piątek, 22 października 2021

Lewa flanka, część 16: Pod Ostrołęką

 

2. Ermländisches Infanterie-Regiment Nr. 151

151. Regiment Piechoty (2. Warmiński)

Fragmenty historii którą napisał

Oberleutnant w stanie spoczynku Plickert Heinrich (adiutant Regimentu)

Tłumaczenie i opracowanie: Jacek Czaplicki

 

 

W połowie lipca miała ruszyć nowa ofensywa, a oddziały regimentu miały opuścić okopy i wziąć udział w natarciu. Ofensywa ta, to początek fazy walk, w których regiment niestety nie miał szans na zdobycie nowych laurów jako zwarta formacja pod jednym dowódcą. Niekorzystny stosunek sił, w którym Rosjanie dysponowali dużo liczniejszymi jednostkami, zmusił dowództwo do rozczłonkowania 151. Regimentu Piechoty, jak i innych na froncie, by wzmocnić batalionami siłę innych regimentów.
Minęły prawie cztery tygodnie, zanim regiment został ponownie scalony jako jedna formacja. W tym czasie (do dnia 16 lipca 1915) sztab regimentu oraz II. Batalion/151 pozostał w starym sektorze wzmocniony przez Landszturm Batalion „Saarbrücken” oraz 9. Regiment Piechoty Landszturmu. Wydzielony z regimentu I. i III. Batalion/151 oraz Kompania Karabinów Maszynowych już w dniu 9 lipca 1915 r. pomaszerowały przez wieś Krukowo (znajdującą się 20 km od Myszyńca) do wsi Olszewka, gdzie podporządkowano je 2. Dywizji Piechoty.

 

Zakątek rekreacyjny w Myszyńcu. Obraz wykonany przez żołnierza R. Gruszkę

 

 

Sztab oraz II. Batalion/151 w okresie od 9 lipca do 4 sierpnia 1915 r.

Rankiem 16 lipca 1915 r. patrole wysłane w kierunku wroga wykryły, że rosyjskie okopy są puste. Była to okazja, by II. Batalion/151 oraz inne oddziały tego sektora, którymi dowodził Oberstleutnant Hupfeld, ruszyły się z zajmowanych przez kilka miesięcy pozycji i przyłączyły się do wielkiej ofensywy w kierunku mocno ufortyfikowanej nieprzyjacielskiej linii obrony na rzece Narew. Wieczorem, II. Batalion/151 zajmuje już pozycje w pobliżu i na południe od Kadzidła. Dopiero na drodze do wsi Brzozówka, 5. Kompania/151 natknęła się na okopanych Rosjan. 17 lipca 1915 r. II. Batalion/151 ruszył na nieprzyjaciela obsadzającego linię obrony Brzozówka-Tatary, gdzie naprzeciw Rosjan obsadzono pozycje i utrzymano je do 19 lipca, stale nękając patrolami siły nieprzyjaciela.
Kiedy zauważono odwrót Rosjan w kierunku południowo-wschodnim, II. Batalion/151 o godzinie 10:30 rano ruszył przez wsie Długi Kąt – Lelis - Durlasy na południe.
Przy południowym skraju wsi Białobiel (3 km na północ od Ostrołęki) 7. Kompania/151 maszerująca w czołówce dostała się pod ogień artyleryjski z pozycji na południe od Narwi. Ale kompania przedarła się do przodu i wieczorem zajęła pozycje na linii wieś Muszyństwo - wzgórze 99 (1 km na północny wschód od Muszyństwa). Patrole, które nocą ruszyły przez bagniste łąki w kierunku rzeki Narew, dostrzegły wroga na wschód od Ostrołęki po południowej stronie rzeki, a także na rozbudowanych pozycjach obrony w Ostrołęce po tej stronie rzeki.
Do 23 lipca 1915 r. osiągnięta linia została rozbudowana o wszelkie środki obrony, gdyż ogień artylerii nieprzyjacielskiej wszystkich kalibrów zwiększał się coraz bardziej, co powodowało coraz większe straty. W tym samym czasie, przy pomocy przydzielonych oddziałów pionierów, budowano tratwy z drewnianych belek i płótna oraz promy z beczek do zamierzonej przeprawy przez Narew.

W nocy 23/24 lipca przygotowane środki przeprawowe dla 5. i 8. Kompanii/151 zostały podciągnięte nad samą rzekę. Udało się je również dociągnąć do samej wody, jednak, gdy tratwy zaczęto wodować, Rosjanie otworzyli ogień do niemieckich oddziałów z południowego brzegu i z placówek na brzegu północnym. Wróg zapalił reflektory. Intensywny ogień piechoty, karabinów maszynowych oraz ostrzał artyleryjski uderzył w tratwy pływające na rzece. Nakryte przez wroga oddziały przeprawowe musiały zawrócić na brzeg. Z wielkim trudem udało się sprowadzić rannych w bezpieczne miejsce. Zginął jeden Vizefeldwebel oraz Unteroffizier, zaś jeden Unteroffizier i ośmiu żołnierzy zostało rannych.

Mimo dużej czujności wroga, batalion nie dał się powstrzymać przed kolejną próbą przeprawy podjętą wcześnie rano 27 lipca 1915 r. Ale znów wściekły ogień wroga uderzył w szeregi oddziałów tuż po obsadzenie tratw i pokrzyżował im plany. Tylko nielicznym żołnierzom z 7. Kompanii/151 na jednej z traw porwanej przez silny prąd, udało się dotrzeć na drugi brzeg. Ale mały, osamotniony oddział nie mógł nic zdziałać przeciwko liczniejszemu wrogowi obsadzającemu umocnione pozycje. Ukryli się więc blisko brzegu, w gąszczu młodych wierzb. Dopiero po zapadnięciu zmroku, niezauważeni wrócili na południowy brzeg.

We wspomnieniach Muszkieter Barth z 7. Kompanii/151 napisał:

… wieczorem tego samego dnia patrol ochotników miał udać się nad rzekę i przeprawić się, aby sprawdzić, czy Rosjanie nadal zajmują twierdzę [Ostrołękę]. Zgłosiłem się ja wraz z czterema innymi towarzyszami z mojej kompanii. Po zapadnięciu kompletnej ciemności, powoli podkradliśmy się nad sam brzeg rzeki. Omówiliśmy tam najlepszy sposób przeprawy przez rzekę. Postanowiłem być pierwszym, który przepłynie rzekę. Już w połowie rozebrany, musiałem się wstrzymać na chwilę, gdyż z drugiej strony rzeki dotarły odgłosy rozmowy. Najwyraźniej był to rosyjski patrol. Zachowaliśmy spokój i mieliśmy nadzieję, że rosyjski patrol będzie chciał się przeprawić, a wtedy moglibyśmy ich przechwycić.

Nic takiego jednak się nie wydarzyło.

Teraz, gdy już wiedzieliśmy, że brzeg po drugiej stronie jest nadal w rękach Rosjan i że cel naszej wyprawy został spełniony, wróciliśmy na swoje pozycje.

Dowodzona przez Leutnanta rezerwy Bylda 7. Kompania/151 stacjonowała w opuszczonym gospodarstwie rolnym. Ku naszemu miłemu zaskoczeniu, rolnik zostawił na gospodarstwie cały swój żywy inwentarz – a nie jak zwykle zdarzało się w tym regionie pszczoły, których nie dało się jak zabrać - i tak spędziłem tam kilka cudownych dni, jak na czas trwającej wojny. Tak długo jak starczyły zapasy, na obiad zawsze był kurczak lub gęś. W każdym razie, nie mogliśmy pozwolić, aby biedne porzucone zwierzęta umarły z głodu.

27 lipca 1915 r., około godziny 2:00 w nocy, pierwsza grupa z drugiego plutonu otrzymała rozkaz przeprawienia się tratwą przez Narew. Wyruszyliśmy bardzo szybko. Nasi towarzysze patrzyli na nas z dziwnym uśmiechem, na wpół współczującym, może myśleli, że już nigdy nie zobaczą nas żywych, a na wpół z zazdrością w oczach, prawdopodobnie ten czy tamten chciałby być w grupie wypadowej. Nie mieliśmy czasu długo się tym przejmować i zanieśliśmy płócienną tratwę do rzeki. Zostaliśmy jednak nakryci bardzo szybko, wcześniej niż mogliśmy sobie tego życzyć, co było dowodem na to, że mamy do czynienia z czujnym wrogiem. Od razu zaczęła się tam strzelanina. Może i zawahaliśmy się na sekundę, ale nie pozwoliliśmy sobie, aby to nam przeszkodziło w wykonaniu zadania.

Pozwoliliśmy, by tratwę porwał prąd, a my trzymając się jej byliśmy zanurzeni po pierś w wodzie. Przeprawa okazała się dość trudna, zwłaszcza gdy dotarliśmy na środek rzeki. Ze względu na silny prąd spowodowany zakrętem w korycie rzeki, musieliśmy dołożyć wszelkich starań, aby utrzymać się przy naszej prymitywnej tratwie, wystawieni na gwałtowny ostrzał Rosjan. Ale szczęśliwie dotarliśmy na brzeg. Musieliśmy tam zostawić dwóch ludzi, ponieważ na tratwie nie było wystarczająco dużo miejsca, a jej stan nie pozwalał na tak duże obciążenie. Ci dwaj zaczekali tam, aż ja i Unteroffizier Stopka wróciliśmy po nich, kolejny raz dokonując niebezpiecznej przeprawy.

Druga grupa naszego plutonu miała podążać za nami i dać nam wsparcie, ale dotarła tylko do brzegu. Dwóch żołnierzy padło zabitych, dwóch innych było rannych. Pozostali okopali się dziesięć metrów od rzeki.

Przez cały dzień byliśmy pod nękającym ostrzałem artyleryjskim. Słyszeliśmy głos obserwatora rosyjskiej artylerii nakierowującego ostrzał, ale mimo sporych starań nie mogliśmy go zlokalizować. Przed nami, z lewej i prawej strony oraz za nami eksplodowały gejzery, ale nie robiły nam żadnych szkód. Kilka razy prawie nas pogrzebano żywcem. Piaszczyste, strome zbocze rzeki, pod którym leżeliśmy, zawalało się na skutek uderzeń ciężkich pocisków. Ryliśmy jak krety i za każdym razem udało nam się wydostać na wierzch. Nie mieliśmy ani jedzenia, ani picia, a te kilka papierosów, które przeprawiły się z nami, było doszczętnie przemoczonych i mimo czułych starań nie chciały się palić.

Wieczorem powinniśmy wracać. Nie mogliśmy już korzystać z naszej tratwy, bo oczywiście została rozerwana na strzępy i naprawa byłaby dla nas niebezpieczna. Jak tylko podnieśliśmy trochę głowy, wokół uszu gwizdały kule. Towarzysze naszej kompani zbudowali nową tratwę, która została zwodowana około godziny 20:00. Pomimo ich najlepszych starań, nie udało im się do nas dotrzeć. Gdy tylko dotarli na środek rzeki, nurt poniósł tratwę. Prawdopodobnie był to rezultat wadliwej konstrukcji. W końcu Gefreiter Kaßler przepłynął z liną, przy pomocy której mieliśmy przeciągnąć do nas tratwę. Ciągnęliśmy z całych sił. Tratwa ratunkowa była już w zasięgu ręki, kiedy zerwała się lina i padliśmy na nasze cztery litery. Gefreiter Kaßler podjął drugą próbę. Wynik: ten sam! Trzecia próba była bardziej udana.

W międzyczasie robiło się coraz jaśniej. Najwyższy czas, żebyśmy w końcu się stąd wyrwali. Unteroffizier Stopka postanowił, że musimy popłynąć wpław. Dla mnie też pływanie wydawało się bardziej bezpieczne od użycia kruchej tratwy. Pomogliśmy usadowić się na niej trzem żołnierzom, którzy nie umieli pływać oraz załadowaliśmy nasze karabiny i sprzęt Unteroffiziera Stopki. Żołnierze na tratwie kucali, a woda sięgała im aż po brzuchy. Po odpłynięciu tratwy rozebrałem się i spakowałem starannie cały swój sprzęt, z zamiarem, że później wrócę po niego na lepszej tratwie. Na nasze pozycje dotarłem szczęśliwie w stroju Adama.

Ale! Żołnierz planuje - a sztab generalny wydaje rozkazy! Niedługo potem nadszedł rozkaz wymarszu, więc musiałem porzucić swoje rzeczy. Maszerowałem skromnie ubrany, ale w dobrym humorze, wiedząc, czeka na mnie i moich towarzyszy Krzyż Żelazny albo awanse. Nasz adiutant batalionu Leutnant Hess, poinformował nas, że byliśmy pierwszymi z 37. Dywizji Piechoty, którzy przeprawili się przez Narew. . . ."

 

Kompanie, które tamtego dnia dotarły na brzeg rzeki i spędziły cały dzień pod ciężkim ostrzale artyleryjskim, zostały wieczorem wycofane na swoje dawne pozycje. Ten dzień kosztował batalion siedmiu zabitych i osiemnastu rannych.

30 lipca 1915 roku wcześnie rano batalion został zluzowany przez część 9. Regimentu Piechoty Landszturmu. W upalnym lipcowym słońcu oddziały regimentu pomaszerowały szerokim łukiem wokół Ostrołęki przez Antonie - Białobrzeg Bliższy - Żebry Chudek do wsi Stepna Michałki.

Tam żołnierze stanęli na biwak, a Batalion/151 dostał się pod komendę I. Korpusu Armii. Następnego dnia wyruszył przez Żebry i Kołaki w kierunku rzeki Narew. Batalion przeprawił się przez rzekę po zbudowanym moście między Kołakami a Lipianką, w połowie drogi między Różanem a Ostrołęką, dzień po tym, jak regimenty 2. Dywizji Piechoty, a szczególnie Fizylierzy, wymusili przeprawę w tym miejscu. Wieczorem batalion stanął obozem na południe od Lipianki.

W dniu 31 lipca o godzinie 6.00 rano Hauptmann Kramme, na rozkaz dowódcy 2. Dywizji Piechoty, poprowadził II. Batalion/151 na skraj lasu, 500 m na północny wschód od wsi Cisk (14 km na południe od Ostrołęki). Patrole oficerskie zauważyły, że zalesione wzgórza na północny wschód od wsi są zajęte przez wroga. O godzinie 11:00, II. Batalion/151 wraz z podporządkowanym mu Batalionem „Krohne” [III. Batalion 33. Regimentu Fizylierów] otrzymał rozkaz zajęcia pozycji wroga. Część jednostek z 54. Dywizji Piechoty, które już dotarły w ten rejon, miało wesprzeć atak kierując się bardziej na południe, na Żabin.

Kompanie 7., 5. i 8. na pierwszej linii, Batalion/33 po lewej, ruszają do ataku. Mimo silnego ostrzału z lewej flanki, ze wzgórza 107 znajdującego się północny wschód od Lipianki, atak batalionu idzie dobrze. O godzinie 14:00 kompanie zdobywają rosyjskie pozycje. Okopy wypełnione są rannymi i martwymi Rosjanami. Wzięto 80 jeńców - reszta uciekła. Łup w postaci karabinów, amunicji i sprzętu jest duży. Leutnant rezerwy Bernsau [Alfred] wraz z 16 podoficerami i muszkieterami padł na polu bitwy, 47 naszych rannych zostaje odprowadzonych do punktów opatrunkowych.

 

W nocy wysunięte oddziały utrzymywały kontakt z wrogiem, który wycofał się w okolice torów kolejowych prowadzących na południe od Ostrołęki. Jeszcze w nocy 1 sierpnia 1915 r. przyszedł rozkaz:

„Naciskać mocno! Atakujcie!"

Dobrze ukierunkowany, zacięty ogień z kilku baterii ścigał II. Batalion/151, gdy o świcie 1 sierpnia, zgodnie z rozkazem rozpoczęto atak na wykryte pozycje wroga w dworku Gierwaty i na wzgórzu 106 na północ od niego. Kompanie mocno obrywały i musiały kilkakrotnie zmieniać swoje pozycje. To samo działo się z oddziałami 33. Regimentu Fizylierów po prawej stronie.

A w miarę jak kompanie rozwijają się i przystępują do ataku, na ich drodze staje wściekły ogień piechoty i karabinów maszynowych z nasypu kolejowego i krawędzi lasu. Poszczególne plutony bardzo powoli posuwają się do przodu. Trwa ciężka walka o każdą piędź terenu. Przy zaciekłych walkach, tylko kilka grup przed zmrokiem dociera do nasypu kolejowego. 46 podoficerów i żołnierzy padło martwych lub rannych. Leutnant Kleindienst przejmuje dowództwo nad 6. Kompanią/151, gdy Hauptmann rezerwy Quassowski zostaje ranny.

Nawet w nocy ostrzał wroga nie ustaje. Wzrasta do nadzwyczajnej siły, gdy 2 sierpnia wczesnym rankiem, jak tylko słońce wyłoniło się z porannej mgły, Hauptmann Kramme ponownie podrywa swoje kompanie przeciwko zaciekle broniącemu się wrogowi.

Ale cała odwaga i męstwo są daremne. Nawet 1. Kompania/151, która przybyła razem z III. Batalionem/151 w ten rejon i została wysłana jako wsparcie na północnym skraju natarcia, aby wesprzeć II. Batalion/151 nie pomaga odniesieniu sukcesu. Rosjanie dzielnie bronią swojej skóry. Zadają atakującym coraz dotkliwsze straty, ponieważ wciąż mają liczne oddziały na północnej flance, które stanowią zaplecze formacji blokujących niemiecki przyczółek nad Narwią [pod Kamianką]. Zachodzące słońce oznajmia, że kosztem 10 zabitych i 83 rannych w ciężkich walkach zdobyto tylko 300 m terenu.

Znowu noc mija pod ciągłym ostrzałem. Po prawie czterdziestu ośmiu godzinach walk, kompanie leżą na zaroszonej łące. Tylko podniesiona podpórka karabinu zapewnia prowizoryczną ochronę przed ostrzałem z linii wroga i odłamkami.

Tak jak dzień wcześniej nie można podciągnąć kuchni polowych, więc wybieramy ostatnie kawałki pieczywa z chlebaka.

Zbliża się 3 sierpnia! Rosnący ostrzał wroga znów szaleje nad żołnierzami gotowymi do skoku. Ale daje się zauważyć, że wróg coraz bardziej skupia się na naszych tyłach. Niemiecka artyleria potężną nawałą włącza się do gry i idealnie wpasowuje się w poranną melodię. Natężenie tego koncertu wzrasta. Generalleutnant von Falk, dowódca 2. Dywizji Piechoty, ściągnął wszystkie dostępne baterie. Chce pomóc 151-szej, która tak dzielnie pomagała jego dywizji wypierać wroga na flance. Chce rozbić rosyjskie linie obrony, które nadal utrzymują się na kierunku do rzeki, a tym samym przerwać pierścień wokół okrążonego przyczółka nad Narwią.

Tam czekają na to wycieńczeni walką wspaniali żołnierze. Musimy pokonać grających mam na nosie Panjes, musimy iść na całość, nie ma co czekać aż błoto z dotychczasowych trudów zleci z naszych szarych mundurów. Ale i Rosjanie nie czekają bezczynnie. Ostrzeliwują nas ze wszystkiego co mają pod ręką i nie oszczędzają amunicji. Oni dobrze wiedzą jakie będą koszta, gdy stracą te pozycje. Ale wkrótce ich ostrzał słabnie. Niemiecka artyleria ucisza rosyjskie baterie jedna po drugiej.


 

Nadchodzi czas, by w końcu zaatakować Rosjan formacjami piechoty. Gdy Hauptmann Kramme daje sygnał o 12:00 w południe, w szeregach piechoty rozchodzi fala ulgi. Batalion rusza do przodu! Kompanie 151. Regimentu, wsparte kompaniami 33-ciej po prawej stronie, wyrzucają wroga z trzech linii okopów, z jednej po drugiej. Dalej po prawej stronie wchodzi do walki III. Batalion/151, który również mocno brnie do przodu.

Nasyp kolejowy i mocno rozbudowane linie obrony na nim dostają się w ręce Niemców. Jeszcze około 2 km na wschód od nasypu kolejowego kompanie gonią uciekających Rosjan. Uchwycono cztery karabiny maszynowe i 780 rozbrojonych jeńców. Ale kolejne straty osłabionego już batalionu są stosunkowo wysokie. 29 podoficerów i żołnierzy, w tym Leutnant rezerwy Hoffmann, legło na polu bitwy. 95 rannych leży w kałużach krwi. Batalion Bischofsburger, po prawie 70 godzinach zaciekłych walk jest na granicy wyczerpania. Wszyscy marzą o odpoczynku. I tak właśnie się staje, gdy późnym wieczorem batalion zostaje zluzowany przez oddziały 83. Dywizji Piechoty i maszeruje przez wieś Borawe do obozu w Czarnowcu (5 km na południe od Ostrołęki).

Następnego dnia po wypoczynku batalion jest gotowy do nowych walk razem z III. Batalionem/151.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz