sobota, 23 marca 2024

76. Regiment Piechoty Landwehry – część 6 – Drugie oblężenie twierdzy Osowie

 

 

Landwehr-Infanterie-Regiment 76 im Weltkriege

Autor: Heinrich Holsten

Tłumaczenie i opracowanie:

Jacek Czaplicki

Małgorzata Karczewska

 

Kontynuacja wątku: link

 

Rozdział 10

Marsz na Osowiec i drugie oblężenie twierdzy

 

Już o godzinie 9:00 w dniu 14 lutego 11. Dywizja Landwehry otrzymała rozkaz, że jako rezerwa armii może przesunąć się, ale tylko na linii Ełk – Sędki, tyle że musi przepuścić 2. Dywizję Piechoty, aby jej oddziały znalazły się przed 11. Dywizją Landwehry. Następnego dnia dywizja opuściła szeregi I. Korpusu Armijnego i po przegrupowaniu swoich jednostek otrzymała rozkaz marszu na Grajewo.

Dywizja przed południem 15 lutego zebrała się na szosie Straduny – Ełk i po południu, zgodnie z rozkazami Naczelnego Dowództwa Armii, rozpoczęła marsz w kierunku południowo-wschodnim w celu zabezpieczenia odcinka między rzekami Wissa i Lenk (Grajewo-Szczuczyn). Od tej chwili w skład dywizji wchodzi: 70. Brygada Landwehry pod dowództwem generalleutnanta Hahndorfa z 5. i 18. Regimentem Piechoty Landwehry oraz 33. Brygada Landwehry pod dowództwem generalleutnant Berndta z 75. i 76. Regimentem Piechoty Landwehry

76. Regiment, do którego w Ełku wrócił II. Batalion/L.76 wymaszerował o godzinie 12:20 z Ełku w kierunku Grajewa. Marsz jest trudny, gdyż nadeszła gwałtowna odwilż, a padający deszcz stale zwiększa ilość błota. Zadanie postawione przed regimentem jest bardzo podobne do tego z poprzedniej jesieni, gdyż trzeba zabezpieczyć tę samą flankę i oblegać tę samą twierdzę, czyli Osowiec. Nic więc dziwnego, że regiment znów porusza się tymi samymi drogami, a czasem nawet musi zająć te same kwatery i te same pozycje, co jesienią. Czy regiment czeka odwrót podobny do jesiennego? To prawdopodobnie najbardziej niepokojące pytanie, które pojawia się tu i ówdzie.

I. Batalion/L.76 rusza na Bogusze, II. Batalion/L.76 na Krupiny i Popowo, a III. Batalion/L.76 na Prostki. Ludzie są wyczerpani, przemoczeni, godzinami czekają na kwatery i nocują w szopach bez drzwi, w domach bez okien i w piwnicach bez słomy. Ale jedna myśl ożywia zmęczone dusze: przekraczamy granicę, Prusy Wschodnie są wyzwolone, a wojna przenosi się na terytorium wroga.

16 lutego marsz jest kontynuowany: I. Batalion/L.76 dociera do wsi Bzury, II. Batalion/L.76 do wsi Dybła a III. Batalion/L.76 do Niedźwiedzkich. Pogoda jest nadal deszczowa, ale warunki zakwaterowania poprawiają się, gdyż wsie nie są zniszczone i zapełnione wojskiem.

Kuchnia polowa i przychodząca poczta podnoszą na duchu, ale udane ataki polskich pcheł wieczorem ponownie je obniżają.

Następnego dnia II. Batalion/L.76 wchodzi w kontakt z wrogiem. Maszerując jako straż przednia dostał się pod silny ostrzał szrapnelowy pod wsią Łojki. W rezultacie rozwija oddziały i zajmuje linię od wzgórza 128 na południe od Łojek do leśniczówki znajdującej się 2 km na wschód od niej. Po prawej pozycje zajęła 6. Kompania/L.76, następnie 7. Kompania i z lewej 8. Kompania, 5. Kompania zajęła pozycje za centrum sił.

Wieczorem, jako wysunięta jednostka, 5. Kompania/L.76 wkracza do wsi Gackie. Pogoda się poprawiła; jest lekki, odczuwalny mróz. I. Batalion/L.76, który osłaniał artylerię, razem III. Batalionem/L.76 zajął kwatery w Okole.

W dniu 18 lutego dowódca dywizji rozkazuje 33. Brygadzie Landwehry rozszerzyć pozycje, które zajęła poprzedniego dnia. 70. Brygada Landwehry nacierająca po lewej stronie miała zaatakować i zająć trzy wsie: Brzozową Wólkę, Ciemnoszyje i Przechody. Rosyjski opór był zaciekły i tylko zachodnią część Brzozowej Wólki atakowanej przez II. Batalion/L.18 udało się zająć o godzinie 20:00, pozostałe miejscowości pozostały w rękach rosyjskich.

Te walki po naszej lewej stronie naturalnie musiały wpłynąć na nasz regiment. W szczególności dotyczyło to III. Batalionu/L.76, który rano zajął pozycję obronną w pobliżu miejscowości Gackie i Pieniążki, a wieczorem, na wszelki wypadek, został przerzucony do Pieniążek. Nie musiał jednak interweniować i o godzinie 22:00 wrócił na kwatery do Łosewa. Tego dnia II. Batalion/L.76 znajdował się we wsi Modzele jako rezerwa brygady, podczas gdy I. Batalion/L.76 zluzował po południu III. Batalion/L.76 na pozycjach obronnych.

Po zajęciu Brzozowej Wólki przez sąsiednią brygadę, w dniu 19 lutego regiment otrzymał zadanie, by zdobyć Białaszewo. Atak rozpoczął się rano o godzinie 9:00. II. Batalion/L.76 posuwał się po prawej równolegle do drogi Łojki - Gacki, III. Batalion/L.76 po lewej na linii Pieniążki - Brzozowa Wólka, natomiast I. Batalion/L.76 miał pozostać w rezerwie w Pieniążkach. Początkowo natarcie na Białaszewo nie przebiegało łatwo. Część okopów wroga była obsadzona przez piechotę ze stanowiskami karabinów maszynowych; zasieki i inne przeszkody występujące w dużych ilościach były umiejętnie rozmieszczone, co dawało wrogiej artylerii czyste pole ostrzału, las również został częściowo wycięty, w wyniku czego atakujące oddziały czasami mocno odczuwały ogień artyleryjski. Tego dnia rannych zostało trzech żołnierzy z 5. Kompanii/L.76. Atakującym duże wsparcie zapewniły umiejętnie rozmieszczone niemieckie karabiny maszynowe, które wzięły okopy pod krzyżowy ogień, dzięki czemu Rosjanie zostali zmuszeni do opuszczenia swoich pozycji przed i w Białaszewie. Wieś została zajęta wraz z zapadającym zmrokiem. Niemieckie oddziały zajęły tam kwatery i nawet rosyjska artyleria ostrzeliwująca wioskę, ale nie mogła zakłócić im nocnego odpoczynku.

 

Białaszewo 1915 r. Kościół
 

Następnego dnia rozkazano, by wznowić natarcie, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do twierdzy, w celu zdobycia stanowiska ogniowego dla niemieckiej artylerii, która miała ostrzeliwać twierdzę Osowiec. 70. Brygada miała nacierać z Brzozowej Wólki i Ciemnoszyj w kierunku południowo-wschodnim, a 33. Brygada miała najpierw oczyścić las na północny wschód od Białaszewa, następnie nacierać na Sojczynek, by na końcu zająć wieś Klimaszewnica, którą miano zaatakować jednocześnie z północnego wschodu i zachodu.

W związku z tym, w rozkazie dla regimentu z dnia 20 lutego nakazano, aby I. Batalion/L.76, opierając się z lewej strony o Marszowy Batalion Zapasowy 47. Regimentu, rozstawiony po obu stronach drogi Białaszewo - Osowiec w odległości około 2 km na wschód od Białaszewa w kierunku Sojczynka (w miejscu gdzie droga leśna biegnąca między dwoma leśnymi kompleksami przecina drogę) oraz III. i II. Batalion/L.76 rozstawione z prawej, wzmocnione Kompanią Karabinów Maszynowych i 1. Batalionem Pionierów Księcia Radziwiłła miały zająć wieś Sojczynek. W swoich telefonicznych instrukcjach dowódca regimentu szczególnie podkreślał, że największą wagę należy przywiązywać do utrzymania kontaktu między nacierającymi kolumnami. Jak tylko I. Batalion/L.76 osiągnie wyznaczoną w rozkazie pozycję, adiutant Seer ma złożyć mu ustny meldunek.

Leutnant Seer tak opisał te wydarzenia:

„Mglisty poranek 20 lutego zastał I. Batalion rozstawiony w szyku, który wyruszył z Pieniążek najpierw w kierunku południowo-wschodnim przez teren porośnięty niskimi sosnami na wschód od Białaszewa, aby dotrzeć do szerokiej drogi wyznaczonej jako oś marszu. Na razie tabory ze sprzętem bojowym pozostają na kwaterach gotowe do wyjazdu, by wkrótce potem podążyć za oddziałami. Posuwając się naprzód, kompanie pokonują duże, długie zapory z gałęzi, które rosyjska obrona pobudowała wszędzie w tym zagmatwanym terenie, w celu zablokowania wszystkich podejść, a które zostały teraz udrożnione prawie bez walki przez nacierające poprzedniego dnia oddziały niemieckie. Bez przeszkód ze strony wroga, 3. Kompania znajdująca się na prawym skrzydle przekracza szeroką drogę biegnącą do twierdzy. Na tej drodze adiutant III. Batalionu, który tam dotarł i dowódca I. Batalionu ustalali jak zapewnić połączenie między dwiema kolumnami – pozostałe dwa bataliony przybyły już ten rejon jakiś czas temu – ponieważ kontakt wzrokowy w wysokim lesie o gęstym poszyciu, do którego dotarto w międzyczasie jest niemożliwy. Panowie ustalili, że kontakt ten mają zapewnić prowadzone w trybie ciągłym aktywne patrole, zauważyli również, że las po odwilży stanie się nieprzebytym bagnem.

Trzy kompanie: 3. Kompania offiziersstellvertretera Lange, 4. Kompania feldwebelleutnanta Zimmermanna i 2. Kompania leutnanta Haffnera, rozstawione w linie strzelców, posuwają się teraz po obu stronach drogi biegnącej w wysokopiennym lesie w kierunku wschodnim. 1. Kompania dowodzona przez offiziersstellvertretera Schulza podąża jako rezerwa batalionu za centrum. Sztab batalionu zostawia na tyłach konie, a sanitariusze przygotowują się do ciężkiej służby. Lekarz batalionu, dr Cohn, otrzymuje polecenie utworzenia punktu opatrunkowego w pierwszym gospodarstwie po tej stronie kościoła w Białaszewie. 3. Kompania otrzymała rozkaz utrzymania kontaktu z kolumną po swojej prawej stronie i miała zapewnić aktywne ciągłe patrole.

Kompanie ze sztabem szybko przemieszczają się naprzód wzdłuż drogi i docierają do miejsca, gdzie wysokopienny las urywa się nagle. Szeroka przecinka ze ściętych drzew zaskakuje oddziały. Żołnierze zdają sobie sprawę, że las został zwalony, aby stworzyć przeszkodę (drzewa blokują również drogę). Po prawej stronie na odcinku sąsiedniej kolumny rozbrzmiał silny ostrzał piechoty. Przed nami jednak wszędzie panuje cisza. Wkrótce 3. Kompania melduje, że nie udało się jeszcze nawiązać kontaktu z pozostałymi batalionami, jej dowódca otrzymuje rozkaz wysłania kilku patroli jednocześnie. Nasz oddział powoli posuwa się naprzód, wspinając się teraz po ogromnych sosnach leżących w poprzek. Mgła gęstnieje. Artyleria po obu stronach milczy. Po prawej stronie ostrzał nasilił się i teraz słychać również ogień karabinów maszynowych.

Nie widzimy przed sobą wroga. Wciąż nie ma kontaktu z prawą kolumną, nasze patrole nie wracają, do nas również nie dotarły patrole z pozostałych dwóch batalionów. Hauptmann Schaumkell przerzuca w tym momencie kompanię rezerwową na prawe skrzydło, które jest zagrożone. Ogień na kierunku od Sojczynka osłabł i zbliża się południe. Na ile pozwala zorientować się w tym gąszczu leżących na sobie drzew, przypuszczamy, że dotarliśmy do wskazanej w rozkazie leśnej ścieżki. Po wspięciu się na stertę drzew, widzimy zwarte masy wrogich oddziałów przemieszczające się w prawo w kierunku Sojczynka, które jednak szybko znikają we mgle zaraz po tym, jak nasze kompanie na krótko otworzyły do nich ogień. Nadal nie ma kontaktu z II. i III. Batalionem; od jakiegoś czasu słyszymy od ich strony silny ogień piechoty i karabinów maszynowych. Trudny teren do walki wokół i przed nami w powalonym lesie, niejasna sytuacja na naszej prawej flance oraz to, że pluton z kompanii rezerwowej został teraz wysłany do wzmocnienia 3. Kompanii, bardzo utrudniają dowodzenie i kontrolę nad całością.

Dowódca batalionu poleca mi w tym momencie, by wyruszyć i zgodnie z rozkazem zameldować dowódcy regimentu o naszej sytuacji, a jednocześnie przyspieszyć podciągnięcie taborów ze sprzętem bojowym przez Białaszewo do stanowiska, gdzie zostawiliśmy konie w wysokopiennym lesie. Dalej nie dałoby się, ponieważ dalej droga była nieprzejezdna dla pojazdów. Spieszę na tyły i ostatni odcinek pokonuję na koniu, odnajduję obersta von Happe i jego adiutanta, rotmistrza von Bülow przy rosyjskich zasiekach z drutu kolczastego pod Białaszewem. Oberst jest zadowolony z meldunku, że batalion osiągnął zamierzoną pozycję; rozkazuje oddziałom nie przekraczać jej, dopóki sytuacja w Sojczynku, o który obecnie toczą się walki, nie zostanie wyjaśniona. Za wszelką cenę nakazuje nawiązać kontakt z prawą kolumną. Zawsze życzliwy przełożony odprawia mnie, częstując cygarem – jeszcze nie wiedziałem, że po raz ostatni widzę go żywego. W wiosce dostrzegam dużą kolumnę żołnierzy z uzupełnień, którzy są w trakcie rozmieszczania po kwaterach. W galopie niedługo później docieram do gotowego do drogi taboru ze sprzętem bojowym w Pieniążkach i wydaję mu odpowiednie rozkazy. Następnie wracam na główną drogę prowadzącą przez las z niskich drzewek, przez który przemieszczałem się już rano, by wrócić do batalionu. Na szczęście dla mnie, blokujące drogę rosyjskie zasieki zmusiły mnie do obrania innej trasy i ominięcia Białaszewa”.

Ponieważ Białaszewo zostało zdobyte przez oddziały nieprzyjaciela, leutnant Seer nie wraca do I. Batalionu/L.76. W drodze natrafia na linię strzelców składającą z żołnierzy z uzupełnień wypartych ze wsi, z którymi później uderza na Białaszewo od zachodu.

Relacja z III. Batalionu/L.76, który znajdował na prawo od I. Batalionu/L.76:

„Po dobrym nocnym odpoczynku rankiem 20 lutego wymaszerowaliśmy o godzinie 8:00. Ze wsi ruszyliśmy w kierunku lasu, a droga prowadziła obok cmentarza i osamotnionej zagrody.

Wkrótce dotarliśmy do dość gęstego lasu. Po wejściu do niego musieliśmy zrobić odstępy liczące 15-20 kroków i położyć się na skraju lasu. Nasza pozycja nie była komfortowa, ponieważ leżeliśmy na bagnistym podłożu, porośniętym krzakami olchy. Wokół zalegała gęsta mgła. Nie było widać wroga, ale wciąż byliśmy ostrzeliwani. Rozkazano nam odpowiadać ogniem i na ile się dało strzelaliśmy w gęstą mgłę. Po naszej prawej stronie zaczął strzelać karabin maszynowy.

Myśleliśmy, że to rosyjski karabin maszynowy i obróciliśmy lufy w prawo, aby go zneutralizować. Po krótkim czasie dotarła informacja, że strzelamy do naszego oddziału. Skierowaliśmy więc lufy ponownie do przodu i kontynuowaliśmy ostrzał mgły. Po jakimś czasie mgła zdawała się rozstępować. Pozostaje dla mnie zagadką, czy to nasz ostrzał czy też wschodzące słońce rozrzedziło mgłę.

Rozkazano nam się cofnąć się i zajęliśmy pozycje za linią gęstych drzew. W trakcie tego manewru przerwaliśmy ogień i Rosjanie musieli pomyśleć, że nasza pozycja został wystarczająco osłabiona i można przystąpić do ataku. Gdy tylko znaleźliśmy się za linią drzew, Rosjanie rzucili się do ataku z głośnym „Urra, urra!”. Jednak opuszczali swoje pozycje pojedynczo zamiast w zwartych szeregach. Rosyjscy żołnierze nie wiedzieli, że stoimy za linią drzew i gdy tylko z ukrycia wyłoniła się jakaś głowa, to momentalnie przeszywała ją kula. Starcie szybko się skończyło. Przeszukaliśmy trafionych naszymi kulami w poszukiwaniu meldunków, kosztowności itp., a znalezione przy nich środki do palenia (papierosy, tytoń) i kostki cukru poprawiły nam humor. Słońce przebiło się przez mgłę i chłód poranka rozproszyło przytulne ciepło. Oparliśmy karabiny o drzewa i rozłożyliśmy się wygodnie na leśnych poduszkach z mchu.

Leżeliśmy na ziemi dojadając znalezione części pieczywa i z lubością wydmuchiwaliśmy w ogrzane promieniami słońca powietrze dym z palonego rosyjskiego tytoniu, gdy jeden z towarzyszy, znajdujący najdalej na lewo - jeśli się nie mylę, nazywał się Bartsch – przybiegł w pośpiechu i zameldował dość podekscytowany:

- Rosjanie przemaszerowali w dwóch kolumnach i z dwoma karabinami maszynowymi przez las do wsi Białaszewo. Widziałem ich!

Nie dano wiary jego raportowi.

- Niemożliwe! Wszędzie mamy styczność z innymi oddziałami. Jak Rosjanie mogli przedostać się przez naszą linię? – odpowiedzieli żołnierze.

Towarzysz jednak uparcie twierdził, że mówi prawdę. Moja sugestia, aby udać się z towarzyszem na tyły, aby ustalić co się dzieje, została stanowczo odrzucona.

Ponownie zalegliśmy na mchu. Ledwo jednak to zrobiliśmy, a od strony wioski rozległ się silny ogień z karabinów. W tym samym czasie rozpoczął się również ostrzał ze strony rosyjskiej artylerii. Dla wszystkich stało się jasne, że raport naszego towarzysza był prawdziwy. Natychmiast ruszyliśmy na tyły i pomaszerowaliśmy z powrotem do Białaszewa. Gra toczyła się o dużą stawkę. We wsi znajdował się nasz sztab, tabory i żołnierze z uzupełnień, którzy przybyli w nocy. Nic dziwnego, że we wsi powstało zamieszanie, gdy niespodziewanie wdarli się tam Rosjanie. Na okrzyk: „Rosjanie nadchodzą”, wszyscy pospiesznie wybiegli ze swoich kwater. Taborom udało się dotrzeć w bezpieczne miejsce, choć straciły kilka koni i wozów. Odpoczywający na kwaterach żołnierze z uzupełnień, którzy wybiegli z kwater kryjąc się za kopcami łajna z oborników, podjęli walkę z wrogiem. Część się cofała, inni szukali amunicji. Dowódca regimentu, przy wsparciu swojego adiutanta, rotmistrza von Bülowa, próbował zaprowadzić porządek w tym zamieszaniu - ale zapłacili za to życiem. Jak wielu innych towarzyszy, polegli oni na polu chwały.

Wśród nich był lekarz regimentu, który wypełniając swoje obowiązki przy rannych został zakłuty bagnetami przez Rosjan.

Rosjanie, którzy weszli do wsi nie zauważyli naszego wyjścia na ich tyły. W tym momencie obsadzali zdobyte okopy i ostrzeliwali uciekających ze wsi niemieckich żołnierzy.

Jeden z rosyjskich karabinów maszynowych ostrzeliwujący naszych towarzyszy ustawiony był w bramie prowadzącej na plac przykościelny. Drugi karabin maszynowy został rozstawiony przy wjeździe do wsi.

Rosjanie, którzy nie zauważyli naszego podejścia zostali szybko wybici. Towarzysze, którzy pierwsi dotarli do muru placu kościelnego, oparli na nim swoje karabiny i najpierw wykończyli obsługę karabinu maszynowego. Potem nasi wdarli się do obsadzonego przez wroga okopu. Rosjanie byli kompletnie zaskoczeni i nie zdążyli się przegrupować. Ci, którzy w porę nie rzucili karabinów i nie podnieśli rąk, zostali wyrżnięci. Jak opowiadali koledzy, niektórzy próbowali walczyć i doszło do walk na bagnety.

Unteroffizier Ebs, ja i kilku innych towarzyszy otrzymaliśmy rozkaz, by pospieszyć do wyjścia z wioski, by przekazać znajdującym się tam żołnierzom rozkaz do natychmiastowego ataku. Spacer przez wieś był dla nas jednym z najtrudniejszych zadań. Kule świszczały nam koło uszu. Prawdopodobnie wzięto nas za atakujących Rosjan. Dotarliśmy na miejsce. Jednak znajdujący się tam żołnierze już rozpoczęli atak i zdążyli wykończyć załogę rosyjskiego karabinu maszynowego rozstawionego na wjeździe do wsi. Wkrótce strzelanina ucichła. Szliśmy powoli przez wieś, która ukazywała nam makabryczny obraz. Przyjaciele i wrogowie leżeli martwi lub dogorywali na polu bitwy. Obszerny kościół wkrótce wypełnił się rannymi i umierającymi. Przed ołtarzem złożono ciała dowódcy, adiutanta i lekarza. Żołnierz z uzupełnień uklęknął przy ciele brata, z którym przybył, a jeden z podoficerów przy żołnierzu z uzupełnień, który był z kolei jego bratem, ojcem siedmiorga dzieci, a który zmarł od ran następnego dnia. Na końcu kościoła w niektórych ławkach siedzieli Rosjanie. Nawiązałem rozmowę z jednym, który mówił trochę po niemiecku, aby dowiedzieć się w jaki sposób się przedarli do wsi.

Za tę rozmowę zostałem ochrzaniony przez leutnanta w taki sposób, że do dziś nie potrafię wytłumaczyć, co go napadło. Wyszedłem na zewnątrz. Za kopcami obornika leżeli zastrzeleni towarzysze, młodzi, w nowiutkich mundurach, z dziurami po kulach w czołach” (B. Schaden, 10. Kompania/L.76).

Na podstawie tych dwóch relacji wydarzenia tego dnia są dość dobrze opisane, ale dodamy jeszcze parę szczegółów, które bardziej dopełnią opis wydarzeń.

Na pierwszej linii frontu od lewej znajdowały się I. Batalion/L.76, III. Batalion/L.76 i 1. Batalion Pionierów. Za prawym skrzydłem jako rezerwa brygady podążał II. Batalion/L.76. Bardziej na południu operowały III. i II. Batalion/L.75 (z tym, że ten ostatni zboczył w prawo). Około południa wieś Sojczynek została zajęta przez III. Batalion/75, III. Batalion/76 i pionierów, których skutecznie wspierała ciężka artyleria. Znajdująca się jeszcze bardziej na prawo wieś Klimaszewnica została zajęta przez I. Batalion/L.75.

Rosjanie w sile batalionu, wykorzystując mgłę oraz dodatkowo przesłonięci roślinnością lasu, przedostali się przez lukę powstałą między I. a III. Batalionem/76 i wykorzystując zaskoczenie uderzyli na wieś Białaszewo, gdzie niedawno dotarła kolumna około 900 żołnierzy z uzupełnień. Dowódca przybyłej kolumny, feldwebel, przydzielał żołnierzom skierowania do kompanii. W momencie ataku zapanowało ogromne zamieszanie, ponieważ część podoficerów była jeszcze w Modzelach i brakowało dowódców. Wprawdzie oberst von Happe i jego adiutant szybko objęli dowództwo i udało im się obsadzić żołnierzami okop na przykościelnym cmentarzu, ale wkrótce zostali wyparci z tej pozycji i niemieccy żołnierze musieli wycofać się przez wieś na wzgórza na zachód od Białaszewa. Nadziali się tam na rozstawione zasieki z drutu kolczastego i, tłocząc się w przejściach między zasiekami, ponieśli duże straty. Za drutami kolczastymi żołnierze rozproszyli się, a następnie utworzyli linie strzeleckie i podjęli walkę z nacierającymi Rosjanami. Niczym nieosłonięci na zajętej pozycji długo utrzymali się pod silnym ostrzałem i ruszyli do ataku, gdy ostrzał ten zmniejszył się z powodu nadciągających z drugiej strony wsi niemieckich kompanii, które uderzyły na Rosjan.

Z porannego natarcia na Osowiec osobiście pamiętam, że nasza 9. Kompania/L.76 weszła w gęsty las liściasty, w którym doszło do walk. Dowódcom plutonów z trudem przychodziło rozeznać się w gęstym poszyciu i utrzymać poszczególne oddziały w jednej linii. Powoli posuwaliśmy się naprzód, za ustępującymi powoli Rosjanami, którzy ciągle prowadzili ostrzał. Przebywaliśmy w tym gąszczu od kilku godzin, gdy (mogło to być około południa) rosyjski ostrzał nasilił się, a nieprzyjaciel w większej liczbie wyłonił się zza pni drzew. Jednak nasz silny ogień z karabinów sprawił, ze wróg odstąpił. Musiało to być w momencie ogólnego natarcia sił rosyjskich na froncie. W miejscu, gdzie nie napotkali oporu, czyli na styku między III. a I. Batalionem/L.76, Rosjanie sforsowali naszą linię.

Wciąż prowadziliśmy ostrzał w kierunku wroga, kiedy z tyłów dotarł rozkaz odwrotu. Odgłosy walki dochodzące ze wsi Białaszewo wzbudziły podejrzenia naszego dowódcy batalionu i jego adiutanta. Oficerowie szybko rozeznali się w sytuacji i hauptmann Müller z 1. Batalionu Pionierów, jako oficer najstarszy stopniem, wydał odpowiednie rozkazy. Wychodząc z lasu, otrzymujemy od Freiherr von Heintze krótki i zwięzły rozkaz, by jak najszybszej zdobyć wieś. Robimy zdziwioną minę, nasze umysły zaprząta pytanie – dlaczego i po co – a potem ruszamy w stronę kościoła.

Nasze tempo marszu, które na początku było dość spokojne, z minuty na minutę staje się szybsze i nikt nam nie wyjaśnia dlaczego. Nie wiemy, co się dzieje, ale czujemy wiszące w powietrzu ogromne napięcie, które rośnie coraz bardziej, im bliżej jesteśmy wsi. Słyszymy teraz odgłosy strzałów dochodzące z przodu, słyszymy gwiżdżące nad głową kule i widzimy leżących tu i ówdzie martwych rosyjskich żołnierzy i stopniowo pojmujemy skalę dramatu, który rozegrał się i wciąż rozgrywa tam przed nami. Nie ma czasu, aby martwić się o kontakt z oddziałami z prawej i lewej strony. Spieszymy się i popędzamy drużyny przed nami. W połowie drogi przed nami widzimy przykościelny cmentarz w kierunku którego - jak się później dowiaduję - nacierają 8. i 12. Kompania/L.76. Pod ostrym kątem docieramy do głównej drogi Osowiec – Białaszewo. Okopy na północnym skraju wsi wciąż są obsadzone przez liczny oddział Rosjan, którzy otworzyli w naszym kierunki silny ogień. Nasze skoki są więc krótkie i nieregularne. Już jesteśmy w odległości 30-40 kroków, ale Rosjanie nadal strzelają, dzięki Bogu za wysoko. Nie wszyscy nasi byli w stanie nadążyć za wściekłym natarciem i linia atakujących jest mocno przerzedzona, ale musimy wykonać ostatni skok, ponieważ inne kompanie nacierają w tym momencie z prawej i lewej strony. Wyciągam rewolwer, pada krótka komenda, ale prawie tak szybko jak dopadamy okopu, Rosjanie wyskakują z niego, odrzucają karabiny, podnoszą ręce. Są już częściowo ustawieni w szeregu i patrząc z przerażeniem po twarzach naszych ludzi, z których część jest tak wstrząśnięta pomordowanymi we wsi towarzyszami, że trudno ich powstrzymać od zemsty na bezbronnych jeńcach.

Wzięto 400 jeńców, a zabitych Rosjan było około 100, zdobyto dwa karabiny maszynowe.

Po naszej stronie, oprócz obersta von Happe, adiutanta regimentu von Bülowa oraz dwóch lekarzy, dr Cohna i dr Zippela, musieliśmy opłakiwać 76 zabitych. Było również 139 rannych i 42 zaginionych (według dziennika wojennego regimentu).

 


 

 


Opis tego pamiętnego dnia można zakończyć w następujących słowach, które Freiherr von Heintze zadedykował naszemu dowódcy regimentu i jego adiutantowi:

„Wśród poległych opłakiwaliśmy nie tylko dwóch lekarzy haniebnie zamordowanych przez Rosjan, ale także naszego szanowanego dowódcę regimentu, obersta von Happe, który w czasie ostatniej ofensywy zyskał szacunek i zaufanie wszystkich, oraz naszego adiutanta regimentu, rotmistrza von Bülowa, który od pierwszego dnia towarzyszył wszystkim wydarzeniom, w których uczestniczył regiment i który przez swój prosty, otwarty sposób bycia i najwierniejsze wypełnianie obowiązków, cieszył się taką samą popularnością wśród przełożonych, towarzyszy i podwładnych.

W miejscu, gdzie oberst von Happe padł z karabinem w ręku broniąc skraju wsi, postawiono obu bohaterom piękny kamień pamiątkowy. Na cmentarzu w Grajewie piękny kamienny krzyż wyznacza miejsce spoczynku obersta von Happe, natomiast ciało naszego Bülowa zostało złożone w ukochanej ojczyźnie w rodzinnym majątku Gudow, gdzie on i przez 500 lat jego przodkowie zasiadali jako dziedziczni marszałkowie księstwa Lauenburg. Wszyscy pozostali dzielni żołnierze tego dnia spoczywają jednak na cmentarzu przykościelnym w Białaszewie, gdzie ku ich pamięci wierni towarzysze wystawili skromny pomnik zaprojektowany przez hauptmanna Müllera.”

Jak już wspomniano, prawe skrzydło I. Batalionu/L.76 po odparciu nacierających Rosjan wycofano do Białaszewa. Reszta oddziału w ciągu dnia pozostała w lesie, nieświadoma tego, co dzieje się na tyłach linii frontu, a wieczorem przeniosła się do wsi Pieniążki, gdzie większość rozproszonych oddziałów została na nowo scalona.


 

Kolejnego ataku spodziewano się już w nocy, ale doszło tylko do wymiany ognia między paroma patrolami. Wróg najwyraźniej chciał jedynie ustalić, czy Białaszewo jest zajęte przez jego własne czy niemieckie oddziały.

Dowództwo nad regimentem objął major von Plato z III. Batalionu/L.5.

Rano 21 lutego dowódca dywizji początkowo rozkazał utrzymanie dotychczas osiągniętej linii w celu przeorganizowania jednostek. Po południu padł rozkaz kontynuowania natarcia. 33. Brygada miała nacierać na lewym skrzydle wzdłuż drogi z Białaszewa do Osowca, aż do skraju lasu znajdującego się około 2 km na południowy wschód od Sojczynka. 70. Brygada miała zdobyć wzgórze 115, którego jednak nie udało się osiągnąć z powodu podmokłego terenu i oporu wroga.

1. Kompania/L.76 wspierała natarcie 70. Brygady na lewym skrzydle i mocno ucierpiała pod ostrzałem artylerii wroga. Miała czterech poległych i sześciu rannych. Pozostałe kompanie napotkały jedynie niewielki opór i dlatego były w stanie dotrzeć do wyznaczonej linii, gdzie się okopały, ale bardzo ucierpiały z powodu pogody i rosyjskich szrapneli, gdy godzinami stały w lesie. Następną noc, która była deszczowa i zimna, część kompanii spędziła w Białaszewie, a część na nowo zdobytych pozycjach lub na ich tyłach w lesie, gdzie szybko zbudowano prowizoryczne schronienia.

Z powodu ciężkich walk w poprzednich dniach i ze względu na bardzo złą pogodę, dowódca dywizji rozkazał wstrzymać natarcie w dniu 22 lutego. Oddziały miały się umocnić na osiągniętych pozycjach. Jednak 70. Brygada zdobyła część nowego terenu, ponieważ wróg opuścił dwa wzgórza, 115 (znajdujące się na południowy wschód od wsi Ciemnoszyje) i 119 (zlokalizowane na południowy zachód od Przechodów), które do tej pory były zażarcie przez niego bronione. Dało to niemieckiej artylerii teren potrzebny do ostrzału twierdzy.

W dzienniku wojennym dywizji w dniu 22 lutego odnotowano, że dwa bataliony 34. Regimentu Piechoty Landwehry zostały oddane do dyspozycji dywizji, a 23 lutego w rozkazach można przeczytać, że wprawdzie dwa bataliony zostały przesunięte do innego zadania, to dywizja dostała do dyspozycji 249. Rezerwowy Regiment Piechoty, który przybył do Grajewa. Ponadto w kierunku Osowca nadciągało kilka baterii ciężkiej i bardzo ciężkiej artylerii. Nie było wątpliwości, że samej górze bardzo zależało na zdobyciu twierdzy. Tym razem zamiarem nie było odpieranie rosyjskich ataków, ale chciano wyłamać jeden z najważniejszych kamieni w murze rosyjskich twierdz i w ten sposób zburzyć cały mur.

Ten rosyjski ufortyfikowany pas, który został wzniesiony wielkim kosztem jako silna linia oporu przed niemieckim atakiem, zaczynał się na północy od silnej twierdzy Kowno nad Niemnem, a następnie prowadził przez twierdze Olita i Grodno nad tą samą rzeką do twierdz nadnarwiańskich (Łomża, Ostrołęka) i twierdz wiślanych (Warszawa, Iwangorod [Dęblin], itp.). Aby zamknąć dużą lukę między dwiema naturalnymi liniami obronnymi, którymi były Niemen i Narew, na umiejscowienie silnej twierdzy wybrano Osowiec. Miejscowość ta było słabo znana przed wojną, ponieważ była mała i nieistotna gospodarczo. Jednak pod względem militarnym jej położenie było bardzo ważne, bo jej forty rozlokowane były na rozległym bagnistym obszarze rzeki Biebrza, która wpadała od północy do Narwi.

O ile artyleria musiała pokonać ogromne trudności, aby objąć forty skutecznym ostrzałem, to piechota była pod wieloma względami praktycznie bezsilna wobec tej bagiennej fortecy. Tylko w miesiącach zimowych, gdy pokrywa lodowa była wystarczająco gruba, lub w suchych miesiącach letnich, gdy duża część bagien stawała się przejezdna, można było oczekiwać, że atak zakończy się sukcesem. Jednak ostatnia połowa lutego 1915 r. była wyjątkowo niesprzyjająca, ponieważ dominował deszcz i odwilż, a lekki mróz nie był w stanie stworzyć trwałej pokrywy lodowej.

Niemieckie dowództwo zdawało sobie oczywiście sprawę z tych trudności, które uniemożliwiały atak na Osowiec i zastanawiające jest, że mimo to wybrali ją na cel. Wystarczy jednak spojrzeć na mapę, by to zrozumieć. Linia twierdz północ-południe zakręca w tym miejscu ostro na zachód, a zdobycie Osowca i natarcie na Białystok mogłoby wywrzeć skuteczny nacisk flankowy na siły rosyjskie rozlokowane w zakolu Wisły, zwłaszcza gdyby południowy front przyszedł z pomocą z Karpat i zamknął okrążenie.

Jednak niemieckie uderzenie miało być skierowane nie tylko przeciwko umocnieniom Osowca i Łomży, które były trudne do zdobycia w ataku frontalnym; zamierzano również zaatakować dużymi siłami mniej więcej w połowie drogi między Osowcem a Grodnem w końcowym etapie bitwy zimowej na Mazurach, aby przeniknąć przez rosyjską linię w kierunku Suchowoli i zaatakować obie twierdze od wschodu.

Zgodnie z planem Naczelnego Dowódcy Frontu Wschodniego, bitwa zimowa na Mazurach miała na celu nie tylko zniszczenie rosyjskiej 10. Armii, która najechała Prusy Wschodnie, ale także przełamanie rosyjskiej linii twierdz. Osiągnięcie tego ostatniego celu dałoby bitwie zimowej na Mazurach pełne znaczenie strategiczne i było by jej ukoronowaniem. Jednak nie udało się osiągnąć tego upragnionego sukcesu.

Oddziały niemieckie nie tylko napotkały zaciekły opór na górnej Biebrzy i pod Grodnem, ale również z wielkim trudem odpierały rosyjskie ataki. Wieczorem 26 lutego Naczelne Dowództwo niemieckiej 10. Armii otrzymało wiadomość od Naczelnego Dowódcy Frontu Wschodniego, że nie jest planowana kontynuacja ofensywy.

Opór, jaki napotkały niemieckie oddziały operujące przeciwko Łomży, był nie mniej zaciekły. Rosyjskie dowództwo najwyraźniej dostrzegło niebezpieczeństwo i przerzuciło spore siły na zagrożone obszary.

Powyższy wywód powinien wyjaśnić, dlaczego atak naszej 11. Dywizji Landwehry na twierdzę Osowiec nie powiódł się. Według informacji zawartych w "Der Weltkrieg 1914-18", tom 7, strona 248, bombardowanie twierdzy rozpoczęło się po południu 25 lutego z udziałem czterech baterii moździerzy 21 cm i austriackiej zmotoryzowanej baterii moździerzy 30,5 cm.

 „27 lutego twierdzę ostrzeliwało w sumie dziesięć dział 10 cm i dwa 15 cm Marine-Kanonen, trzydzieści dwie ciężkie haubice polowe, trzydzieści dwa moździerze, cztery austriackie moździerze zmotoryzowane i trzy działa najcięższego kalibru (28, 30,5 i 42 cm). Wieczorem 25 lutego Fort II znajdujący się na łuku na zakręcie drogi na północ od miejscowości wydawał się być zniszczony, podczas gdy zlokalizowany centralne w bezpośrednim sąsiedztwie miejscowości Fort I w płonął w dwóch miejscach.

Według zeznań jeńców, cały III. Kaukaski Korpus Armijny obsadzał pozycje przed Osowcem. Wzgórza po drugiej stronie Biebrzy, jak donosiły obserwacje lotnicze, również były przygotowane do obrony”.

Jednak gdy tylko wszystkie działa zostały ustawione na pozycjach, sztab dywizji otrzymał telefoniczną wiadomość ze sztabu głównego 8. Armii, że Naczelne Dowództwo Armii wstrzymało rozkaz zajęcia Osowca i przekroczenia Biebrzy, ponieważ na północy pod Grodnem i na południu w rejonie Łomża - Wissa oddziały niemieckie nie poczyniły żadnych postępów (Dziennik wojenny dywizji z 27 lutego).

Pomimo dużej liczby dział, niemiecka artyleria nie była w stanie osiągnąć przewagi ogniowej nad Rosjanami, a wzgórza na południowy wschód od Osowca znajdowały się poza jej zasięgiem i aby je ostrzeliwać trzeba by przenieść stanowiska artylerii na odsłonięty, wylesiony teren. Ale nie mogliśmy się na to zdecydować, ponieważ ogólna sytuacja sugerowała, że na razie będziemy musieli ograniczyć się do obrony. Plan zajęcia rosyjskiej pozycji pod Sośnią w dniu 28 lutego został na razie porzucony.

Jednak ostrzał twierdzy trwał nadal, a rosyjska artyleria nie pozostawała dłużna. Niemieckie pozycje, zbudowane w ostatnich dniach lutego, często znajdowały się pod skutecznym ostrzałem. Wroga artyleria nie oszczędzała również wsi Białaszewo, gdzie stacjonowały kompanie rezerwy. Straty nie były jednak duże. W nocy z 27 na 28 lutego pozycje niemieckie zaatakowała rosyjska piechota. O godzinie 3:00 w sile około 2-3 kompanii Rosjanie zaatakowali lewe skrzydło II. Batalionu/L.76, ale zostali odparci po półgodzinnej wymianie ognia. Rosjanie stracili trzynastu zabitych oraz sześciu nie rannych jeńców, podczas gdy oddziały niemieckie miały jednego zabitego i dwóch rannych. Zdobyto również 27 karabinów, 18 saperek i sporo amunicji.

28 lutego 76. Regiment odwiedził Wielki Książę Meklemburgii-Schwerin. Kompania składająca się z trzech oficerów i 132 żołnierzy, w skład której weszli jego rodacy, pomaszerowała do Rudy pod dowództwem hauptmanna Schade i tam się z nim spotkała. Kilka dni wcześniej książę przysłał telegram z kondolencjami z powodu strat poniesionych 20 lutego i wręczył kilka medali za zasługi.

Sztab Naczelnego Dowódcy Frontu Wschodniego nie zgodził się z zamiarem dowódcy 11. Dywizji Landwehry, aby całkowicie ograniczyć się do obrony i zadowolić się zdobytym terenem. O północy 1 marca oddziały dywizji otrzymały następujący rozkaz z dowództwa armii: „Na wyraźny rozkaz Naczelnego Dowódcy Frontu Wschodniego artyleria musi przygotować rosyjskie pozycje do szturmu”.

Chociaż w rozkazie nie było wzmianki o ataku piechoty, łatwo było wywnioskować, że dowództwo domagało się zajęcie pozycji wroga w pobliżu Sośni. Dowódca dywizji wydał więc odpowiednie rozkazy. Piechota miała być gotowa do ataku ze swoich pozycji o godzinie 13:20 w dniu 1 marca. Linią rozgraniczającą między naszą 33. Brygadą Landwehry a sąsiednią 70. Brygadą Landwehry po lewej miała być droga z Białaszewa do Osowca, aż do rozwidlenia dróg znajdującego się około 2 km na północ od Sośni. Stamtąd linia rozgraniczenia miała biec prosto w kierunku wzgórza 119. Wzgórze to miała zająć 70. Brygady Landwehry.

Do ataku przystąpiono o godzinie 15:00 po ciężkim przygotowaniu artyleryjskim. Wzięły w nim udział I. i II. Batalion/L.76, podczas gdy III. Batalion/L.76 pozostał w Białaszewie jako rezerwa dywizji.

O godzinie 16:30 niemieckie oddziały posunęły się o 800-1000 metrów i osiągnęły skraj lasu, który znajduje się 1 km na zachód od wsi Sośni. Nie mniej niż 28 ludzi z I. Batalionu/L76 zostało rannych w wyniku silnego ostrzału rosyjskiego. O godzinie 18:00 wieczorem oddziały 11. Dywizji Landwehry osiągnęły następującą linię: jęzor wydmowy znajdujący się 3 km na wschód od Klimaszewnicy - wzgórze 112 - skraj lasu 1 km na zachód od Sośni - rozwidlenie dróg 2 km na północ od Sośni - Leonowo - wzgórze 119 znajdujące się 2 km na północny wschód od Białogrądów.

Rosyjska artyleria nie została zmiękczona, jak oczekiwano. Dowódca dywizji zarządził więc przerwanie ataku i natychmiastowe umocnienie się na osiągniętych pozycjach. Rozkaz ten został zatwierdzony przez Naczelnego Dowódcę Frontu Wschodniego.

W dniu 2 marca na rozkaz Sztabu Głównego Armii wycofano dwa działa 42 cm i austriackie moździerze 30,5 cm, a wcześniej, bo już 28 lutego wycofano 249. Rezerwowy Regiment Piechoty z rejonu działania 11. Dywizji Piechoty i oddano 1 marca do dyspozycji 3. Rezerwowej Dywizji kilka kompanii pionierów. Te przegrupowania ugruntowały przekaz, że zaniechano ataku na twierdzę Osowiec.

A to że 1 marca rozkazano zdobyć Pozycję Sośnieńską nie jest w żaden sposób sprzeczny. Intencją było wykorzystanie wciąż dostępnej ciężkiej artylerii do próby odebrania nieprzyjacielowi terenu przed twierdzą, który można było kiedyś wykorzystać do wypadów na twierdzę.

7 marca dowódca dywizji otrzymał ostateczny rozkaz, że może zadowolić się utrzymaniem zdobytej pozycji.

Tego dnia nadszedł kolejny rozkaz dla naszego regimentu, który dotyczył zaprzestania ofensywy pod Osowcem. Regiment od tego momentu miał oszczędzać oddziały, które były potrzebne dalej na północy, by zatkać w lukę między 11. Dywizją Landwehry a XL. Rezerwowym Korpusem.


 

W pierwszych dniach marca Rosjanie zaatakowali przeważającymi siłami na odcinku górnej Biebrzy i istniały obawy, że przy utrzymującej się mroźnej pogodzie będą próbowali przekroczyć bagniste tereny w okolicach Ciszewa, Kuligów i Woźnejwsi, który to odcinek był obsadzony słabymi siłami, aby uderzyć na prawą flankę XL. Rezerwowego Korpusu. Do zabezpieczenia tego odcinka został wyznaczony III. Batalion/L.76, którym dowodził hauptmann Freiherr von Heintze, do którego dołączyła 2. Bateria Landwehry/IX.A.K. pod dowództwem hauptmanna Freiherr von Wangenheima.

Po tym jak wysłano oddziały na północ, pozycje 11. Dywizji Landwewhry rozciągały się teraz na froncie o długości 35 kilometrów, od wsi Mścichy na południu do Woźnejwsi na północy.

Aby dotrzeć na swój odcinek, III. Batalion/L.76 musiał pokonać trasę przez Rudę, Grajewo i Bełdę. Batalion rozpoczął marsz w południe 7 marca i dotarł na miejsce o tej samej porze następnego dnia. 10. i 12. Kompanię/L.76 skierowano do Ciszewa, 11. Kompanię/L.76 na Kuligi, a 9. Kompanię/L.76 na Woźnąwieś. Wszyscy, którzy stacjonowali na tym odcinku mieli żywe i miłe wspomnienia z tej wyjątkowej akcji. W przeciwieństwie do odcinka białaszewskiego, nie musieli mieszkać w ciasnych, na wpół wykończonych ziemiankach, ale mogli „rozlokować” się w domach cywilów, mieli zaplecze kuchenne i mnóstwo pożądanego jedzenia, mogli poruszać się swobodniej niż w okopach, nie byli niepokojeni przez ostrzał nieprzyjacielski i mieli ciekawszą służbę, która polegała głównie na wystawianiu straży polowych i podoficerskich przy wyjazdach z wiosek i drogach prowadzących na obrzeża, patrolowaniu i rozciąganiu drutu kolczastego w szczególnie narażonych punktach. Przez pierwsze kilka dni było jeszcze bardzo zimno, więc szczególnie przyjemnie było mieć kwatery z dobrymi piecami.

W dniu 11 marca 9., 10. i 11. Kompania/L.76 musiały udać się w kierunku wsi Tajenko, aby wesprzeć natarcie 2. Dywizji Piechoty, która znajdowała się na prawym skrzydle XL. Rezerwowego Korpusu.

Marsz odbywał się przez Woźnąwieś i Karczewo do Tajenka, które zostało zajęte 12 marca. Wróg zdążył się wycofać, ludność cywilna również uciekła, ale pozostawiła wiele żywego inwentarza, z którego większość została zabrana przez nasze oddziały w drodze powrotnej następnego dnia. Podczas tego natarcia pozostała na pozycji 12. Kompania/L.76 przejęła również obronę wsi Kuligi i Woźnawieś.



 

13 marca kompanie wróciły na swoje dawne stanowiska i wznowiły wyznaczoną służbę. W ciągu następnych kilku dni trzeba było wykonać nieprzyjemne zadanie. Z okupowanych wiosek zabrano zboże i bydło, obawiając się, że w razie natarcia mogą one wpaść w ręce Rosjan. Mimo że mieszkańcom zapłacono, byli niepocieszeni, a głośnym lamentom nie było końca.

W nadziei na złapanie Kozaków poszczególne kompanie lub plutony dokonywały małych wypadów, np. na Łągiew, ale ogólnie czas upływał spokojnie. Z początkiem wiosny (21 marca) pokrywa lodowa jeszcze sprzyjała wypadom, ale pod koniec miesiąca przyszła odwilż. Łagodną pogodą w tych miejscowościach batalion nie cieszył się jednak zbyt długo.

29 marca przyszedł rozkaz wymarszu. Przez Ciszewo i Bełdę oddziały udały się do Rajgrodu, gdzie na kilka godzin żołnierze stanęli na kwaterach, a następnie o północy dużymi samochodami ciężarowymi przewieziono ich do Augustowa. Na jednej ciężarówce mieściło się około 30 ludzi, a podróż trwała około godzinę i 15 minut.

Oprócz III. Batalionu/L.76 na północ wysłano również 3., 6. i 8. Kompanię/L76 z Białaszewa oraz dwie baterie artylerii. Dowódcą tego zgrupowania został oberst Freiherr Seutter von Lötzen, który dowodził naszym regimentem od 12 marca. Wielu z nas po raz pierwszy zobaczyło go podczas wyjazdu do Augustowa. Miał on dowodzić naszym regimentem przez kolejne trzy lata i pozostał w naszej pamięci ze względu na prosty sposób bycia, dążenie do sprawiedliwości i surowe podejście do obowiązku.

Część zgrupowania, którą nie udało się przetransportować ciężarówkami, udała się do Augustowa pieszo następnego ranka. 9., 11. i 12. Kompania/L.76 zostały zakwaterowane w koszarach znajdujących się 3 kilometry od miejscowości, pozostałe cztery kompanie (3., 6., 8. i 10.) w samym Augustowie. Pluskwy były prawdziwym utrapieniem w koszarach i niektórzy żołnierze mieli rano opuchnięte twarze od ukąszeń.

A jaki był cel naszego pobytu w Augustowie? W „Weltkrieg” z serii Reichsarchiv, tom VII, strona 282 znajdujemy następującą informację: „27 marca XL. Rezerwowy Korpus miał nacierać dużymi siłami na południe od jeziora Wigry, aby odciąć drogę odwrotu nieprzyjacielowi; połowa XXXIX. Rezerwowego Korpusu również miała brać udział w natarciu i Naczelny Dowódca Frontu Wschodniego ściągnął do Suwałk 76. Rezerwową Dywizję z 8. Armii, częściowo wzmocnioną innymi oddziałami”.

Ponieważ XL. Rezerwowy Korpus potrzebował wszystkich swoich oddziałów na linii frontu, zostaliśmy skierowani do Augustowa jako rezerwy armii. Nie wykorzystano nas w walce, gdyż wkrótce okazało się, że natarcie 10. Armii nie powiodło się. Brak dróg przez bagnisty teren i zawzięta obrona Rosjan, którzy rzucili do walki świeże siły, sparaliżowały niemieckie natarcie. Ponieważ natarcie zostało wkrótce przerwane, nasze dni w Augustowie były policzone. Po nabożeństwie dla zgrupowania, a następnie komunii (był to Wielki Piątek 1 kwietnia) w kościele rzymskokatolickim, marsz powrotny rozpoczął się o godzinie 9:00 w dniu 2 kwietnia. O godzinie 14:30 ponownie byliśmy w Rajgrodzie, gdzie zajęliśmy kwatery. Zgrupowanie zostało rozwiązane następnego dnia rano. III. Batalion/L.76 wraz ze sztabem regimentu pomaszerował do Grajewa, podczas gdy 3., 6. i 8. Kompanie/L.76 zakwaterowano w Rudzie. Ich celem były okopy pod Białaszewem. Jedynie 12. Kompanii/L.76 zrobiono wyjątek. Miała ona szczęście zostać odesłana z powrotem do ziemi obiecanej, do Ciszewa. Z zadowoleniem na twarzach jej żołnierze skręcili z głównej drogi w lewo, pozostawiając pozostałe kompanie na pastwę losu i monotonię życia w okopach.

Jednak 9., 10. i 11. Kompania/L.76 miały stopniowo zająć pozycję, ponieważ na kilka dni zostały one wyznaczone na rezerwę dywizji i pozwolono im spędzić dwa dni Wielkanocy w Łojkach. Zaraz po świętach, we wtorek o godzinie 15:00, rozpoczęły marsz do Białaszewa, do którego pozostałe kompanie dotarły dwa dni wcześniej. Po dłuższym odpoczynku we wsi oddziały ruszyły w kierunku okopów pod Sośnią, ponieważ I. Batalion/L.76 znosił już wystarczająco długo trudy okopowego życia i chciał zostać zluzowany.


 

Żołnierze byli ciekawi, jak tam teraz wygląda. Kiedy dotarli na miejsce, byli mile zaskoczeni, „poprzednio to były gołe, piaszczyste okopy z nędznymi schronami. W czasie, gdy byliśmy w Kuligach i Augustowie, wszystko zostało doskonale rozbudowane. Okop ma z przodu platformę dla strzelców. Za nią jest chodnik, a tyle głęboki, że głowa nie wystaje z okopu.

Ściany wykopu są po obu stronach oszalowane deskami; paliki połączone drutem oplatają gałązki jodły, co zatrzymuje piasek przed osypywaniem się. Całość sprawia wrażenie zielonej arkady. Przedpiersie i zaplecze okopów pokryte jest mchem i porostami. Schrony są również doskonale zbudowane. Wszystkie są wykonane z pni drzew lub desek, mają pokryte ściany oraz okna i drzwi.

Wsie Ruda, Łojki i Białaszewo wypiękniały na wiosnę. Emanuje z nich powiew niemieckiego ducha. Budowane są tam domy i wspaniałe ziemianki. Przed i obok nich zakładane są małe ogródki, sadzone są jodły i jałowce.

Pozycje rosyjskie znajdują 1000 metrów od nas. Za dnia nie ma prawie żadnego ostrzału, zaczyna się tylko od czasu do czasu wieczorem. Rosjanie najwyraźniej wiedzą, że wtedy przyjeżdża kuchnia. Na pozycjach stacjonujemy przez 10 dni, a następnie wracamy na 5 dni na odpoczynek.

Nie ma już mowy o szturmie na twierdzę. Wszystkie dostępne siły są wysyłane w kierunku Karpat. Musimy pomóc Austriakom i wyrzucić Rosjan z Galicji”. (dziennik offiziersstellvertretera Borchersa).

 

Dodatkowe informacje o okresie przed i w Białaszewie, można znaleźć w dzienniku wojennym sztabu regimentu pod datą 18 kwietnia:

„Do regimentu dotarła kolumna z uzupełnieniami w postaci 99 żołnierzy, którzy natychmiast zostają rozdzieleni pomiędzy kompanie I. i III. Batalionu. W ciągu ostatnich kilku dni kontynuowano prace nad rozbudową pozycji, tak że prawie wszystkie ziemianki są teraz w idealnym stanie. Na przedpiersiach okopów rozstawiono płotki, dzięki czemu wędrujący piasek nie może już wyrządzać żadnych szkód. Rozbudowę stanowisk znacznie ułatwia fakt, że zaopatrzenie w materiały budowlane, drewno, papę dachową itp. oraz słomę jest doskonałe.

Od czasu wyznaczenia lokalnego komendanta (oberst Freiherr Seutter von Lötzen) zaprowadzono porządek w Białaszewie, gdzie znajduje się sztab regimentu i dwie kompanie regimentu jako rezerwy dywizyjne, a także sztab 75. Regimentu, 17. Kompania Sanitarna i część 1. Kompanii Polowej/Pi.1. Wszystkie śmieci zakopano, a obornik, który często piętrzył się po dachy rozrzucono po okolicznych polach. Studnie zostały oczyszczone, aby zapewnić czystą wodę. Zbudowano przestronną odwszalnię i kąpielisko, z których korzystają po kolei wszystkie kompanie. Ponadto zakupiono duże mobilne urządzenie do dezynfekcji, w którym odkażana jest odzież żołnierzy.

Dzięki dostawom Ochotniczej Opieki Pielęgniarskiej regiment otrzymał tak znaczny zapas koszul, spodni i skarpet, że każdy z żołnierzy został wyposażony w nowy zestaw”.

Podczas, gdy w marcu pod Osowcem Niemcy i Rosjanie zmierzyli się ze sobą posiadając znaczne siły, to w kwietniu nastąpiło przesunięcie sił na froncie wschodnim. Niemieckie Naczelne Dowództwo Armii przygotowało się do rozpoczęcia wielkiej ofensywy pod Tarnowem oraz Gorlicami w Galicji i przerzuciło tam wszystkie dostępne jednostki. Zaistniało niebezpieczeństwo, że dowództwo armii rosyjskiej dowie się o tym i podejmie odpowiednie kroki. Aby związać siły nieprzyjaciela przed Osowcem, przez kilka dni prowadzono pozorowane ataki na twierdzę. Artyleria otrzymała dużą ilość amunicji i 28 kwietnia rozpoczęła ostrzał rosyjskich pozycji pod Białogrądami i Sośnią, a także wsi Osowiec, Płochowo i Wólka Piaseczna z ciężkich haubic polowych. Moździerze musiały być gotowe do walki z rosyjskimi bateriami. Ogień został otwarty o godzinie 14:00.

Rosyjska artyleria odpowiedziała energicznie co najmniej siedmioma bateriami liczącymi po 2-4 działa. Od godziny 14:00 do 17:00 wszystkie nasze wysunięte pozycje znajdowały pod silnym ostrzałem granatów i szrapneli. Po przerwie, która nastąpiła około godziny 17:00, został wysłany patrol podoficerski z naszej „Pozycji I” przez zagłębienie terenu w kierunku Sośni. Nasze stanowiska nasłuchowe rozpoczęły silny ostrzał z karabinów do rosyjskich okopów, prowokując rosyjską piechotę do rozpoczęcia ostrzału naszych okopów. Nasz patrol, dowodzony przez unteroffiziera Janitza (4. Kompania), również znalazł się pod ciężkim ostrzałem piechoty i szrapneli, ale powrócił bez strat. Rosyjska artyleria odniosła niewielki sukces, pomimo dużego zużycia amunicji. Dwie ziemianki znajdujące się w pierwszoliniowym okopie zostały trafione bezpośrednio dwoma pociskami, raniąc dwóch ludzi. Jeden z nich zmarł tego samego wieczoru. W Białaszewie szczególnie ucierpiała kwatera sztabu naszego regimentu. Jeden pocisk uderzył 10 metrów od wejścia do kwatery, a drugi w stajnię, zabijając kilka koni.

Następnego popołudnia (29 kwietnia) pozorowany atak został powtórzony w ten sam sposób, z tą różnicą, że zużycie amunicji po obu stronach było jeszcze większe, a nasz regiment nie odnotował żadnych strat. Podczas ostrzału Białaszewa nieprzyjacielski pocisk trafił w znajdujący się tam park transportowy, zabijając jednego konia i raniąc jednego człowieka. Wymiana ognia artyleryjskiego ustała o godzinie 20:40.

Wydawało się, że to koniec pozorowanego ataku, ponieważ przez większość następnego popołudnia było w przewadze spokojne. Ale o godzinie 18:15 wzajemny ostrzał artyleryjski rozpoczął się na nowo. W ostrzeliwanej wsi Sośnia zaobserwowano, że Rosjanie opuścili swoje okopy.

Punkt kulminacyjny i zarazem koniec tego „przedsięwzięcia” nastąpił 1 maja. O godzinie 18:00 nasze baterie moździerzy przez 5 minut ostrzeliwały Pozycję Sośnieńską, piechota prowadziła ciągły ogień w tamtym kierunku, a sąsiedni 75. Regiment zapozorował atak z flanki na Sośnię, wysyłając patrol. Po pięciominutowym ostrzale przerwaliśmy ogień, nasi hejnaliści dali sygnał „bagnet na broń”, a następnie „naprzód”, zabrzmiały werble, wzniesiono okrzyki hurra i z większą intensywnością wznowiono ostrzał. Artyleria wroga ostrzeliwała szrapnelami obszar przed naszymi okopami, podczas gdy ich piechota prawie w ogóle nie odpowiadała. Niektórzy Rosjanie uciekli z okopów na południowym krańcu Sośni na niżej położony teren. O godzinie 19:00 akcja dobiegła końca i po obu stronach zapanowała cisza. Tylko w Białaszewie w nocy płonący dom obok kościoła świadczył o jedynym sukcesie rosyjskiej artylerii.

W dniu 3 maja regiment miał wystawić kompanię na powitanie generalfeldmarschalla von Hindenburga w Rudzie. Do tego zadania wybrano przede wszystkim zasłużonych żołnierzy.

Ponieważ w tym okresie nie spodziewano się żadnych większych operacji bojowych, a duża część żołnierzy była już w polu przez 3/4 roku, wielu żołnierzy regimentu złożyło wnioski o urlop, które zostały zatwierdzone dla maksymalnie 3% składu poszczególnych kompanii. Przez kilka dni maja działalność artyleryjska była dość ożywiona. Artyleria wroga, z powodu większej liczby baterii, wykazała przewagę, przez co nasza piechota bardzo ucierpiała. Jednak rosyjska artyleria odniosła niewielki sukces. Biorąc pod uwagę ogromne zużycie amunicji, należy się dziwić, że straty po naszej stronie były tak niskie.

Od czasu do czasu w działaniach brała również udział piechota. Na przykład 20 maja nieprzyjaciel przekroczył Biebrzę i przepędził daleko wysunięty posterunek 75. Regimentu Landwehry na naszym prawym skrzydle. W rezultacie otrzymaliśmy rozkaz pozostania w pogotowiu, które utrzymano przez następny dzień, gdyż zauważono piechotę i kawalerię zdążającą do twierdzy Osowiec od południa.

Major von Eickstedt powrócił do regimentu 28 maja i przejął dowództwo I. Batalionu/L.76. Hauptmann Schade, który dowodził batalionem, ustąpił i przejął 1. Kompanię/L.76. Następnego dnia hauptmann Hentschel z 5. Regimentu Landwehry (wkrótce awansowany na majora) zasilił szeregi 76. Regimentu i objął dowództwo III. Batalionu/L.76. Hauptmann Freiherr von Heintze przejął 12. Kompanie/L.76.

Kolejny pozorowany atak miał miejsce w czerwcu a jego celem było zatrzymanie jak największej ilości sił wroga na pozycjach pod Osowcem. 5 czerwca z „Pozycji II” wysłano w kierunku pozycji wroga patrol pod dowództwem leutnanta Albrechta wystawiony przez 4. Kompanię/L.76. Sąsiedni 75. Regiment Piechoty Landwehry również wysłał patrol. Wróg natychmiast zauważył patrol, który opuścił nasz okop o godzinie 10:00 i otworzył do niego silny ogień. Gdy nieprzyjaciel przerwał ostrzał, leutnant Albrecht i jego ludzie powrócili na „Pozycję II”. Ponieważ doświadczenie pokazało, że wróg natychmiast rozpoznał, że są to pozorowane ataki, nie powtarzano ich później.

17 czerwca II. Batalion/L.76 świętował urodziny władcy swojego regionu, wielkiego księcia Meklemburgii-Strelitz Adolfa Fryderyka[1]. Wzięły w nim udział 5. i 8. Kompania. Odbyła się msza polowa, następnie przemówienia wygłosili dowódca brygady i dowódca regimentu, a po defiladzie rozdano Krzyże Żelazne i Krzyże Zasługi Meklemburgii-Strelitz.

12. Kompania/L.76, która podczas marszu powrotnego regimentu z Augustowa do Białaszewa odłączyła się i pomaszerowała do Kulig, gdzie musiała zabezpieczyć obszar bagienny na południowy wschód od wsi przylegający do rzeki. Podczas gdy wiosną wioski Woźnawieś, Kuligi i Ciszewo nie ucierpiały zbytnio od ataków wroga, w maju coraz częściej pojawiały się oznaki, że wróg zamierza przekroczyć bagna, które teraz stały się przejezdne. Dziennik wojenny 11. Dywizji Landwehry kilkukrotnie donosił, że wróg rozpoczął ataki na Woźnąwieś i że wysłano tam posiłki. Do tego czasu w Kuligach nie zauważono niczego podejrzanego, a 12. Kompania/L.76 dobrze się bawiła do 21 czerwca. Ale tego dnia mieli zostać poddani ciężkiej próbie. O godzinie 23:20 wieczorem, obsada podwojonego posterunku „Straży Polowej 1”, który znajdował się przy południowym wyjeździe z wioski, usłyszał podejrzany hałas i wkrótce zdał sobie sprawę, że wrogi rosyjski oddział liczący 40-50 ludzi przemieszcza się w lesie na południe od wioski.

Szybko zaalarmowana straż polowa wysłała wiadomość do dowódcy kompanii znajdującego się w centrum wsi, po czym wycofała się, gdyż nie była w stanie utrzymać pozycji przy tak dużej dysproporcji sił. Rosjanie zaatakowali z krzykiem i po kilku minutach ziemianka straży polowej, a wkrótce potem pobliskie gospodarstwa stanęły w płomieniach. Zastępca dowódcy kompanii, feldwebelleutnant Zimmermann, natychmiast rzucił 12. Kompanię do walki i odepchnął Rosjan. Wróg przeciął w różnych miejscach zasieki z drutu kolczastego zbudowane przez 12. Kompanię i okopał się około 30-40 metrów po drugiej stronie przeszkody. O godzinie 3:20 pluton wysłany przez kompanię landszturmu wzmocnił linię strzelecką.

W rezultacie Rosjanie wkrótce się poddali. Wzięto 98 jeńców, zdobyto 99 karabinów, 14 000 nabojów i 55 saperek. 12. Kompania/L.76 miała czterech poległych i trzech rannych, w tym feldwebelleutnanta Zimmermanna, który został postrzelony w miednicę. Kolejnych ośmiu zabitych i siedmiu rannych znaleziono wśród Rosjan. Dwa działa baterii Zoche, które stały w centrum wioski, wspierały piechotę od samego początku i znacznie przyczyniły się do sukcesu 12. Kompanii.

Kuligi. Rosyjscy żołnierze wzięci do niewoli przez 12. Kompanię.

 

W tym czasie pozostałe jedenaście kompanii regimentu stacjonowało w okopach przed Osowcem i cierpiało wszelkiego rodzaju niewygody. Nie tylko rosyjska artyleria nękała je w dzień i w noc, ale było też wiele innych niedogodności. Przez kilka dni nad pozycją krążyła burza piaskowa, co w innych częściach Europy było niewyobrażalne.

To, co czytaliśmy w szkole o burzach piaskowych na Saharze, musieliśmy doświadczyć na własnej skórze w Polsce. Ogólnie rzecz biorąc, nie było przyjemnie mieszkać na piasku, który zawsze ściekał ze ścian okopu i schronów, które trudno było uszczelnić, a w upalne dni promieniował dodatkowo piekącym ciepłem. Klimat kontynentalny, do którego na Pomorzu nie byliśmy przyzwyczajeni, był dla nas dość trudny. W ciągu dnia powietrze w okopach i ziemiankach było strasznie lepkie, a w nocy czasami robiło się bardzo zimno. Do tej pory w Polsce poznaliśmy trzy rodzaje robactwa: wszy, pchły i pluskwy, ale pod Osowcem dołączyła do nich czwarta plaga: muchy, które pojawiały się w niezwykle ogromnych rojach. Właziły do ziemianek i nękały ludzi, którzy próbowali spać w ciągu dnia, siedziały w gęstych masach w miejscach, gdzie gromadziły się śmieci, oraz lubiły przylatywać na stoły, gdzie próbowały skubać masło lub dżem.



[1] Adolf Fryderyk VI (ur. 17 czerwca 1882 w Neustrelitz, zm. 24 lutego 1918 w Neustrelitz) – ostatni wielki książę Meklemburgii-Strelitz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz