okopów była silnie ostrzeliwany, kompanie szybko go pokonały, pod ostrzałem odrzuciły kozły hiszpańskie oraz wdarły się do niemieckich okopów i wyparły Niemców w walce na bagnety.
Bezpośrednio za tymi kompaniami ściągnięto do okopu nasze karabiny maszynowe. Po zajęciu okopu kompanie ruszyły wzdłuż okopu na lewo od kompanii I. Batalionu, wypierając z niego Niemców granatami i bagnetami. 5 Kompania porucznika Bedeniajewa II[8] wysunęła się do przodu i zdobyła kolejny karabin maszynowy. Do świtu cały okop okalający od południa wzgórze 54,5 został przez nas zajęty i przygotowany do obronny. Nie mogliśmy go pogłębić, gdyż był pełen niemieckich trupów. Zdobyte okopy obsadzały [niemieckie] kompanie III. Batalionu 54. Regimentu[9], który był prawie całkowicie przetrzebiony - 34 ludzi którzy przeżyli, dostało się do niewoli.
Podczas gdy po lewej stronie natarcia, dzięki szybkiemu parciu naprzód, osiągnięto pełny sukces, to na prawym Berdiańczycy nie mieli postępów. Mimo zmiany dowódcy batalionu, a nawet zastąpieniu III. Batalionu IV. Batalionem, Berdiańczycy pozostali daleko w tyle i przed świtem wrócili do swoich okopów.
Nawet, gdy poinformowałem pułkownika Worobiowa o zdobyciu przez Wołyniaków okopów niemieckich i o tym, że część okopów w rejonie, który mieli zająć Berdiańczycy, została oczyszczona z Niemców przez ostrzał Wołyniaków i nakazałem mu przesunąć kompanie do przodu, Berdiańczycy nie ruszyli się do przodu. Według raportu dowódcy tego pułku, o świcie, pod silnym ostrzałem, 13. i 15. Kompania Berdiańskiego Pułku rozpoczęły natarcie i o godzinie 9:20, ponosząc ciężkie straty, dotarły do zasieków z drutu kolczastego i okopały się przed nimi. Pozostałe berdiańskie kompanie pozostały w swoich okopach i za nimi.
Na lewym odcinku przed świtem trzy i pół kompanii I. Batalionu i trzy kompanie II. Batalionu z sześcioma karabinami maszynowymi znajdowały się w niemieckich okopach na zachód od wsi Budy-Przysieki-Rządowe. Połowa 4. Kompanii z dwoma karabinami maszynowymi znajdowała się za lewą flanką, aby chronić ją przed obejściem, a 8. Kompania została w swoich okopach na prawej flance, ponieważ straciliśmy wszelką nadzieję na uzyskanie pomocy od Berdiańczyków, a czas uciekał. Gdy tylko zrobiło się jasno, nieprzyjaciel zaczął nas ostrzeliwać z przodu i z prawej flanki zdobytych przez nas okopów oraz całego pasa terenu za tymi okopami ogniem piechoty, karabinów maszynowych, i artylerii.
Ostrzał ten natychmiast przerwał wszelką łączność między batalionami w zdobytych niemieckich okopach a tyłami. Połączenie telefoniczne zostało zerwane i wszystkie próby przywrócenia go w ciągu dnia były nieskuteczne. Rannych i zabitych zostało 15 ludzi z łączności, którzy z własnej inicjatywy próbowali naprawić zerwane kable. Kurierzy z raportami i rozkazami prawie wszyscy zginęli w drodze, zanim zdążyli je dostarczyć. Z 70 cynkowych skrzynek amunicji wysłanych do okopów, tylko bardzo niewielka część dotarła do celu. Przy budowie okopu komunikacyjnego do okopów wzdłuż zachodniego obrzeża wsi Budy-Rządowe ponoszono tyle ofiar, że musieliśmy go kontynuować skrycie, przez co postęp prac był mały - do wieczora nie udało nam się pokonać nawet jednej czwartej dystansu.
Około godziny 10:00 nasze stanowisko obserwacyjne wykryło zwartą kolumnę Niemców posuwającą się północnym obrzeżem wsi Budy-Rządowe. Kolumna ta została rozbita celnym ostrzałem naszych baterii, zanim zbliżyła się do zdobytych przez nas okopów. W tym samym czasie widziano również siły nieprzyjaciela przemieszczające się za wzgórzami na zachód od wsi Budy-Rządowe, skąd nieprzyjaciel dwukrotnie dużymi siłami próbował zaatakować naszą lewą flankę. Został jednak odparty ogniem artylerii i strzelców kompanii II. Batalionu oraz ogniem karabinów maszynowych. Nieprzyjaciel poniósłszy duże straty obsadził okopy drugiej linii obrony, znajdujące się w odległości około 400 kroków.
Odpieranie kontrataków nieprzyjaciela wymagało dużego zużycia amunicji, której zaczynało brakować, zwłaszcza że nie docierały dostawy. Dowódcy kompanii otrzymali rozkaz, by wykorzystać niemieckie karabiny, do których znaleziono mnóstwo amunicji przy zabitych Niemcach. Zaraz po odparciu niemieckich kontrataków, dla Wołyniaków w niemieckich okopach nadszedł najtrudniejszy okres, kiedy pociski ciężkiej artylerii i szrapnele zaczęły nieprzerwanie zalewać całą linię okopów.
Całe życie w okopach, już zawalonych szczątkami poległych i ciałami rannych zasypanych piaskiem, zamarło. Celny ostrzał haubic wpadający w okopy wybijał całe drużyny. Straty były ogromne, bo oprócz niszczycielskiej pracy artylerii nieprzyjaciela, każda próba naprawienia okopu lub zmiany pozycji była tragiczna w skutkach. Wszyscy ludzie, którzy próbowali się podnieść byli wybijani przez karabiny maszynowe, które strzelały amunicją rozrywającą. Około godziny 16:00 otrzymaliśmy pierwszy od godziny 11:00 meldunek z okopów z prośbą o zabezpieczenie naszej lewej flanki przed oddziałem nieprzyjaciela, który próbował obejścia oraz prośbę o wymianę kompanii na świeże oddziały, ze względu na ogromne straty od ognia artyleryjskiego i utratę dowódców, a także z powodu braku amunicji.
O godzinie 17:00 wrócił jeden z dostarczających amunicję i zameldował, że wszyscy oficerowie I. i II. Batalionu polegli, a kompanie prawie przestały istnieć, a część niższych rangą, którzy przeżyli, dostała się do niemieckiej niewoli. Około godziny 18:00 dotarł meldunek z godziny 14:00, że kompanie w zdobytych niemieckich okopach znajdują się w ciężkim położeniu: „ … dwa karabiny maszynowe rozbite, a pozostałe zakleszczyły się z powodu piasku w mechanizmach, amunicja się kończy, artyleria nieprzyjaciela zadaje ciężkie straty, brak dowódców, morale słabe, nieprzyjaciel stopniowo okrąża naszą lewą flankę”.
W połączeniu z doniesieniami dostarczyciela amunicji, postawą Berdiańczyków, którzy nie posunęli się do przodu, brakiem świeżych rezerw w mojej dyspozycji, niezbędnych do powiększenia zdobytego terenu oraz brakiem amunicji w naszych bateriach, meldunek ten nie wróżył nic dobrego, o czym zameldowałem dowódcy zgrupowania.
Wkrótce po tym otrzymałem rozkaz, aby resztki kompanii z I. i II. Batalionu, które znajdowały się w niemieckich okopach, wycofać do rezerwy i by zajęły nasze poprzednie okopy wraz z kompaniami 245. Berdiańskiego Pułku. Wysłałem więc rozkaz do dowódcy 245. Berdiańskiego Pułku, aby przejął naszą linię okopów i poinformowałem go, że Wołyniacy wycofają się z niemieckich okopów do rezerwy. Dowódca lewej flanki otrzymał rozkaz wyniesienia wszystkich rannych, sprowadzenia wszystkich karabinów maszynowych i trofeów oraz cichego wycofania się, gdy Berdiańczycy obsadzą nasze linie okopów. Dopiero po północy wszystkie zlecone zadania zostały zakończone i kompanie, które od 24 godzin były w ciągłej walce, zebrały się przy leśniczówce.
Podsumowanie
Wołyniacy wykonali swoją część zadania atakiem na bagnety, zdobywając niemal bez strat przydzielony im sektor pozycji nieprzyjaciela, rozbijając niemal cały niemiecki III. Batalion 54. Regimentu Piechoty, zdobywając dwa karabiny maszynowe, aparat telefoniczny i wiele karabinów. Wzięto tylko 34 jeńców, co można wytłumaczyć jedynie niezwykłą zawziętością niższych rangą i desperackim oporem Niemców. Sukces tego nocnego ataku można łatwo wytłumaczyć męstwem oficerów, którzy prowadzili swoje kompanie i którzy razem ze swymi ludźmi uczestniczyli w walkach na granaty oraz potrafili kierować działaniami swoich kompanii nawet w nocnych walkach.
Straty w czasie ataku były nadzwyczaj niskie, z oficerów zginął podczas ataku tylko jeden kapitan Mozgalewski. Toteż niewypełnienie przez Berdiańczyków ich części zadania postawiło Wołyńczyków w bardzo trudnym położeniu i nie mogli powiększyć zdobytego terenu, gdyż nie mieli świeżych rezerw. Wołyniacy nie ponieśliby tak ciężkich strat w dniu 9 marca, w którym obsadzali pozycje w niemieckich okopach, gdyby Berdiańczycy przynajmniej częściowo wykonali swoje zadanie i zajęli niemieckie okopy na wschód od wsi Budy, z których to Niemcy oskrzydlili okopy zajmowane przez Wołyniaków.
Straty Wołyniaków poniesione w tym starciu.
wśród oficerów:
kapitan Mozgalewski, dowódca 2. Kompanii, poległ;
podporucznik Bowbelski[10], dowódca 3. Kompanii, ranny
porucznik Maszkin[11], dowódca 4. Kompanii, ranny;
porucznik Bugrejew[12], dowódca 6. Kompanii, kontuzjowany;
pułkownik Zamszyn, dowódca prawego odcinka, kontuzjowany;
wśród niższe rangą:
rannych 292,
poległo 450,
zaginionych 90.
Liczbę poległych można wytłumaczyć tym, że niemiecka artyleria użyła ogromnej ilości amunicji do ostrzelania zdobytych przez nas okopów. Berdiańczycy do czasu sporządzenia raportu nie podali swoich zestawień.
Dowódca Lejb-Gwardyjskiego Wołyńskiego Pułku
Generał-major Kuszakiewicz[13]
[1] Antoni Aleksandrowicz Żytkiewicz (07.03.1879 r. – 1919 r.).
[2] Władimir Iwanowicz Zamszyn (01.06.1869 r. – 1920 r.). Po ukończeniu Warszawskiej Szkoły Realnej w 15.08.1888 r. wstąpił do armii. Niedługo po walkach opisanych powyżej został dowódcą 209. Bogorodskiego Pułk Piechoty, a w 1917 r. dowódcą 8. Dywizji Strzelców Turkiestańskich. Walczył po stronie białych, w 1920 r. został rozstrzelany przez czerwonych w Chołmogorach.
Zamszyn |
[4] Andriej Siergiejewicz Worobiow (30.11.1861 r. -18.01.1917 r.) – dowódca 245. Berdiańskiego Pułku Piechoty w okresie 16.08.1914 r. - 23.07.1916 r.
[5] Piotr Wasiliewicz Damaszkin (28.06.1871 r. - 06.01.1925 r.).
[8] Borys Michajłowicz Bedenajew.
[9] 54. Regiment Piechoty von der Goltz.
[10] Mieczysław Konstatynowicz Bowbelski.
[11] Michaił Wasiliewicz Maszkin (jego bracia Aleksander i Nikołaj również byli oficerami tego pułku).
[12] Władymir Michajłowicz Bugrejew.
[13] Aleksiej Jefimowicz Kuszakiewicz (03.02.1865 r. - 19.04.1932 r.).
Kształcił się w Gimnazjum Wojskowym w Kijowie (1882). Do wojska wstąpił 24 sierpnia 1882 r. Ukończył I Pawłowską Szkołę Wojskową (1884), skąd został skierowany do Lejb-Gwardyjskiego Wołyńskiego Pułku (Warszawa). Awanse: podporucznik (ze starszeństwem od 14 sierpnia 1884 r.). porucznik (ze starszeństwem od 14 sierpnia 1888 r.), kapitan sztabowy (ze starszeństwem od 6 grudnia 1895 r.), kapitan (ze starszeństwem od 18 kwietnia 1899 r.). Osiem lat i dziesięć miesięcy dowodził kompanią, pięć lat i dziewiętnaście dni dowodził batalionem. Pułkownik (ze starszeństwem od 6 grudnia 1904 r.). Od 21 czerwca był dowódca 58. Praskiego Pułku Piechoty, z którym to ruszył na wojnę.
Awansowany na generała-majora (w dniu 31 stycznia 1915 r. ze starszeństwem od 28 września 1914 r. za zasługi) został mianowany dowódcą Lejb-Gwardyjskiego Wołyńskiego Pułku.
Po rewolucji lutowej zrobił błyskawiczną karierę: 7 kwietnia 1917 r., omijając szczebel dowódcy brygady, został mianowany dowódcą 1. Dywizji Strzelców Turkiestańskich. Awans na stopień generała-lejtnanta w dniu 4 czerwca 1917 r. i przydzielony jako dowódca do I. Turkiestańskiego Korpusu Armijnego. Po rewolucji październikowej jego oddziały znalazły się na Ukrainie i przez kilka dni dowodził całą Wydzieloną Armią. Pod rządami hetmana Skoropadskiego był zastępcą szefa sztabu Ukraińskiej Armii, następnie dowodził garnizonem w Kijowie. Po upadku Hetmana wstąpił do Ruchu Białych. W 1919 roku ewakuował się przez Odessę na Krym. Po klęsce Białej Armii wyemigrował do Francji. Zmarł w Paryżu i został pochowany na cmentarzu w Sainte-Geneviève de Bois.
Kuszakiewicz |
Źródło dziennika, zdjęć i informacji:
gwar.mil.ru
ria1914.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz