piątek, 13 października 2023

76. Regiment Piechoty Landwehry – część 2

 

Landwehr-Infanterie-Regiment 76 im Weltkriege

Autor: Johann Junge

Tłumaczenie i opracowanie:

Jacek Czaplicki

Małgorzata Karczewska

Kontynyacja wątku: link

 

Rozdział 6

Pierwszy ostrzał Osowca

Autor: Johann Junge, 9. Kompania/L.76

 

Osowiec! Grajewo! Któremu z byłych żołnierzy 76. Regimentu Piechoty Landwehry nie przebiega zimny dreszcz po kręgosłupie, gdy wspomina wydarzenia z ostatnich dni września, związane tymi dwiema nazwami? W obliczu nierozstrzygniętego i przerwanego ostrzału twierdzy, komu nie przeszła przez głowę myśl, którą wszyscy tak dobrze znamy:

„Hummel! - Hummel!”

Hauptmann Wachs (dowódca dwóch baterii Landwehry IX. Korpusu Armijnego) wyraził to, pisząc w swoich zapiskach z 29 września 1914 r:

„Po co w ogóle zaczynać takie przygody?”.

To, że ta pozornie bezowocna operacja nie była tak bezowocna, jak nam się wydawało w naszym małym okopowym światku, chcemy wyjaśnić na podstawie publikacji Archiwum Rzeszy (Der Weltkrieg, tom V) i opracowania ówczesnego oficera sztabu generalnego dywizji landwehry, kapitana Göldnera (obecnie generała w nowym Wehrmachcie), o pierwszym ostrzale Osowca.

Podczas, gdy niemiecka 8. Armia rozbiła rosyjskie siły pod Tannenbergiem i nad jeziorami mazurskimi oraz całkowicie oczyściła Prusy Wschodnie z wroga, nasi sojusznicy, którzy walczyli przeciwko Rosjanom w Galicji, nie radzili sobie za dobrze. Armia austro-węgierska została zmuszona do opuszczenia Lwowa i wycofywała się w kierunku Karpat. Dowództwo armii sprzymierzonych już kilkakrotnie prosiło o interwencję wojsk niemieckich. Z tego powodu, niemieckie Naczelne Dowództwo Armii zdecydowało się nie przeprowadzać zaplanowanego natarcia z południowej granicy Prus Wschodnich w kierunku Warszawy i zamiast tego, w celu odciążenia aliantów, rozkazało 9. Armii, utworzonej z części jednostek, które wcześniej podlegały. 8 Armii, natarcie z Górnego Śląska w kierunku Warszawy.

Dowództwo 9. Armii objął generaloberst von Hindenburg, a szefem sztabu tej armii został generalmajor Ludendorff.

„Przekazuję Panu” - jak czytamy w rozkazie Naczelnego Dowództwa Armii z 17 września 1914 r., - „ogólne dowództwo nad wszystkimi operacjami na wschodzie. 8. Armia, którą przejmie generał von Schubert, również pozostanie pod Pańskim dowództwem.” (Der Weltkrieg, tom V, s. 409).

Z 8. Armii do 9. Armii na Górnym Śląsku przeniesiono siedem czynnych i jedną rezerwową dywizję, ponadto główne rezerwy z rejonu Poznania i 8. Dywizję Kawalerii.

Przeorganizowana 8. Armia, dowodzona przez generała artylerii von Schuberta i szefa sztabu generalmajora Grünerta, przedstawiała się następująco:

I. Korpus Armijny

I. Korpus Rezerwowy

3. Rezerwowa Dywizja

35. Rezerwowa Dywizja (główne rezerwy z rejonu Torunia)

Dywizja Landwehry Goltz

6. i 70. Brygada Landwehry

Główne rezerwy z rejonu Królewca i Grudziądza

1. Dywizja Kawalerii

Łącznie: dziewięć i pół dywizji piechoty, jedna dywizja kawalerii.



Zadanie przydzielone 8. Armii w rozkazie Naczelnego Dowództwa Armii z 17 września brzmiało: „8. Armia ma chronić Prusy Wschodnie i Zachodnie przed ponowną ofensywą rosyjską” (Der Weltkrieg, tom V, s. 411).

Nasza Dywizja Landwehry von der Golz miała wypełniać zadania w ramach przedstawionego powyżej rozkazu dla 8. Armii. W tym celu, hauptmann Göldner, oficer sztabu dywizji, musiał zgłosić się 17 września do kwatery głównej 8. Armii w Insterburgu [Wystruć], aby otrzymać wytyczne.

W wyżej wymienionym opracowaniu wytyczne te zostały opisane w następujący sposób: „Generał von Hindenburg z dużą częścią 8. Armii został wysłany na inny odcinek frontu, aby wesprzeć Austriaków. Naczelne Dowództwo Armii rozkazało pozostałym jednostkom 8. Armii kontynuowanie obrony Prus Wschodnich i Zachodnich oraz ukrycie odejścia części jednostek, poprzez energiczne kontynuowanie pościgu za pokonaną rosyjską 1. Armią. W tym celu Dywizja Landwehry von der Goltz ma udać się przez Grajewo do Osowca i rozpocząć atak na twierdzę. Do ataku zostanie użyta ciężka artyleria, ale nie w takim stopniu, jak przewidziano w początkowym planie ataku. Naczelne Dowództwo Armii zdaje sobie sprawę, że ataki na twierdzę przez jedną dywizję, prowadzone przez zalaną dolinę Biebrzy raczej nie mają szansy powodzenia. Dlatego też w późniejszym okresie, od strony Augustowa, atak wzdłuż brzegu Biebrzy na tyły twierdzy miały wyprowadzić kolejne jednostki”. Te zadanie, czyli dotarcie na tyły twierdzy miała wykonać 3. Rezerwowa Dywizja pod dowództwem generała von Morgena przy wsparciu I. Korpusu Armijnego.

Po południu 17 września generał von der Goltz rozpoczął natarcie 33. Brygadą Landwehry, wzmocnioną przez dwa szwadrony kawalerii, dwie lekkie i dwie ciężkie baterie artylerii, z Lyck [Ełk] przez Neuendorf [Nowa Wieś Ełcka] na Prostki, podczas gdy 34. Brygada Landwehry rozmieszczona pod Pissanitzen [Pisanica] (na wschód od Ełku) ruszyła przez Sypittken [Sypitki] – Dombrowken [Dąbrówka] na Prostki.

Kiedy 17 września w południe dowódca naszej kompanii zawołał: „Teraz my nacieramy na Świętą Rosję", wśród żołnierzy zapanował radosny nastrój. Myśleliśmy o natarciu na Warszawę i zdobyciu tej twierdzy, co z pewnością przyniosłoby nam pokój. Wszędzie na twarzach było widać radość i pewność siebie.

III. Batalion/L.76 został zluzowany na pozycjach między jeziorami Wielki i Mały Selmęt przez oddziały z uzupełnień twierdzy Lötzen [Giżycko]. Batalion zebrał się na placu apelowym w Ełku, a następnie pomaszerował do Sybby [Szyba, dziś dzielnica Eku], gdzie były już I. Batalion/L.76.

II. Batalion/L.76, który zajmował pozycje w Nowej Wsi Ełckiej, dołączył do nas o godzinie 14:30. Nasz regiment szedł na czele brygady, a I. Batalion/L.76 tworzył straż przednią.

Dało się zaobserwować, że jeszcze kilka dni temu tą drogą cofały się oddziały rosyjskie. Wzdłuż drogi leży mnóstwo porzuconego sprzętu. Wszystkie wioski przedstawiają obraz barbarzyńskiego zniszczenia; z domów szczęśliwych nie tak dawno ludzi pozostały tylko gruzy, z których część wciąż dymi. Podobnie jak podczas marszu z Johannisburga [Pisz] do Ełku, co jakiś czas poszczególne zagrody znajdujące się przed nami, czasem po prawej, czasem po lewej stronie drogi, stają w płomieniach. Kozacy informują w ten sposób oddziały znajdujące się za nimi o naszym posuwaniu się naprzód. Duże przygraniczne miasto Prostken [Prostki] również zostało całkowicie zniszczone.

Kiedy I. Batalion/L.76 o godzinie 16:30 ruszył z Prostek, w odległości 1,5 km na południe od wioski, dostał się pod ciężki ostrzał ze strony rosyjskiej piechoty. I. Batalion rozstawił się do walki. Również rosyjska artyleria rozpoczęła ostrzał Prostek. Na polu ziemniaków po lewej stronie drogi spadło kilka salw pocisków, na szczęście nie trafiając w oddziały innych batalionów, które rozstawiły swoje karabiny na drodze. Wbrew swoim zwyczajom, rozpoczynając nieskorodowany ostrzał, rosyjski patrol kawalerii zdradził swoją pozycję. W ten sposób I. Batalion uniknął ostrzału z zaskoczenia, a 2. Bateria Landwehry/IX.A.K., która znajdowała się na zachód od Prostek, na północ od wzgórza 118, była w stanie łatwo wstrzelać się w rosyjską pozycję.

Hauptmann Wachs zanotował:

- Wachs!

- Tak generale?

- Proszę przesunąć baterię na prawo. Dajcie nam trochę przestrzeni, piechota nie może posuwać się naprzód.

Wracam przez wieś; moja bateria przemieściła się już głęboko między zabudowania, a zawracanie na wąskiej drodze zajmuje zbyt wiele czasu. Więc rozkazuję:

- Bateria Gaede, ze mną! Galopem, marsz!

Wyprowadzam ją na nieduże wyniesienie, gdzie strzelcy mają pozycje na skraju lasu. Gdy podążamy w górę, szrapnele świszczą przed nami. Gdzie do cholery jest rosyjska artyleria?

Wysyłam żołnierza, by teraz moją baterię wyciągnął ze wsi, ponieważ wieś również zaczęła być ostrzeliwana, a na ulicy bateria jest bezbronna. Pozostaję przy baterii Gaede.

- Bardzo śmieszne!

W emocji po prostu prowadziłem ostrzał z tą baterią. Kiedy po chwili zdałem sobie sprawę, że straciłem panowanie nad sobą, powiedziałem do Gaede, który bez słowa stał się za mną:

- Przepraszam, drogi Gaede, że strzelam z twojej baterii; proszę, przejmij dowodzenie.

Odpowiedział: - Człowieku, Karl, potrafisz to lepiej ode mnie.

Jako zawodowy oficer byłem uważany za dobrego żołnierza i jeźdźca, ale niezbyt dobrego artylerzystę, ponieważ matematyka i technika nie były moimi mocnymi stronami. Ale na wojnie, zauważyłem, że można być dobrym artylerzystą, nawet nie będąc świetnym „puszkarzem”. Wątpię, czy strzelam zgodnie z zasadami prowadzenia ognia, ale widocznie trafiam w cel, ponieważ Rosjanie zaprzestają ognia i później znajduję ich martwych. To wydaje mi się najważniejsze. Dzisiaj też Rosjanie przestali strzelać po 40 minutach. Mieliśmy ich za wzgórzem (wzgórze 135, na południe od wsi Bogusze, między lasem a linią kolejową) na ich prawym skrzydle. Wycofali się aż do lasu na odległość 3100-3400 metrów od wzgórza, nie mogli znieść ostrzału”.

W międzyczasie dwie baterie I. Dywizjonu 17. Rezerwowego Regimentu Artylerii Pieszej zajęły pozycje na rozwidleniu dróg na północny zachód od Prostek. Wzięły pod ostrzał cofające się w kierunku Grajewa oddziały rosyjskie. „W Grajewie wybuchł pożar w wyniku ostrzału. Niestety, niezliczona ilość szyb okiennych padła ofiarą pocisku kaliber 15 cm, który wybuchł na głównej ulicy.” (Generał Göldner).

Gdy zapadł zmrok, na południu bardzo dobrze było widać płonące Grajewo. Podczas wymiany ognia artyleryjskiego niektórzy żołnierze rozproszyli się po zniszczonych Prostkach. Opowiadali straszne rzeczy. Lekarz pułkowy dr Custodis z I. Batalionu/L.76 relacjonował w swoim dzienniku: „W bocznej uliczce leżały dwa kobiece ciała, częściowo nagie, z odciętymi piersiami, a obok nich martwe niemowlę”.

Po zapadnięciu całkowitych ciemności oddziały regimentu przekroczyły granicę Prus. Na szpicy szedł I. Batalion/L.76, a za nim III. Batalion/L.76. O godzinie 20:45, przy trzech wiwatach, jednostki te wkroczyły do „świętej” Rosji. Tak się wtedy mówiło. Poprawniej byłoby „do zabiedzonej Polski”. II. Batalion/ L.76 ruszył zaraz za nimi. Zatrzymaliśmy się w Boguszach. Co istotne, wszystkie domy były tu nienaruszone. Po przeszukaniu domów przydzielono kwatery. II. i III. Batalion obsadziły placówki osłonowe; II. Batalion na wschód, a III. Batalion na zachód od szosy do Grajewa. A 5. i 11. Kompania/L.76 zajęły wysunięte pozycje.

Większość brygady spędza noc w Prostkach. Za nią na drodze Prostki - Popowo znajduje się 34. Brygada Landwehry.

W nocy spadł ulewny deszcz, który dla kompanii na placówkach był szczególnie nieprzyjemny. Bez żadnej osłony leżeli „na brzuchach w gnoju i błocie między zagrodami na skraju wioski. Najbardziej wysunięte do przodu plutony stały w okopach, które zamieniły się w zbiorniki wodne. Cieszymy się, gdy następnego ranka ruszamy dalej, choć pokryci gęstym błotem”. (Offiziersstellvertreter Mahn 5. Kompania/L.76).

18 września, o godzinie 6:00, brygada w strugach deszczu rozpoczyna natarcie na Grajewo. Nasz regiment ponownie na szpicy, tym razem jako przednia straż idą II. Batalion/L.76 i 9. Kompania/L.76. Między ludźmi roznosi się wieść, że nieprzyjaciel zrobił podkopy w różnych częściach drogi. Z tego powodu kompanie maszerują w odstępach. Ale nie dochodzi do żadnej eksplozji. Wkrótce dochodzimy do pozycji, na których wczoraj walczyli Rosjanie. Mnóstwo pozostawionego sprzętu, taśmy z nabojami, skrzynki z amunicją, wszelkiego rodzaju pojazdy, w tym w pełni wyposażony wóz obserwacyjny artylerii, świadczą o tym, jak pospiesznie wycofywali się Rosjanie i jak skuteczny był ogień naszej artylerii.

Wciąż pada ulewny deszcz, gdy zatrzymujemy się na krótki odpoczynek przed miastem. W międzyczasie dowództwo upewnia się, że miasto jest wolne od wroga. Oddziały wkraczające do opustoszałego miasta zauważają, że wczorajszy ostrzał w większości okien powybijał szyby, a na drogach wala się pełno gruzu. Na początku nie widać nawet mieszkańców, ale z czasem zaczynają wychodzić z kryjówek. Wśród ujawniających się mieszkańców dominują Żydzi. Dom po domu przeszukiwane są przez kompanie, ale nieprzyjaciel opuścił miasto, również koszary dragonów, znajdujące się na południowo-wschodnim skraju miasta zastano puste. Nasz II. Batalion/L.76, który zabezpiecza południowo-wschodni wyjazd z miasta, próbując się tam rozgościć, znajduje duże zapasy pozostawionej, przeważnie nieużywanej bielizny. W momencie, gdy mieliśmy się już urządzić, otrzymujemy rozkaz, by ruszać dalej.

 „Ponieważ Grajewo zostało uznane za wolne od nieprzyjaciela, wezwano 34. Brygadę Landwehry, by ta przez Prostki przemieściła się do Grajewa, podczas gdy 33. Brygada Landwehry otrzymała rozkaz kontynuowania natarcia na Szczuczyn, zajęcia tego miasta, które nieprzyjaciel również opuścił. Dwa bataliony (I. i II. Batalion/L.75) i szwadron (1. Szwadron Landwehry IX. Korpusu Armijnego), miały zabezpieczyć dochodzące do miasta drogi i rozpoznać teren aż do linii Stawiski – Radziłów - Opartowo” (Generał Göldner).

Tak więc, po krótkim odpoczynku, przy wciąż padającym deszczu, kontynuowaliśmy marsz drogą utwardzoną dla rosyjskiego wojska, biegnącą na południowy zachód w kierunku Szczuczyna. Na spiczy brygady szedł III. Batalion/L.76. Po drodze, nie natrafiając nigdzie na oddziały nieprzyjaciela, zajęto kwatery: sztab regimentu i II. Batalion/L.76 w Popowie, I. Batalion/L.76 w Kurejwie, a III. Batalion/L.76 Kurejewce.

19 września był dniem odpoczynku. Jest on niezbędny do ściągnięcia pilnie potrzebnych racji żywnościowych i uzupełnienia zużytych żelaznych porcji. Dywizja otrzymuje w końcu pocztmistrza polowego, który tego dnia przybywa do Grajewa. W kompaniach koniec dnia wykorzystywano na naprawę broni i sprzętu. Zakwaterowanie I. i II. Batalionu/L.76 było słabe. Kurejewka to najnędzniejsza polska wieś, jaką można sobie wyobrazić. Tylko kilka nędznych chat. Każdy, który ma szczęście ogrzać się i wysuszyć w jednej z brudnych chłopskich izb, marudzi na niezliczone ukąszeniami pcheł. Lepiej zagnieździć się w stercie słomy w stodole i czekać, aż ciepło własnego ciała wysuszy ubrania. Pogoda jest paskudna.

„Takie pory deszczowe są okropne, trudno je wytrzymać na dłuższą metę. W słomie siedzimy cały dzień. Jest zimno i wietrznie. Jesteśmy mokrzy i mamy zimne stopy. Panuje ponury nastrój. Musimy rozruszać ludzi, którzy leżą w słomie w ciągu dnia, aby nie mieli ponurych myśli” (leutnant landwehry Borchers, wtedy podoficer 11. Kompanii/L.76).

Dowódca naszego regimentu, oberstleutnant Billig, zanotował w swoim dzienniku historie nielicznych pozostałych tu mieszkańców:

„Większość mieszkańców uciekła, ponieważ Rosjanie powiedzieli im, że spalimy wszystko i zabijemy ich, tak jak oni robili to na terenie Niemiec. Co chwilę przychodzą do mnie przestraszeni mieszkańcy. Z pomocą tłumacza udawało się ich uspokoić".

Offiziersstellvertreter Mahn z 5. Kompanii/L.76 zapisał:

„Nawiasem mówiąc, przykładowa sytuacja jest charakterystyczna dla polskiej bezczelności. Zaraz pierwszego wieczoru przychodzi w Popowie do feldwebla rolnik i żąda odszkodowania za to, co mu zrobili nasi ludzie. Zgodnie z rozkazem i zwyczajem zabrali mu słomę i drewno, być może także owoce. Jakże struchlali i posłuszni byli Polacy, gdy wkraczaliśmy, a gdy tylko zauważyli, że jesteśmy dobroduszni, stali się bezczelni. Podobnie było w Grajewie, gdzie podczas postoju na rynku kilku żołnierzy weszło do sklepu, żeby coś kupić. Właściciel początkowo narzekał, że nic mu nie zostało, że Kozacy go ograbili, ale gdy zobaczył, że nasi ludzie chcą uczciwie zapłacić porządną niemiecką walutą, jego nastawienie się zmieniło. Przynosi wszelkiego rodzaju towary, a im uczciwiej płacą, tym bardziej skandaliczne podnosi ceny, aż cierpliwość żołnierzy się kończy i po pobiciu podyktowali mu właściwe ceny”.

20 września, w pochmurną, ale suchą niedzielę rano, II. Batalion/L.76 wraz ze sztabem regimentu pozostał w Popowie, gdzie od godziny 20:00 do 2:00 kopał dla oddziałów brygady okopy na południe od wsi. I. Batalion/L.76 posuwa się przez Wierzbowo do Łosewa, a III. Batalion/L.76 do Opartowa. Po raz pierwszy słyszymy odległy grzmot dział z twierdzy i widzimy dwa balony na uwięzi. 11. Kompania/L.76 pomaszerowała wieczorem do Grozim, 1,5 km na południowy zachód od Opartowa, i zajęła pozycję na zachód od tego miejsca. 12. Kompania/L.76 tego dnia pozostała w Kurejewce. 2. Kompania po południu wraca do Kurejwy z baterią Wachsa. „Pozostali żołnierze kompanii spędzili jedną z najstraszniejszych nocy na swoich pozycjach, mokrzy i zmarznięci, leżeli bez słomy w rozmokłej gliniastej ziemi” (hauptmann landwehry Sohm).

„Na 21 września dowódca dywizji zarządził kolejne natarcie w kierunku twierdzy. 33. Brygada Landwehry miała dotrzeć na linię Sienickie - Pieniążki i dwiema kompaniami/L.75 zająć Kownaty w celu ochrony prawej flanki. W Szczuczynie i Wąsoszu miano pozostawić po jednej kompanii, reszta jednostek zgrupowanych pod Szczuczynem, miała dołączyć do brygady” (Generał Göldner).

Zgodnie z tym rozkazem, trzy bataliony/L.76 pomaszerowały przez Łosewo w kierunku Łojek. Wieś została osiągnięta około południa. Okopujemy się. Rosjanie obserwują nas z dwóch balonów na uwięzi. Po raz pierwszy zostajemy ostrzelani z twierdzy, nie ponosimy jednak żadnych strat. Wydaje się, że po naszej lewej stronie, gdzie znajdują się oddziały 34. Brygady Landwehry straty są dość spore. W połowie drogi, po naszej lewej pojawiają się łuny pożarów, to Rosjanie podpalają wieś Ciemnoszyje. O zmroku, gdy ściągnięto do twierdzy balony na uwięzi, wszystkie oddziały regimentu zawróciły. I. Batalion/L.76 zajął kwatery we wsi Okół, a II. i III. Batalion w Łosewie. Jedynie 7. Kompania po południu pomaszerowała dalej do miejscowości Gackie i pozostała tam na noc jako wysunięta kompania.

Rano 22 września o godzinie 8:30 w pełnym słońcu ponownie ruszamy naprzód. Towarzyszy nam bateria (Grünwald). Balony na uwięzi znów są w górze. Odnosimy wrażenie, że Rosjanie dają się nabrać, że nadciąga coraz więcej wojsk. I. i II. Batalion/L.76 okopują się w pobliżu miejscowości Gackie. Wkrótce II. Batalion/L.76 posuwa się w kierunku wsi Pieniążki, gdzie również budowane są pozycje. 6. Kompania/L.76 obsadza okop, podczas gdy pozostałe trzy kompanie jako rezerwa we wsi mogą oddać się „przyjemnościom ucztowania”, wieś całkowicie opuszczona przez mieszkańców nadal obfitowała w gołębie, kury, gęsi i świnie.

 „Żaden rozkaz nie jest przyjemniejszy od tego, który właśnie nadszedł: Gołębniki mają zostać zniszczone. (Gołębie pocztowe!)”

... W ten sposób rozpoczyna się wielkie polowanie i rzeź, gotowanie i pieczenie. Rozstawione są stoliki i ławki, a przy obsadzonym już „stole” obserwujemy rozpoczynający się ostrzał niemieckiego samolotu przez rosyjską artylerię, co przyjemnie urozmaiciło ucztowanie” (Mahn 5. Kompania/L.76).

Podczas gdy 6. Kompania/L.76 pozostaje w Pieniążkach na placówce, pozostałe kompanie o zmierzchu wracają do wsi Gaćki. Wieczorem batalion otrzymuje tyle poczty z domu, że rozdysponowanie jej wśród dowódców drużyn zajmuje dwie godziny.

III. Batalion/L.76 wymaszerował z Łosewa i przez Łojki, Gackie dotarł za Pieniążki, gdzie przeszukał las znajdujący się na południowy wschód od tej miejscowości w kierunku na Białaszewo, które tego dnia zostało zajęte bez walki przez I. Batalion/L.75. Przez tę wieś III. Batalion/L.76 pomaszerował wieczorem z powrotem do wsi Modzele i zajął tam kwatery. I. Batalion/L.76 również pomaszerował do Modzel na noc.

Po zimnej nocy, 23 września dla odmiany był dniem słonecznym i ciepłym. II. Batalion/L.76 pozostaje w Gackach i Pieniążkach, gdzie rozbudowuje pozycje. W międzyczasie, podobnie jak w poprzednich dniach, szukano miodu i próbowano go „racjonalnie” pozyskiwać, ale wynik nie spełnił oczekiwań, wyszedł cienki wosk. Pomijając plagę pcheł i pluskiew, życie nie było złe i pomimo nieustannego pomruku dział z twierdzy, można by zapomnieć o wojnie, gdyby nie dotarła do nas wiadomość o ataku na Szczuczyn: „meldunek skłonił naszego majora oraz hauptmanna Horna do wejścia na dach, by lepiej widzieć, ten ostatni przywitał się nawet z kominem i razem z nim spadł, nie odnosząc żadnego urazu” (Mahn 5. Kompania/L.76).

I. i III. Bataliony/L.76 bardziej odczuły atak na Szczuczyn. One - przynajmniej III. Batalion/L.76 też delektowały się miodem na śniadanie - ale potem cały ranek pracowały na południe i zachód od wsi Modzele, budując stanowiska, które miała obsadzić brygada. Od godziny 12:00 do 15:00 miała być przerwa obiadowa. Ale gdy kompanie przygotowywały się do posiłku, rozległ się alarm.

- Do broni!

- Do szeregu!

Po pięciu minutach byli gotowi do wymarszu. Oba bataliony pomaszerowały do Grozim. Tam dołączył do nich batalion z 75. Regimentu Landwehry. Nad zgrupowaniem dowództwo obejmuje sam generał von Oertzen. Oddziały posuwają się w kierunku zachodnim ku wsi Niećkowo. Hauptmann Wachs ze swoimi bateriami podąża za nimi.

III. Batalion/L.76 i batalion/L.75 rozwijają się na lewo i prawo od wzgórza 147 na wschód od Niećkowa. Za nimi szybko rozstawia się artyleria. Gdy tylko zaczynają strzelać, wróg zawraca i ucieka. Wkrótce jest poza zasięgiem naszych dział.

Co się właściwie stało? Rosyjska brygada kawalerii z towarzyszącą jej artylerią została zaobserwowana przez niemieckich pilotów dzień wcześniej, rano o godzinie 8:45 rano na południowy wschód od Łomży, kiedy to przemieszczała się na północny wschód. Chociaż nasze rozpoznanie lotnicze rano 23 września nie zauważyło niczego, oddziały te w południe pojawiły się dość nieoczekiwanie pod Szczuczynem oraz Wąsoszem i wyparły z obu pozycji nasze słabe siły (po jednej kompanii/L.75) z tych miejsc. Obie kompanie wycofały się do Nieckowa. Oddziały rosyjskie podążyły za nimi i ostrzelały tabory brygady, które były tam zgromadzone od 22 września. Szarżą próbowali dotrzeć do lasu, gdzie schroniły się zaatakowane oddziały, na szczęście podczas odwrotu nikt nie został ranny od ognia nieprzyjacielskich baterii. Niemiecka artyleria rozpoczęła interwencję w samą porę i zmusiła wroga do odwrotu. Jednak wóz z żywnością z 75. Regimentu wpadł w ręce wroga i został spalony.

Pod wieczór niemiecka 1. Brygada Kawalerii, która wyruszyła z Grajewa, również włączyła się do walk. W celu wzmocnienia osłony prawej flanki naszej dywizji przed siłami rosyjskimi pod Łomżą, Naczelne Dowództwo Armii 22 września podporządkował tę brygadę (osiem szwadronów i jedną baterię artylerii konnej) dowództwu dywizji i wysłało ją w kierunku Szczuczyna. Ich artyleria ostrzelała utraconą miejscowość i odepchnęła nieprzyjaciela, tak, że brygada ta mogła w Szczuczynie zająć kwatery i przejść na odpoczynek, a 5. Kompania/L.75 mogła ponownie obsadzić placówkę pod miastem.

Podczas opisanych wydarzeń nasi żołnierze leżeli przywarci do ziemi. Kiedy zrobiło się dość chłodno, byli zadowoleni, gdy nadszedł rozkaz powrotu na poprzednie kwatery. W międzyczasie nadeszła duża porcja poczty, ale w większości przypadków nie można było jej odczytać aż do następnego ranka z powodu braku oświetlenia. Odłożony obiad wieczorem smakował dwa razy lepiej.



24 września

Myśleliśmy o tym, żeby się wyspać, ale niewiele z tego wyszło. Nie przeszkadzał nam już grzmot armat dochodzący z twierdzy co około 5 minut, pchły w słomie również dały nam spokój. Ale nie spaliśmy zbyt długo. W środku nocy ogłoszono alarm. Od strony wsi Pieniążki i Brzozowa Wólka słychać było zaciekłą strzelaninę. Wykopane w ciągu dnia pozycje pod Modzelami zostały obsadzone przez kilka kompanii, zabezpieczono też północne i wschodnie wyjścia z wioski.

Pozostałe kompanie stały w gotowości na ulicy wioski. Na niebie pojawiła się kometa. Czy to oznacza katastrofę dla nas czy dla wroga? Po chwili ostrzał cichnie. Wkrótce część dwóch batalionów wraca na słomę, podczas gdy reszta oddziałów pozostaje na swoich pozycjach. Podwyższony poziom gotowości nie zostaje obniżony i pozostał już na stałe, dopóki mamy pozycje pod twierdzą. Od teraz zawsze śpimy w oporządzeniu. Nie do końca to jest wygodnie, bo uciskają nas ładownice, broń osobista, sprzęt okopowy, plecaki i saperki. Często musimy przewracać się na drugim bok, ale da się spać dopóki jest ciepło. Około trzeciej budzi nas warkot i terkotanie.

Co to jest?

Wypadamy na zewnątrz!

Zeppelin spokojnie przelatuje nad nami i kieruje się w kierunku twierdzy. To sprawia, że nasze morale wzrasta.

Te nocne zakłócenie spokoju jeszcze silniej odczuł II. Batalion/L.76. Mahn z 5. Kompanii/L.76 zanotował: „Tuż o północy poderwał nas alarm, od strony pozycji 6. Kompanii/L.76 (Pieniążki) słychać zaciekły ogień z karabinów. Pospiesznie zajęliśmy pozycję na skraju wsi, a ogień stawał się coraz intensywniejszy i przeniósł się na prawo. Zostajemy wycofani na pozycję przed wsią Łojki, która została zbudowana 21 września. Ogień nadal się wzmaga. Od frontu nadjeżdża w szalonym galopie wóz z amunicją i znika, wszystko wokół pogrążone jest w nieprzeniknionej ciemności. O godzinie 3:00 zeppelin przelatuje bardzo wysoko nad naszymi głowami w kierunku Rosjan. Czekamy.”

Minęło wiele godzin, zanim ogień ucichł. O co chodziło z tą „bitwą pod Łojkami”? Wtedy i nawet później, mimo zadawanych pytań, nie było to dla mnie jasne; krążyły dziwne plotki!

Dziennik wojenny II. Batalionu/L.76 opisuje tę sprawę następująco:

„W nocy z 23/24 września o godzinie 23:45, 6. Kompania/L.76 została zaalarmowana od zachodu ostrzałem z karabinów. Niedługo później linia strzelców zbliżyła się od strony lasu i ostrzelała skraj wioski. Rozpoczęty przez wroga ostrzał stopniowo malał i całkowicie ustał około godziny 1:45. 6. Kompania/L.76 również przerwała ostrzał i pozostała na pozycji”. Pozostała część batalionu wróciła rano do wsi Gackie.

I. i III. Batalion/L.76 od rano kontynuowały rozbudowę pozycji pod wsią Modzele. W południe, podczas rozdzielania prowiantu, ponownie ogłoszono alarm. Po przyjęciu meldunku o ponownym natarciu sił nieprzyjaciela pod wsią Wąsosz, I. Batalion/L.76 wymaszerował w kierunku wiatraka, który znajdował się przy zachodnim wyjeździe z Grozim, podczas gdy III. Batalion/L.76 został jako rezerwa w pobliżu Modzel. Alarm ogłoszono prawdopodobnie przez aktywność wrogich patroli, które natychmiast zawróciły. Około godziny 17:00 oba bataliony powróciły do Modzel. W poczcie, która dotarła poprzedniego dnia było kilka gazet.

Dawało się z nich odnieść wrażenie, że sprawy na froncie zachodnim nie potoczyły się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.

Wieczorem 11. Kompania/L.76 obsadziła placówkę. „To była zimna, gwiaździsta noc. Reflektory twierdzy nieustannie świeciły w naszą stronę. Na niebie świeciła kometa, od czasu do czasu ryczały działa forteczne” (Vorchers 11. Kompania/L.76).

Aby lepiej zrozumieć opisane wydarzenia z historii naszego regimentu, konieczne jest krótkie omówienie niektórych wydarzeń w szerszym kontekście naszej dywizji i 8. Armii.

„3. Rezerwowa Dywizja, która otrzymała rozkaz przejścia przez Puszczę Augustowską, została zatrzymana przez wroga, a nadzieja, że akcja I. Korpusu Armijnego otworzy jej drogę, coraz bardziej zanikała. Pomysł dotarcia na tyły Osowca przez górną Biebrzę musiał zostać porzucony. Od tego momentu miano tylko pozorować operację przeciwko twierdzy” (Reichsarchiv, Der Weltkrieg, t. V, s. 505).

Dowódca ciężkiej artylerii, generalmajor von Neumann, który 22 września zgłosił się ze swoim sztabem do dyspozycji dywizji w jej siedzibie w Grajewie, został poinstruowany przez Szefa Sztabu Głównego 8. Armii, że szturm na twierdzę nie jest planowany i że najważniejsze teraz jest, aby poprzez ostrzał umocnień, składów, budynków wojskowych i dworca w jak największym stopniu uszkodzić twierdzę. Dwie baterie Mörser 21 cm, po trzy działa każda, przybyły już pociągiem przez Ełk. Po tym jak 8. Rezerwowa Kompania Budowy Kolei przełożyła tory na linii kolejowej z Grajewa za Rudę na rozstaw „niemiecki”, można je było przemieścić nawet na 3 km na południe od Rudy i zająć pozycje w nocy z 25 na 26 września. Pozostała ciężka artyleria (dziesięć baterii ciężkich haubic polowych i dwie baterie dział 10 cm), wyładowana w Ruciane-Nida 22 września, otrzymała rozkaz wymarszu pod osłoną batalionu z garnizonu Twiedzy Boyen (major Gaß) wczesnym rankiem 23 września przez Pisz i Białą Piską do Szczuczyna, który został osiągnięty w południe 24 września. Stamtąd do 26 września wczesnym rankiem baterie zostały przesunięte na pierwszą linię wyznaczoną im przez dowódcę artylerii.

Rozkaz dla dywizji z 24 września nakazywał bezwarunkowe utrzymanie i dalsze wzmocnienie osiągniętych pozycji, tak aby zabezpieczyć planowane rozmieszczenie ciężkiej artylerii. Wyznaczono dwa odcinki oblężnicze. Jako granicę między odcinkami wyznaczono linię biegnącą od wsi Pieniążki przez rozwidlenie dróg znajdujące się 1 km na wschód od Sojczynka do środka odległości między fortami III i IV. Odcinek II, na wschód od tej linii, miał być utrzymywany przez 34. Brygadę Landwehry, podczas gdy odcinek I (Sienickie - Pieniążki) miał być utrzymywany przez 33. Brygadę Landwehry, trzema batalionami piechoty wraz z plutonem kawalerii i baterią polową.

Dowódcą odcinka był nasz oberstleutnant Billig. Aby skuteczniej osłaniać prawą flankę dywizji, pozostałe oddziały brygady: II. i III. Batalion/L.75 ze sztabem regimentu/L.75, I. Batalion/L.76, dwa szwadrony landwehry i dwie baterie landwehry IX. Korpusu Armijnego, zostały zgrupowane w oddział pod dowództwem naszego dowódcy brygady, generalmajora Oertzena. Miał on przejść do wsi Czerwonki (na drodze Wąsosz - Radziłów). Jeden batalion miał zająć Klimaszewnicę, aby zabezpieczyć ciężką artylerię, która miała być później wprowadzona na pozycje na północy. W wyniku alarmu, który ogłoszono po południu 24 września oddziały zgrupowania mogły rozpocząć marsz dopiero o zmroku.

I. Batalion/L.76 opuścił Modzele o godzinie 18:00 i ruszył w kierunku na Grozimy, skąd nadciągnął zaledwie godzinę wcześniej. Wieczorem dotarł tylko do Zalesia, gdzie stanął obozem. To tam zgromadziły się oddziały zgrupowania. Następnego ranka o godzinie 5:00, bez posiłku i picia, wyruszyli kryjąc się w zagłębieniach terenu, przez ogromną puszczę jodłową o wspaniałym drzewostanie, trasą przez Bagienice i Kownatki do Kieljan.

Stąd wyprowadzono atak na Klimaszewnicę, która jest obsadzona przez oddziały nieprzyjaciela. Rozstawieni w linię strzelcy 2. i 4. Kompanii/L.76 nacierają na wieś. Po natrafieniu na ostrzał obrońców spokojnie odpowiadają ogniem. „Ale nieprzyjaciela trudno zauważyć; prawdopodobnie zrobili sobie wnęki w podłogach domów i w dachach. Pojawiają się straty. Niektórzy z atakujących giną lub odnoszą poważne rany od precyzyjnie wymierzonych strzałów. Nasz leutnant Schwartz dostał kulę prosto w hełm, ale na szczęście nie odniósł obrażeń. Rosyjskie działa forteczne również przyłączyły się do ostrzału atakującego batalionu. Atak piechoty załamał się” (Hauptmann Sohm.)

Po cofnięciu naszej linii o kilkaset metrów, aby mogła interweniować artyleria, bateria Gaede ostrzelała wioskę ze wzgórza 115. Wróg wycofał się do lasu. Nastąpiła przerwa w walkach, podczas której kompanie okopały się. „Po około trzech kwadransach nadszedł rozkaz: „Batalion ma oczyścić teren z prawej i lewej strony wsi!”. Właśnie mieliśmy ruszyć, gdy ostrzał z flanki zmusza nas do zatrzymania się. Po prawej stronie w dolinie Biebrzy, za stogami siana i stertami torfu skryła się piechota. Bateria Gaede wychodzi na linię piechoty i ostrzeliwuje ukrytych strzelców. Ale w tym czasie do ostrzału przyłączyła się ciężka artyleria z twierdzy. Zmusza nas to do wycofania się. Jako obserwatorów każda kompania zostawia vizefeldwebla z dwiema rozproszonymi drużynami.

Leżę z moimi ludźmi na lewym skrzydle. Tymczasem kompania umacnia się na tyłach. Gdy zapada zmrok, na wzgórzach na zachód od Klimaszewnicy kopane są okopy, w których spędzamy noc” (Vizefeldwebel Walther 2. Kompania/L.76).

Główne siły zgrupowania von Oertzen zajęła kwatery we wsi Czerwonki i okolicach. Straty batalionu w tym starciu wyniosły: jeden poległy i czterech rannych.

Następnego ranka Klimaszewnica została oczyszczona z sił nieprzyjaciela. I. Batalion/L.76 wykorzystają mgłę zajął wzgórze 117 znajdujące się na wschód od wsi i wykopał tu głęboki okop strzelecki, który odtąd był stałe obsadzony przez dwie kompanie, podczas gdy pozostałe dwie kompanie batalionu jako rezerwa miały kwatery w Klimaszewnicy. Batalion został ponownie podporządkowany dowódcy I odcinka oblężenia i osłaniał ciężkie baterie oblężnicze, które w nocy z 26 na 27 września zajęły pozycje w lesie na północny wschód od Klimaszewnicy.

Z pozostałych batalionów regimentu, II. Batalion/L.76 spędził stosunkowo spokojny okres w Gackach i Pieniążkach. 26 września przybyło do batalionu dziewięć wozów z podarunkami od mieszkańców Neustrelitz, co naturalnie wywołało wielką radość, tym bardziej, że stosunkowo spokojny odcinek frontu pozwolił na natychmiastową ich dystrybucję. 27 września był również spokojny dla jednostki.

III. Batalion/L.76 rankiem 25 września o godzinie 6:45, towarzysząc sztabowi dowódcy odcinka, ruszył do wsi Lipińskie. 11. Kompania/L.76 szła jako awangarda, a w odległości 800 metrów za nią podążały pozostałe trzy kompanie z baterią Grünwalda. Sztab, 9., 11. i 12. Kompania/L.76 zajęły kwatery alarmowe we wsi Lipińskie. Bateria Grünwalda i 10. Kompania/L.76 stanęły obozem 1 km na północny zachód w Brzozowej Wólce.

Pozycję obronną zbudowano na małym wyniesieniu na południe od Lipińskich. Od godziny 11:30 do 15:00 trwała przerwa na odpoczynek i wydawanie posiłków, która tym razem nie jest zakłócana przez Rosjan. Pogoda dobra, mimo zimnych nocy, za dnia jest słonecznie i ciepło, zwłaszcza 26 września. Niektórzy wykorzystują tę pogodę do zrobienia prania, które szybko wysycha. Podejmujemy kolejną próbę spędzenia nocy w jednej z małych chat opuszczonych przez mieszkańców. Pomieszczenie z zabłoconą podłogą zostaje dokładnie spłukane wodą i wyczyszczone. Ze świeżą słomą powinno zapewnić suche, ciepłe i przytulne noclegowisko. Ale ledwie położyliśmy się, gdy po godzinie nocny odpoczynek dobiegł końca. Wszyscy się kręcą i drapią. Nieproszeni goście, pchły, dają do wiwatu jak na ćwiczeniach brygady. Jeden z towarzyszy po drugim opuszcza ciepły nocleg i szuka schronienia w jednej z nieszczelnych stodół.

Późnym wieczorem 25 września zobaczyliśmy ognistą łunę od północnego-wschodu i usłyszeliśmy strzały. W pierwszej chwili pomyśleliśmy o ataku nieprzyjaciela na baterię Grünwalda na naszych tyłach. Wtedy z Brzozowej Wólki przyjechał rowerzysta i zameldował dowódcy batalionu, że pożar wybuchł w stajni, koło placówki naszej 10. Kompanii. W płomieniach zginęły dwa wierzchowce. Odgłos strzałów był spowodowany eksplodującą amunicją, ponieważ część żołnierzy nie była w stanie uratować swojego ekwipunku.

- Jak wybuchł pożar?

- Nie wiadomo.

- Ach! - odpowiada z sarkazmem hauptmann Sonnenberg – jak zwykle konie paliły papierosy i przez to biedni chłopcy od koni prawie stracili życie.

Bateria Grünwalda i 10. Kompania/L.76 powróciły do Modzel 26 września.

Tego dnia rozpoczął się ostrzał twierdzy przez niemiecką artylerię oblężniczą. Gdy tylko opadła poranna mgła, można było ponownie zobaczyć nad twierdzą dwa balony na uwięzi. Zostały one natychmiast ostrzelane przez dwie baterie 10 cm. Już po pierwszych salwach zostały zmuszone do lądowania. W ciągu dnia kilkakrotnie próbowały wznieść się ponownie, ale dwie baterie dział za każdym razem brały je na cel i zmuszały do zejścia. O godzinie 10:30 dwie baterie Mörser 21 cm i baterie haubic rozpoczęły ostrzał. Lotniczy obserwator tak skutecznie kierował ogniem baterii moździerzy, że te szybko wstrzelały się. Pozostałe baterie również szybko namierzyły wyznaczone im cele. Płonąca wioska znajdująca się w dużej odległości na lewo od I odcinka, udowodniła ich skuteczną siłę ognia. Twierdza odpowiedziała ogniem z kilku baterii, nie zadając żadnych strat naszym dwóm wysuniętym batalionom (I. i II. Batalion/L.76).

„Z dowództwa dywizji już o godzinie 10:00 rano 26 września dotarł rozkaz, że w nocy z 26 na 27 września cała ciężka artyleria ma przenieść się na wcześniej ustalone wysunięte pozycje i że oba odcinki mają posuwać się wraz z piechotą na nową linię obrony” (Generał Göldner).

O godzinie 15:30 III. Batalion/L.76 otrzymał następujący rozkaz od dowódcy zgrupowania, oberstleutnanta Billiga:

„III. Batalion/L.76 przejmuje placówki znajdujące się naprzeciwko Osowca, wymarsz o 18:00. Trzy kompanie będą stanowić wysuniętą ochronę ciężkiej artylerii. Jedna kompania razem I. Batalionem/L.75 pozostaje w Sienickich.”

W związku z rozkazem, kompanie wyruszyły wieczorem o godzinie 18:00, po zapadnięciu zmroku. Sztab i 10. Kompania/L.76 przemieściły się do południowego rogu zagajnika między wsią Sienickie a Białaszewem, gdzie rozbijają obóz i pozostają tam do 29 września.

Pozostałe trzy kompanie pomaszerowały nocą przez las i bagna w kierunku twierdzy. Dostali wytyczne, aby rzucić się na ziemię lub pozostać nieruchomo, gdy tylko włączą się reflektory twierdzy. Ponieważ w nocy ponownie wróciła deszczowa pogoda, podejście pod twierdzę było dla landwerzystów bardzo stresujące. „Noc spędziliśmy na bagnistym terenie, trzęsąc się i marznąc. Podwinąłem kołnierz płaszcza i zawiązałem chustkę na szyi. Owinąłem ręcznik wokół głowy. Oba nadgarstki owinąłem chusteczką. Potem owinęliśmy się w płótna namiotowe, położyliśmy na ziemi i próbowaliśmy zasnąć, z tym, że jeden pluton zawsze musiał stać na warcie. Nad ranem Osse, Heinrich Struck i ja położyliśmy się blisko siebie, ja pośrodku. Stopy mi się rozgrzały i spałem przez jakiś czas. Nie przejmowałem się zimnymi ramionami, które spoczywały na wilgotnej ziemi. Bóle w nich przyjdą dopiero później” (Borchers 11. Kompania/L.76).

 

27 września

Kolejne dni stawiały naszym landwerzystom największe wymagania pod względem dyscypliny, nerwów i zdrowia. Przy najgorszej pogodzie, jaką można sobie wyobrazić, niemal nieustannym, czasami ulewnym deszczu i burzach, z niewystarczającymi racjami żywnościowymi i częściowo bez schronienia, byli oni narażeni za dnia i w nocy na ciężki ostrzał z twierdzy. Straty były stosunkowo niskie, ale wynikało to jedynie z ograniczonych możliwości obserwacji ze strony wroga, spowodowanych nieprzejrzystą pogodą i niewystarczającą ilością amunicji. I. i II. Batalion/L.76 mogły przynajmniej szukać osłony w okopach pod Klimaszewnicą i Pieniążkami, podczas gdy trzy kompanie III. Batalionu/L.76 nie były w stanie wykopać okopów ani zbudować umocnień na swoich pozycjach, które znajdowały się w głębi bagnistego terenu doliny Biebrzy. W wielu przypadkach ludzie mogli się tylko kryć przed wzrokiem wroga za stogami siana lub krzakami, a przed ulewnym deszczem schronić się jedynie w szałasach z liści lub siana, które budowali w krzakach przy pomocy sosnowych żerdzi.

9. Kompania/L.76 rozstawiona była na skraju lasu, na prawo od skrzyżowania dróg Klimaszewnica-Osowiec i Sojczynek-Sośnia. W nocy ciężka artyleria zajęła stanowiska za pozycją kompanii. Dwa plutony 9. Kompanii pozostały w lesie w nocy 27 września, a osamotniony pluton Beyera zabezpieczył południowy skraj lasu. O świcie kompania miała przemieścić się w małych grupach, skokami, przez pas wrzosowisk do zagajnika sosnowego około 200 metrów przed nimi.

Ruch ten musiał zostać zauważony przez wroga, ponieważ wkrótce rozpoczął się ostrzał z twierdzy na ten mały lasek, który trwał godzinami i przed którym kompania mogła się uchronić tylko dzięki ciągłemu przemieszczaniu się. Szczęśliwie większość pocisków była niecelna albo ugrzęzła w grząskim gruncie. Niestety, kompania miała straty, jednego zabitego i jednego rannego, który został trafiony odłamkiem w drodze do Białaszewa.

11. i 12. Kompania/L.76, które stały na południowy zachód od 9. Kompanii na wzgórzu koło Klimaszewnicy, frontem na południowy wschód, przemieściły się jeszcze głębiej w dolinę Biebrzy, z czego 11. Kompania mocno wysunęła się na prawo. A jeszcze dalej, na południowym zachodzie rozstawiły się dwie kompanie I. Batalionu /L.76.

Borchers z 11. Kompanii w swoim dzienniku zdał barwną relację przebiegu wydarzeń tej niedzieli i następnego dnia:

„Kiedy wyłania się poranne światło, rosyjskie armaty zaczynają śpiewać. Nie wyrządzają nam jednak żadnej krzywdy. O godzinie 8:30 nasza artyleria, którą mamy osłaniać, wznawia działania. Dzięki Bogu przesunęliśmy się trochę w bok na prawo, ponieważ bateria znajdowała się bezpośrednio za nami. Na odpowiedź Rosjan nie trzeba było długo czekać. Przed nami, za nami, obok nas i nad nami pociski piszczą i ryją w grząski grunt. Powstają kratery, w których koń mógłby się położyć.

Stopniowo człowiek przyzwyczaja się do tej ponurej bitewnej melodii. Musieliśmy zostawić nasz wóz z amunicją trochę na uboczu, ponieważ nie mógł dalej wjechać w bagno. Granaty świszczą wokół niego. Pocisk trafia 7 metrów za nim i wyrywa cały krzak. Konie stają się niespokojne. Woźnica w końcu je odprzęga i odprowadza do stogu siana, my leżymy przy innym stogu. Teren jest podmokły i grząski. Wszędzie są zarośla karłowatych brzóz i olchy. Dookoła olchowe bagna. Otten miał wartę w starym obozowisku przed pozycją baterii, skąd mógł kierować żołnierzy z meldunkami na naszą nową pozycję.

Pociski wybuchały wszędzie wokół niego. Właśnie wracał.

- No cóż, o czym ty mówisz? - ktoś go zapytał.

- Musnęło mnie i wybuchło za plecami - odpowiedział.

Dowódca naszej kompanii, oberleutnant Freiherr von Heintze, ujął to wydarzenie w wierszu.

 

Pobożny landwerzysta

Przed rosyjską twierdzą Ossowiec

Niemiecka Landwehra stoi w deszczu i błocie,

Z tyłu w załomie lasu ciężka bateria,

Z przodu 11. Kompania.

Mgła się unosi, noc mija,

Wtedy wróg zauważył pozycję

I wysyła jako gorące niedzielne powitanie

Szrapnele i pociski, jeden za drugim.

Padł rozkaz: „Tysiąc kroków naprzód!”.

Posterunek pozostaje, ruszamy na bagna!

Miejsce zostaje osiągnięte bez strat,

Niebezpieczeństwo minęło, ostrzał ucichł.

Jednak na posterunek działa plują

Wciąż swoje miedziane błyskawice,

I nadbiega człowiek z posterunku,

Kolana mu się uginają, ręka drży.

„Herr Hauptmann, czy musimy dłużej stać?

Na Boga, będzie po nas!”

Hauptmann krzyczy szybko: „Spełniłeś swój obowiązek;

Idź po przyjaciela i nie zwlekaj!”.

A kiedy wrócił z nim,

On również wyszedł z tego bez szwanku.

Opowiada, jak kule były blisko

Wszyscy wokół niego umierali, a on nie został trafiony.

Ktoś zapytał żartem: „Co zrobiłeś?

Nie okopałeś się i nie skryłeś?”.

Pokręcił głową i spojrzał w górę,

Jego złożone ręce uniosły się ku niebu.

„To zrobiłem”, odpowiedział i upadł na kolana

Szeregowy 11. Kompanii.

Śmiech ucichł i wszyscy zrozumieli,

Że sam Bóg zmienił kul bieg.

Teraz krzyż z czarno-białą wstęgą zdobi

Tego, który oddał się w ręce Boga.

 

Jest prawie druga po południu, a my wciąż leżymy na zimnym wietrze, niebo się zachmurzyło i siąpi lekki deszcz. Rozłożyłem siano za stogiem, usiadłem na nim i naciągnąłem płachtę namiotową na głowę. Pod nim piszę list do żony i z tęsknotą myślę o domu. Moja fajka się wypaliła. Tytoń niedługo zostanie wypalony, cygara się skończyły. Wciąż mam małą kromkę chleba. Dziś rano zjadłem z chlebem trochę boczku i łoju, które zachowałem z wczorajszego południowego posiłku. Ostatni Mettwurst[1] ze Stade, pilnie strzeżony skarb, również zniknął. Nie dostarczono obiadu. Mam nadzieję, że jeszcze dziś dostaniemy chleb. Przed chwilą chciałem wycyganić cygaro od Otto Nerdela. Kochany chłopak śpi za stogiem siana. Ale feldwebel Rode dał mi cygaro. Aby mieć ochronę przed wiatrem, nasza czwórka zrobiła ścianę z płacht namiotowych i nałożyła na nią siano.

Staramy się spać na sianie. Od 21:00 do 23:00 miałem dyżur podoficerski na placówce. Spaliśmy, choć kiepsko, od 23:00 do świtu. Stopy są lodowate i mam dreszcze. Noc jest gwiaździsta, zachodzi księżyc, wiatr cichnie. Błysk dział, a potem ciężki, uporczywy, dudniący grzmot w oddali. Działa za nami brzmią inaczej: mocny, krótki huk i śpiewają w kierunku twierdzy. Rosjanie rzadko odpowiadają. Leżymy cicho przy tej muzyce.

 

Poniedziałek, 28 września 1914 r.

O świcie mamy pochmurne niebo. Znowu będzie padać. Nie mam już nic do jedzenia, ale dostaję mały kawałek chleba od Uppenborna. Nadchodzi wiadomość: „Pobierz chleb!” Dzięki Bogu! Każdy dostaje jedną trzecią bochenka chleba. Nasza kuchnia polowa również sobie poradziła. O godzinie 7:00 mamy groch, o który walczyliśmy wczoraj. Grzmot armat nie ustaje. Właśnie wtedy rosyjski pocisk przelatuje nad naszym szałasem i spada 20 metrów za nami. Szałasy zbudowaliśmy z drewna i krzaków, tę konstrukcję również przykryliśmy gałązkami krzaków, a następnie na to rozciągnęliśmy płachty namiotowe, wszystko szczelnie wypchaliśmy sianem, podłogę również przykryliśmy grubą warstwą siana.

Z pewnością będzie nam cieplej tej nocy, jeśli tu zostaniemy. Ale mówią, że mają nas zluzować. Mimo energii poświęconej budowie, będziemy szczęśliwi, w stodole jest cieplej. Zacząłem żuć tytoń. Palenie i żucie tytoniu dezynfekuje zęby. Moja kozia bródka jest już dość długa; rośnie pełna broda. Już się nie golę, broda i włosy zapewniają ciepło.

O zmroku wracamy do obozu. Pociski spadają wszędzie wokół nas. Czarne dziury znaczą miejsce uderzenia. Kiedy w ciemności Dankers i ja próbujemy zdobyć trochę suchego siana, błyskają rosyjskie działa. Jesteśmy dokładnie na kierunku ostrzału, gdzie tuż za naszymi chatami pociski uderzały przez cały wieczór. Słyszymy pociski lecące w naszą stronę. Co robić? Nie ma jak uciekać, więc stoimy i czekamy. Buczenie i wycie staje się coraz silniejsze i przerażające. Kiedy są już niedaleko, biegniemy trochę w bok. Uderzają w ziemię kilka kroków za nami. Dankers rzuca się na ziemię, ja stoję nieruchomo.

Nie słychać kolejnych pocisków. Nie przynieśliśmy więcej siana. Ostrzał trwa całą noc, a nasze baterie również wznowiły ostrzał twierdzy. Niestety znowu zaczyna padać i nadchodzi burza. Wkrótce jesteśmy przemoczeni od deszczu. Rosyjskie pociski padają niesamowicie blisko.

Próbuję spać, ale śnią mi się pociski uderzające w nasz ogród w Lamstedt. Wicefeldwebel Hamann opuścił swoją chatę i przeniósł się do nas”.

28 września był krytycznym dniem dla całej linii frontu 8. Armii rozciągającej się na 250 km. Na ten dzień nowy głównodowodzący rosyjskiego Frontu Północno-Zachodniego, zarządził atak na całym froncie rozciągającym na wschód od Wisły. 1. i 10. Armia liczące łącznie 145 000 ludzi i 750 dział ruszyły przeciwko 8. Armii, która nie była nawet w połowie tak silna.

W rezultacie 28 września nasz I. Korpus Armijny naciskany przez przeważające siły musiał wycofać się w kierunku granicy. Jeszcze bardziej katastrofalny dla nas był odwrót niemieckich oddziałów z Augustowa, które były atakowane przez I. Korpusu Turkiestański.

W wyniku takiego rozwoju sytuacji, lewa flanka i tyły naszej dywizji były mocno zagrożone. Druga połowa I. Korpusu Turkiestańskiego ruszyła na nas. Tego samego dnia część rosyjskiej 2. Armii, czyli VI. Korpus Armijny i 4. Dywizja Kawalerii, ponownie wyruszyły z Łomży w kierunku Szczuczyna, kierując się na naszą prawą flankę. W związku z tym, Naczelne Dowództwo Armii nakazało 28 września poczynić wszelkie przygotowania do szybkiego przerwania ostrzału twierdzy. Kolumny liczące ponad 800 pojazdów ruszyły z powrotem w kierunku Ełku. Dwie baterie Mörser z tylko jednym działem każda pozostały na stanowiskach ogniowych, podczas gdy pozostałe działa zostały już załadowane na wagony koleje brygady (Generał Göldner).

Dobrze, że nie wiedzieliśmy o tej krytycznej sytuacji na froncie. Nasza artyleria kontynuowała skuteczny ostrzał, na co wskazują raporty dowódców placówek. I. Batalion/L.76 rozpoczął 27 września budowę pozycji na wzgórzu 127 zlokalizowanym na południe od Klimaszewnicy, „w budowie pomagał oddział pionierów z 1. Rezerwowej Kompanii/Pi.1[2], który dysponował drutem kolczastym mocowanym do palików. Był to pierwszy okop za drutem kolczastym, jaki zbudowaliśmy podczas tej wojny, a kiedy dwa rzędy drutów kolczastych, fachowo zbudowane przez pionierów, stanęły w odległości 100-120 metrów przed naszą pozycją, myśleliśmy, że jesteśmy na pozycji nie do zdobycia” (Hauptmann Sohm 3. Kompania/L.76).

28 września wczesnym rankiem również II. Batalion/L.76, który już w nocy z 26 na 27 września musiał oddać swoje pozycje artylerii, został przeniesiony ze wsi Gackie przez Białaszewo do Klimaszewnicy. Bateria Grünwald również otrzymała rozkaz przemieszczenia się w to samo miejsce dzień wcześniej i została przydzielona do I. Batalionu/L.76 (majora Eickstedta).

Batalion Haubic Flötera został z rozkazu dywizji rozmieszczony na wzgórzach znajdujących się na północny zachód od Klimaszewnicy w taki sposób, aby w każdej chwili mógł otworzyć ogień w kierunku Radziłowa. Dla ich ochrony II. Batalion/L.76 dwiema kompaniami obsadził umocnione pozycje na zachód i południe od Klimaszewnicy.

Zeznania dwóch cywilów schwytanych przez 6. Kompanię/L.76, raporty od 1. Brygady Kawalerii i nasze własne obserwacje sugerowały, że 28 września należy spodziewać się ataku dużych sił rosyjskich z południa w kierunku Radziłowa. W związku z tym, w nocy kontynuowano prace nad dalszą rozbudową pozycji pod Klimaszewnicą, które czasem były zakłócane ostrzałem z twierdzy. Gdy wstał świt 28 września, spodziewano się wroga. Dowódca odcinka, oberstleutnant Billig, jak co dzień przybył do oddziałów z Lipińskich, ale nieprzyjaciel nie pojawił się. Zamiast tego zaczął padać ulewny deszcz, tak że po południu bataliony, z wyjątkiem wysuniętych kompanii, zostały wycofane do Klimaszewnicy.

 

29 września

„W nocy z 28 na 29 września dywizja otrzymała z Naczelnego Dowództwa Armii rozkaz przerwania ostrzału twierdzy. Oddziały dywizji miały osłaniać prawą flankę armii w rejonie Grajewa. W związku z tym wydano rozkazy, że o zmroku cała ciężka artyleria ma rozpocząć opuszczanie obsadzonych pozycji. Do tego czasu twierdza miała znajdować się pod silnym ostrzałem. Baterie twierdzy praktycznie nie zareagowały na ten rozwój sytuacji. Bateria dział polowych, która pojawiła się ponownie na wysuniętej pozycji w pobliżu Sośni, została w bardzo krótkim czasie zneutralizowana” (Generał Göldner).

Jak się później okazało, w nocy wróg uderzył na kwatery 1. Brygady Kawalerii i wyparł jej oddziały na Szczuczyn. Brygada otrzymała rozkaz od dowódcy dywizji utrzymania za wszelką cenę odcinka pod Szczuczynem. Jednak zanim ten rozkaz dotarł do brygady, dywizja atakowana przez wroga została zmuszona do wycofania się przez Szczuczyn dalej na północ. Rosyjska ofensywa skierowana na prawe skrzydło naszej dywizji była więc już w pełnym rozkwicie, gdy prawie cała ciężka artyleria, znajdująca się w trudnym terenie leśnym przed Osowcem, była nadal ostrzeliwana i dopiero przygotowywała się do odwrotu na Grajewo w nocy z 29 na 30 września.

Ponadto napływały meldunki o długich kolumnach wszystkich rodzajów broni przemieszczający się z Jedwabnego w kierunku Wąsosza. W związku z tym, generał von Oertzen przemieścił się ze swoim zgrupowaniem w rejon na zachód od Bagienic i tam podjął działania przeciwko nieprzyjacielowi nacierającemu na linii Szczuczyn - Wąsosz.

Ponadto von Oertzen poprosił dowódcę I odcinka, oberstleutnanta Billiga, o posiłki. Po południu I. Batalion/L.75 i 10. Kompania/L.76 (oberleutnant Müller) pomaszerowały ze wsi Sienickie na wzgórza znajdujące się na zachód od Kownat. Oberstleutnant Billig relacjonował w swoim dzienniku:

„Miałem pod ręką oddziały batalionu z 75. Regimentu, ale mimo to pojechałem sam w ulewnym deszczu i przemoczony do suchej nitki dotarłem tam o zmroku. Wróg był daleko, nie toczyły się walki. W końcu, około godziny 20:00 dotarłem do Lipińskich, gdzie zastałem opuszczone zabudowania, a żołnierze z przejeżdżających taborów powiedzieli, że oblężenie zostało przerwane i wszystkie oddziały się wycofują.

Była to dla mnie pierwsza informacja o odwrocie, dlatego postanowiłem wrócić aż do Modzel. Nie miałem jednak nikogo przy sobie, a nasze kwatery zastałem puste”.

Ta notatka ujawnia nieobecność dowódcy odcinka w krytycznych godzinach 29 września. Czy ma to związek ze znamiennym faktem, że dowódcy batalionów I odcinka nie otrzymali ani informacji o przerwaniu oblężenia, ani rozkazu odwrotu z oficjalnych kanałów i w końcu na własną odpowiedzialność rozpoczęli odwrót, podczas gdy na II odcinku wszystkie oddziały rozpoczęły odwrót o godzinie 17:00?

„29 września”, relacjonuje hauptmann Sohm, „wioska znalazła się pod rozproszonym ostrzałem z twierdzy i ku naszemu zdumieniu ostrzał ze strony niemieckiej baterii całkowicie ustał. Po południu około godziny 16:00 przez wieś przejechał samotny jeździec naszej artylerii i zawołał do nas tylko słowami: - Przemieszczamy się po prawej.

I. Batalion/L.76 nie miał żadnego kontaktu z brygadą ani z dowódca I odcinka. Tak więc major von Eickstedt musiał samodzielnie zarządzić o godzinie 17:00 wymarsz z Klimaszewnicy przez Białaszewo do Grajewa. Podczas nocnego marszu batalionu na Grajewo była burza, padał deszcz z gradem. Maszerując przez Białaszewo dostaliśmy się pod rozproszony ogień dział fortecznych, który zranił i spłoszył konie wozu z amunicją oraz wozu medycznego. Konie zerwały się i porzuciły wozy. Po zaprzęgnięciu nowych koni z trudem ruszono te wozy. Marsz trwał przez całą noc, a około godziny 4:00 batalion dotarł do młyna w pobliżu Grajewa. Brygada powitała batalion z największą radością, ponieważ sądzono, że został stracony”.

Według dziennika II. Batalionu/L.76, 8. Kompania/L.76 zluzowała rano 6. Kompanię/L.76 na pozycji południowej Klimaszewnicy.

O godzinie 15:30 batalion zajął pozycję rezerwową znajdującą się za 8. Kompanią/L.76 i o godzinie 18:30 rozpoczął odwrót na Lipińskie, gdzie dotarł o godzinie 20:35 i zajął kwatery alarmowe. Tylko 5. Kompania/L.76, osłaniająca ciężką baterię, wymaszerowała już o 17:30 z I. Batalionem/L.76 i dotarła do Grajewa o godzinie 5:30 rano 30 września po uciążliwym nocnym marszu koło młyna (Mahn 5. Kompania/L.76).

Bateria Grünwald, która również znajdowała się w pobliżu Klimaszewnicy, przeniosła się na kwaterę w Modzelach.

Rozkaz odwrotu najpóźniej dotarł do trzech wysuniętych kompanii III. Batalionu/L.76. Powodem była prawdopodobnie duża odległość między sztabem batalionu a wysuniętymi pozycjami, która wynosiła 6-7 km w linii prostej i przenoszącym rozkazy zajmowało około półtorej do dwóch godzin na pokonanie nieprzejezdnego terenu leśnego i bagien. 9., 11. i 12. Kompania/L.76, nieświadome sytuacji, pozostały na swoich wysuniętych stanowiskach w nocy z 26 na 27 września. Ich racje żywnościowe pozostawiały wiele do życzenia; kuchnie polowe docierały do kompanii bardzo nieregularnie ze względu na nieprzerwany ostrzał artyleryjski ze strony wroga i pas bagien. Przede wszystkim brakowało chleba.

Nadzieja na zluzowanie oddziałów, co zaplanowano na wieczór 29 września, podtrzymywała dobry nastrój pomimo deszczu i burzy. Ale kiedy w południe posłaniec przynosi wiadomość, że nie możemy zostać zluzowani, morale znacznie spadło. Ale co to da! Jeśli kompanie, które miały nas zastąpić, będą potrzebne do odparcia wrogiego ataku z flanki, będziemy musieli po prostu trwać w deszczu i błocie. Ciemność już dawno zapadła, a 9. Kompania nie wie nic o zakończeniu oblężenia. Nikt nas nie poinformował o wycofaniu się oddziałów 31. Regimentu Piechoty Landwehry z naszej lewej strony, ani o odejściu 11. i 12. Kompanii/L.76, które zrobiły to 1-2 godziny temu.

Patrol wysłany przez oberleutnanta Freiherr von Heintze (11. Kompania/L.76) ominął nas. Na noc ułożyliśmy się jak najwygodniej w naszych szałasach z liści i większość z nas śpi, zwłaszcza, że nasza artyleria nie przeszkadza nam tej nocy. Przed naszą pozycją brak aktywności ze strony wroga. Nie mamy też pojęcia, że Klimaszewnica jest już zajęta przez Kozaków i że jesteśmy sami. To, że kompania uciekła w ostatniej chwili, zawdzięczamy roztropności dowódcy kompanii, leutnanta Klündera, a przede wszystkim oddaniu obowiązkowi i odwadze gefreitera Emila Röselera.

Niech sam nam o tym opowie.

„Około godziny 12:00 w południe musieliśmy roznieść następujący rozkaz: „Na razie wysunięte kompanie nie mogą liczyć na zluzowanie i racje żywnościowe.” Ten rozkaz naturalnie wywołał wielkie rozczarowanie. Po drodze spotkałem wóz z zaopatrzeniem artyleryjskim.

Zapytałem artylerzystów, czy zostało im trochę chleba. Dali mi cały bochenek. Przyjąłem go z wdzięcznością, a kiedy dotarłem do kompanii, przekazałem go feldweblowi Krabbe. Ten pokroił go na kromki i rozdał. Kiedy to robił, przypomniałem sobie cytat: „Lecz cóż to jest dla tak wielu?”[3] Kiedy chciałem wrócić do sztabu batalionu, spotkałem dwóch towarzyszy na pozycji batalionu, którzy rozmawiali o tym, że mimo wszystko nie zostaliśmy zluzowani. Jeden z nich, Christian Sühling z Hammah[4], powiedział:

- Możliwe, że jeszcze dziś wieczorem zostaniemy zluzowani.

Drugi odpowiedział: - Człowieku, nikt nie znajdzie tu drogi po ciemku.

Kiedy Christian Sühling mnie zobaczył, powiedział: - Emil znajdzie nas po ciemku.

Odpowiedziałem: - Nawet po ciemku znajdę tu drogę.

Wróciłem do sztabu batalionu około godziny 16:00. Wieczorem przyszedł trzeci rozkaz, który musieliśmy dostarczyć. Brzmiał on: „Wysunięte kompanie mają natychmiast na własną rękę wyruszyć do Modzel i rozmieścić się tam na swoich starych kwaterach”. Wkrótce spotkaliśmy 12. Kompanię/L.76, która otrzymała ten rozkaz za pośrednictwem artylerzystów. Mniej więcej na rozwidleniu dróg do Klimaszewnicy spotkaliśmy 11. Kompanię/L.76, do której właśnie dotarł patrol i zameldował, że 9. Kompania/L.76 już odeszła.

Dowódca 11. Kompanii, oberleutnant von Heintze, powiedział mi:

- 9. Kompania już wyruszyła, dołącz do mojej kompanii!

Tak też zrobiłem. Wtedy przypomniałem sobie rozmowę, którą odbyłem po południu z Christianem Sühlingiem. Powiedziałem mu również, że gdyby kompania nie wyruszyła dużo wcześniej niż pozostałe dwie, powinienem się z nimi skontaktować. Istniała również możliwość, że kompania zmieniła pozycje, ponieważ została ostrzelana i z tego powodu patrol 11. Kompanii jej nie znalazł. Postanowiłem więc sam sprawdzić, czy kompania wyruszyła, czy nie.

Powiedziałem o tym feldweblowi Rohde, który szedł obok mnie. Próbował rozwiać moje wątpliwości. Ale kiedy pozostałem przy swojej decyzji, wysłał mnie do dowódcy kompanii. Pobiegłem na czoło kolumny i powiedziałem oberleumantowi von Heintze o mojej decyzji. Zapytał mnie, czy znam sytuację. Odpowiedziałem:

- Tak, Herr oberleutnant, znam!.

- Mimo to chcesz wrócić?.

- Tak, chcę!

Mówiąc: - Więc idź! - wyciągnął do mnie rękę.

Zgodnie z rozkazem z dywizji, który widziałem w sztabie, wiedziałem, że prawdopodobnie od zachodu zbliża się i zagraża nam dywizja rosyjska. Od oficera artylerii dowiedziałem się, że Klimaszewnica jest już zajęta przez patrole kozackie. Gdy byłem mniej więcej w połowie drogi od rozwidlenia dróg z Klimaszewnicy do lasu, przed którym znajdowało się stanowisko 9. Kompanii, było już zupełnie ciemno. Wtedy rosyjska artyleria rozpoczęła ostrzał. Cztery działa zalewały szrapnelami drogę, którą szedłem. Pierwsze trafiło daleko przede mną, drugie trochę bliżej, trzecie jakieś 100 metrów przede mną.

Pobiegłem więc tak szybko, jak tylko mogłem. Udało się. Kolejna salwa wybuchła jakieś 100 metrów za mną, a następna jeszcze dalej. Szczęśliwie dotarłem do pozycji kompanii i zastałem ją na miejscu. Poinformowałem dowódcę kompanii, którym był offiziersstellvertreter Klünder, o rozkazie. W kompanii szybko podniesiono alarm. Dowódcy plutonów biegali od namiotu do namiotu i budzili ludzi. Rozkazy były wydawane tylko szeptem. Kompania w milczeniu zebrała się w lesie przy drodze Klimaszewnica - Osowiec. W krótkim czasie byli gotowi do wymarszu. Wyruszyliśmy. Gdy minęliśmy las, zobaczyliśmy, że Białaszewo, przez które mieliśmy przejść, jest pod silnym ostrzałem artyleryjskim. Pobiegłem wtedy na czoło i powiedziałem dowódcy kompanii, że znam polną drogę, którą moglibyśmy ominąć Białaszewo przez mały lasek na północ od wsi. Dowódca kompanii powierzył mi przewodnictwo kompanii. Przeszliśmy wspomnianą drogą, która biegnąc nieco na południe od wsi Sienickie prowadziła do drogi, która szła od kościoła w Białaszewie przez Sienickie, Lipińskie do Modzel. Do wsi Lipińskie dotarliśmy więc bez strat”.

W pobliżu wioski spotkaliśmy kompanię II. Batalionu/L.76, która zabezpieczała stanowisko wykopane przez nas kilka dni temu. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy w końcu dołączyliśmy do naszych oddziałów. Po wyczerpującym marszu przez bagna i piach, po wyboistych polach, w burzy, deszczu i gradzie, w ciemną noc, którą od czasu do czasu rozświetlał tylko ostrzał artyleryjski, dowódca kompanii pozwolił nam wreszcie odpocząć. Tylko Emil Röseler otrzymał rozkaz natychmiastowego udania się do Modzel i zameldowania dowódcy batalionu o przybyciu kompanii. „Około 1:00 w nocy dotarłem do sztabu batalionu, gdy oni spali. Zapukałem w drzwi i wykrzyczałem swój raport. Wyraźnie zadowolony dowódca batalionu, hauptmann Sonnenberg, krzyknął: - Bogu niech będą dzięki, że 9. Kompania też tu jest!”.

Niestety, w pośpiechu zaniedbano sprawdzenia, czy zdublowany rozkaz dotarł na wysunięte pozycje 9. Kompanii. Jednego z dwóch zaginionych posłańców znaleziono na listach sporządzonych na Syberii w obozie jenieckim w 1920 roku, a grób drugiego znaleziono w lesie, gdy regiment ponownie znalazł się pod Osowcem wiosną 1915 roku. Najwyraźniej poległ, gdy nadciągali Rosjanie.

 

30 września: Grajewo

34. Brygada Landwehry, której oddziały z wysuniętych pozycji rozpoczęły marsz powrotny o godzinie 17:00 w dniu 29 września, dotarła do Grajewa około godziny 2:00.

Już o 4:00 piechota brygady zajęła wzgórza znajdujące się na południowy wschód od miasta i wzmocniła te pozycje w ciągu dnia.

33. Brygada o świcie na rozkaz dowódcy dywizji wykonała uderzenie na Szczuczyn (z tym, że 76. Regiment Landwehry nie był w nie zaangażowany). Rano, ze wzgórz w pobliżu Niećkowa hauptmann Wachs i jego dwie baterie wystrzeliły około 150 pocisków w kierunku zabudowań miasta. Podejrzewano, że w mieście znajduje się część rosyjskiej dywizji kawalerii i być może piechoty. Wysłane patrole stwierdziły jednak, że miasto zostało opuszczone przez wroga. Nie udało się ustalić dokąd skierowały się oddziały wroga. Tak więc generał von Oertzen ruszył ze swoją brygadą w kierunku Grajewa i zatrzymał się w Popowie.

70. Brygada Landwehry, która od kilku dni podporządkowana była Dywizji Golz, gromadziła się na północ od Grajewa pod Boguszami, aby móc przeprowadzić atak oskrzydlający na nieprzyjaciela nacierającego od strony Szczuczyna.

I. Batalion/L.76 po długim odpoczynku w rejonie młyna, gdzie ludzie ogrzali się i wysuszyli mundury przy ogniskach obozu, pomaszerował w nocy do Grajewa, gdzie dotarł o piątej rano. Odpoczęli trochę w kościele, ale twarda, zimna, kamienna podłoga była kiepskim miejscem do odpoczynku. Kiedy nastał dzień, większość żołnierzy wstała i pomimo zmęczenia grupkami poszła na miasto, aby kupić jedzenie, tytoń i inne drobiazgi, których brakowało im od dawna. Ale Żydzi, za zgodą niemieckiego komendanta miasta, zamknęli sklepy z okazji żydowskiego święta, a innych sklepów prawie nie było. O godzinie 12.:30 batalion wraz z 5. Kompanią/L.76 pomaszerował do Bogusz, gdzie został podporządkowany dowódcy 70. Brygady Landwehry. Jednak już o godzinie 17:00 oddziały te zostały zwolnione z 70. Brygady Landwehry i ponownie pomaszerowały na Grajewo do 33. Brygady Landwehry. Zdążyli w samą porę, by dołączyć do rozpoczynającego się odwrotu.

Reszta zgrupowania oberstleutnanta Billiga, która nadal pozostawała bez kontaktu z brygadą i dywizją, czyli II. i III. Batalion/L.76 oraz bateria Grünwald rozpoczęły rano marsz na Grajewo, ruszając z Lipińskich i Modzel, o godzinie 6:30. Jako straż przednia szedł II. Batalion/L.76 (bez 5. Kompanii), następnie bateria i III. Batalion/L.76 jako straż tylna. Już nie padało, ale było zimno. Mundury stopniowo wysychały na ciałach żołnierzy. Ale wszyscy byli głodni! W czasie przerwy w marszu widziano ludzi jedzących główki surowej kapusty. Marsz wiódł z Opartowa długim odcinkiem przez las, dalej przez Mareckie do Wojewodzina, który zlokalizowany jest około 3,5 km na południe od Grajewa. Posuwaliśmy się powoli po rozmokłych ścieżkach i do wsi dotarliśmy dopiero o godzinie 11.45.

Na rozkaz oberstleutnanta oddziały ruszyły do wsi, aby przygotować posiłek, ale tak samo, jak kiedyś w Hohenstein [Olsztynek] i wiele razy później: zanim posiłek był gotowy, rozległ się strzał armatni, oddziały zostały poderwane i ruszyły w kierunku Grajewa. Kiedy zobaczyliśmy czarno-biało-czerwoną flagę powiewającą w słońcu nad miastem, to tak jakby już ojczyzna nas witała. Po krótkim marszu na wzgórze 156, znajdujące się na północny wschód od Wojewodzina, utworzono tam pozycję ubezpieczającą. 10. i 12. Kompania/L.76 zajęły przygotowane pozycje frontem na południowy zachód. Bateria Grünwald zajęła pozycję nieco dalej, na północnym zboczu wzgórza. Do jej osłony, tuż za lewym skrzydłem baterii, rozstawiły się 6. i 7. Kompania/L.76.

8. Kompania/L.76 i 2. Kompania/75 (podporządkowana tego dnia II. Batalionowi/L.76) pozostały rozstawione w rezerwie, około 600 metrów za artylerią. 9. i 11. Kompania/L.76 również rozstawiły się za 10. i 12. Kompanią/L.76. Tabor ze sprzętem znajdowały się w małym lasku przy drodze Wojewodzin-Grajewo, na południe od wzgórza 153. Na północ od tego wzgórza i wzgórza 156 w pobliżu Grajewa (nie mylić ze wzgórzem 156 zajmowanym przez II. i III. Batalion/L.76) znajdowały się dwie baterie polowe i bateria ciężkich haubic. W jednym z dwóch gospodarstw na południe od wzgórza 153 rozstawiono punkt opatrunkowy [prawdopodobnie chodzi o wieś Tartak]. Karetki obu batalionów stały przed zagrodą z dobrze widocznymi, powiewającymi flagami Czerwonego Krzyża.

„Artyleria wroga wkrótce nas zauważyła i rozpoczęła ostrzał. Strzelają dobrze. Pierwsza salwa spada tuż przed naszą artylerią, druga za nią w tabory ze sprzętem wojennym. Strzelają coraz celniej. Nasze działa wciąż nie odpowiadają ogniem. Spoglądam w kierunku małego stawu po lewej stronie, który leży między nami a 9. Kompanią, a pocisk właśnie uderzył w jej pozycje. Woda w stawie się wzburzyła. Koń naszego oberleutnanta, który stoi na brzegu stawu, trzymany przez chłopca konnego, stanął na tylnych nogach. 9. Kompania miała jednego poległego i trzech rannych, których zabrano” (Unteroffizier Borchers 11. Kompania/L.76).

Niemiecka artyleria rozpoznała swoje cele i rozpoczęła ostrzał. Również ciężka artyleria znajdująca się za nami włączyła się do ostrzeliwania Rosjan. Wkrótce, strzelająca do nas artyleria wroga zostaje uciszona. Wtedy do akcji włączyła się rosyjska artyleria na lewej flance i ostrzelała zaplecze. Jedna z naszych ciężkich baterii wzięła ją na cel, podczas gdy pozostałe baterie kontynuują ostrzał na dotychczasowym kierunku, aby powstrzymać rosyjską piechotę.

Również II. Batalion/L.76 poniósł straty w wyniku ostrzału artyleryjskiego. Oficer dyżurny Sonnenberg i trzech ludzi z 6. Kompanii/L.76 zostało rannych. Rosyjska bateria, strzelająca najwyraźniej z kierunku Rudy, ostrzelała również karetki medyczne, a nieco później tabory ze sprzętem, tak że musiały zmienić pozycje i ścigane ogniem baterii wjechały do Grajewa. Na szczęście nie ponieśli żadnych strat, ponieważ szrapnele wybuchały zbyt wysoko. W międzyczasie 11. Kompania przedłużyła linię strzeleckie na prawo od 10. i 12. Kompanii.

Podczas tych wydarzeń na pierwszej linii, sztab dywizji „otrzymał meldunek od 1. Brygady Kawalerii, zgodnie z którym spore siły rosyjskie nacierały na północ przez Szczuczyn i na zachód,i z tego powodu brygada musiała kontynuować odwrót. Generał von der Goltz uznał zatem, że dywizja zaangażowana w walki pod Grajewem, może zostać odcięta od strony Ełku przez te nadciagające nowe siły wroga i zdecydował się przerwać działania około godziny 14:00 oraz rozpocząć odwrót na Ełk. Decyzja ta nie spotkała się jednak z aprobatą naczelnego dowództwa, które nalegało, aby atakiem wyprzeć nieprzyjaciela” (Generał Göldner)

Wróg nacierał frontalnie po obu stronach drogi prowadzącej na Szczuczyn. 34. Brygada miała odrzucić przeciwnika w kierunku Osowca. Jednak oddziały wroga znajdujące się przed naszą 33. Brygadą wycofały się jeszcze zanim 70. Brygada Landwehry zdołała go dopaść, gdy zorientowały się, że są zagrożone na lewej flance od strony Bogusz. 34. Brygadzie nie udało się odzyskać terenu, który zdobył nieprzyjaciel atakujący od strony Rudy. Nadejście ciemności zmusiło obie strony do przerwania walki (Generał Göldner).

Nasze dwa bataliony również musiały przeprowadzić kolejny atak. Około godziny 16:00 linie strzelców 10., 11. i 12. Kompanii/L.76 ruszyły w kierunku na lasu pod Wojewodzinem. Na rozkaz oberstleutnanta, który był przekonany o bezsensowności tego rozwiązania, posunięto się tylko na kilkaset metrów. Linie strzelców nigdzie nie napotkały nieprzyjacielskiej piechoty. Przez jakiś czas linie strzelców kompanii zaległy na osiągniętej pozycji, ale wroga wciąż nie było widać. Nagle zostali ostrzelani od tyłu z lewej, czyli ze wschodu. Najwyraźniej kule pochodziły od nieprzyjaciela nacierającego od strony Rudy, który po zmroku zaatakował nasze lewe skrzydło tj. 6. i 7. Kompanię oraz baterię Grünwald. 10. i 12. Kompania skierowały się na wschód, gdzie rozwinęła się również 9. Kompania, a 11. Kompania rozstawiła się za atakującymi (Dziennik III. Batalionu/L.76).

Oberstleutnant Billig zanotował w swoim dzienniku następujące informacje na temat ataku z flanki na nasze lewe skrzydło i oderwania się od wroga: „Gdy zapadła noc, rosyjska piechota, osłaniana przez artylerię, ruszyła na moje lewe skrzydło. W ten sposób zostaliśmy półkoliście otoczeni. Pod ostrzałem znajdowała się cała nasza flanka i towarzysząca nam artyleria.

Artylerzyści chcieli się wycofać, ale rozkazałem im zostać i walczyć. Cofnąłem też przednie linie strzelców i obróciłem je w lewo. Bez tych podjętych w porę działań nie byłbym w stanie się utrzymać. W międzyczasie doszło do ostrej wymiany ognia między piechotą po obu stronach, artyleria również musiała się przyłączyć, po czym nagle nadano sygnał "Halt", który podobno został nadany przez stronę rosyjską, jak to miało miejsce wiele razy wcześniej. W międzyczasie wroga piechota podeszła pod naszą linię strzelców, ale została odrzucona.

Gdy ogień osłabł i usłyszałem kolumny wycofujące się szosą, zebrałem kompanie z wyjątkiem jednej, a gdy przerwano ogień, wydałem rozkaz: „Natychmiast z artylerią cicho przemieścić się ku południowemu wyjazdowi z Grajewa”. Do II. Batalionu (7. i 6. Kompania) wysłałem kilku zaufanych ludzi z tym samym rozkazem. Pojechałem do Grajewa dowiedzieć się w sztabie dywizji o kierunek odwrotu. Znowu o mnie zapomnieli, trwał odwrót na Rajgród”.

 

„Aby następnego dnia nie znaleźć się w potrzasku, dowództwo dywizji zdecydowało się ruszyć przez Rajgród, aby stamtąd w razie czego wesprzeć w walce Korpus von Morgena pod Augustowem. Manewr ten nie był po myśli Naczelnego Dowództwa Armii, ponieważ otworzyło to wrogowi drogę na Ełk. Dywizja jednak w samą porę uniknęła katastrofy. Ponieważ, jak po jakimś czasie się dowiedziano z rosyjskich źródeł, Rosjanie od strony Łomży nacierali na nią następującymi siłami: VI. Korpus Armijny, 4. Dywizja Kawalerii i 4. Samodzielna Brygada Kawalerii; a z Osowca wyszło około półtorej dywizji I. Korpusu Turkiestańskiego wzmocnionej połową 76. Rezerwowej Dywizji. Dywizja Landwehry nie byłaby w stanie walczyć 1 października pod Grajewem z taką przewagą liczebną” (Generał Göldner).

Ponownie maszerujemy przez Grajewo. To paskudne uczucie wiedzieć, że ma się za plecami nadciągającego wroga! Ulice małego miasteczka są zapchane. Piechota, artyleria, kawaleria i tabory, wszystko wlewa się do miasta jednocześnie i jedno po drugim. Trudno się przedostać. Wiele samochodów sztabowych zatrzymuje się na rynku. Kierowcy czekają za kierownicą, a silniki już pracują. Pojazdy szpitala polowego, o którego obecności w szeregach naszej dywizji dowiadujemy się dziś po raz pierwszy, również się tam zatrzymują. Mówi się, że droga na północ w kierunku Ełku została już zablokowana przez Rosjan. Wybieramy zatem drogę na północny wschód wzdłuż granicy, w kierunku Rajgrodu. Na moście nad rzeką Lenk [rzeka Ełk] jest długi korek. Most jest zbyt wąski. Jest to prowizoryczny most zbudowany przez pionierów tylko do połowy wymaganej szerokości, bez poręczy, a jego deski nawierzchni nie zostały jeszcze przybite.

Stary most został wysadzony przez Rosjan. Mimowolnie myślimy o przeprawie Napoleona przez Berezynę. W końcu możemy przejść na drugą stronę. Za mostem droga jest wyjątkowo dobra. Jest to najlepsza droga jaką kiedykolwiek widzieliśmy w Rosji, ale prowadzi przez rozległe, bagniste tereny i po obu stronach towarzyszą jej głębokie, wypełnione wodą rowy.

Jest tak wąsko, że kolumny maszerują obok siebie. Jeżeli rosyjska artyleria weźmie nas na cel, nie będzie możliwości ucieczki. Niepokojące uczucie! Nad oddziałami wisi ponury nastrój, nie wiemy, czy wróg nie jest również przed nami w Rajgrodzie. Wtedy bylibyśmy całkowicie otoczeni. Maszerujemy, mechaniczne stawiając stopy. Towarzysz obok mnie już nie odpowiada; śpi, ale jego stopy nadal idą naprzód. Nie zauważamy, że jesteśmy potwornie zmęczeni, nie czujemy nawet głodu. Nie pamiętamy, jak dawno jedliśmy czegoś ciepłego.

29 … nie, 30 … nie, dziś jest już 1 października, bo minęła już północ. Mamy tylko jedną myśl: iść naprzód! Wyjść z tej sytuacji w której się znajdujemy! Nikt się dziś nie ociąga, bo każdy wie, że kto zostanie, naraża się na lance Kozaków. Droga mija powoli, piechota maszeruje lewą stroną drogi, a działa na szerokich kołach jadą z prawej. Czasem jeźdźcy z meldunkami przemieszczają się naprzód, czasem cofają się. Jest już dawno po północy. W pewnym momencie nie możemy iść dalej. Droga jest całkowicie zablokowana przez kolumny. III. Batalion/L.76 rozstawia karabiny w kozły w lesie po prawej. Odpoczywamy w przydrożnym rowie, który w tym miejscu nie jest wypełniony wodą. Skupiamy się blisko siebie, aby ochronić się przed zimnem i deszczem. Zmęczenie jest tak duże, że zasypiamy mimo zimna. II. Batalion/L.76 również stanął na odpoczynek w rowie przy drodze. Według dziennika pułkowego odpoczynek ten miał miejsce na wysokości Czarnej Wsi. I. Batalion/L.76 był jeszcze pod Mieczami, chroniąc artylerię osłaniającą odwrót.

Nasz regiment wyszedł z Grajewa bez szwanku. Później mówiło się, że było tam nieciekawie. Trudno zdecydować, czy wszystkie te pogłoski są prawdą, czy fikcją. Przytoczę tu wypowiedź generała Göldnera, który był w Grajewie do końca:

„Między godziną 20:00 a 21:00, gdy sztab dywizji miał już wsiąść do aut w Grajewie, z domów naprzeciwko z zaskoczenia rozpoczął się silny ostrzał piechoty. Z wieży kościoła wzniosła się zielona flara sygnałowa. Według późniejszych relacji mieszkańców, rosyjscy żołnierze z Osowca w cywilnych ubraniach, z ukrytymi karabinami, zakradli się przez las do Grajewa.

Cztery auta zostały uszkodzone. Konny oddział sztabu dywizji stojący w gotowości na drodze ogarnęła panika, która rozprzestrzeniła się również na batalion właśnie wychodzący z miasta. Na moście na rzeką Ełk utworzył się ogromny korek. Było wielu rannych i poległych. Zaginął między innymi dowódca II. Batalionu/L.75, hauptmann Kittlauß. Działo i pojazd obserwacyjny baterii polowej spadły z mostu do rzeki i utonęły, podobnie jak kilka wozów z taborów. Dowódca dywizji, który osobiście interweniował na moście, zdołał przywrócić porządek. Część oddziałów 34. Brygady Landwehry pozostała jako straż tylna na wschód od rzeki po wysadzeniu mostu przez Pionier-Kompanię”.

 

1 października

O świcie wznowiono marsz do Rajgrodu. Tutaj nastąpił dłuższy odpoczynek. Zdezorganizowane bataliony zostały uporządkowane. Potem mijamy jezioro i piękny kościół, i udajemy się na północ nieutwardzoną drogą w kierunku granicy niemieckiej. Granicę przekroczyliśmy w Judzikach. Dzięki Bogu! Znowu niemiecka ziemia pod naszymi stopami! Znowu pada. Drogi są gliniaste i rozmokłe, kolumny z trudem wloką się do przodu. Jesteśmy śmiertelnie zmęczeni. W tym momencie, gdy wróg nie depcze nam już po piętach, czujemy też, że jesteśmy głodni. Co jakiś czas ktoś z maszerującej kolumny biegnie znaleźć coś do jedzenia.

Podczas marszu ludzie zbierają buraki pastewne z pól i łapczywie zjadają. Szyk marszowy nie jest utrzymany, ale czy może być inaczej w przypadku oddziału składającego się z ludzi w wieku 30-40 lat, którzy już piąty dzień, przemoczeni, wygłodzeni i zmarznięci maszerują po najgorszych jakie można sobie wyobrazić drogach i którzy nieustannie walczą z wrogiem? Od Stosznen [Stożne] mamy znowu utwardzoną drogę i teraz jest trochę łatwiej maszerować. W oddali słychać dudnienie armat.

Wydaje się, że dobiega ze wschodu. Nieco po południu I. i III. Batalion/L.76 dotarły do swoich kwater, całkowicie wyczerpane. I. Batalion zajął kwatery w Kallinowen [Kalinowo], a III. Batalion w Burnien [Krzyżewo].
II. Batalion/L.76 otrzymał w Borszymmen [Borzymy] rozkaz, by z plutonem artylerii zabezpieczyć lewą flankę dywizji na drodze do Ełku. O 15:20, po wypełnieniu swego zadania, pomaszerował do Kalinowa na nocleg, gdzie dotarł późnym popołudniem i znalazł schronienie w przestronnym kościele, który w zapełnionej wojskiem małej wiosce był jedynym niezajętym jeszcze budynkiem. Ludzie spoczywają blisko siebie na ławkach, na podłodze, gdzie jest tylko wolne miejsce.

Pomimo nadmiaru ludzi, w tym wiejskim kościele, którego słabe oświetlenie dają tylko duże świece ołtarza, jest prawie cicho, a ogromna anielska postać z przed ołtarza sprawiała niesamowite wrażenie, iż swobodnie spływa w dół pomieszczenia. – Wszyscy zasnęli. – Żołnierze byli mocno zaskoczeni, gdy następnego ranka, na krótko przed naszym wymarszem, organy na górze nagle ożyły i zabrzmiał chorał w wykonaniu wizefeldwebla Schulza z 5. Kompanii. Nie za głośne, wręcz ciche tony przeniosły nasze myśli daleko od aktualnych trosk (Mahn 5. Kompania/L.76).

W podsumowaniu, raz jeszcze zacytuję hauptmanna Sohma: „Operacja pod Osowcem zakończyła się, nie udało się doprowadzić do upadku chronionej bagnami twierdzy nad Biebrzą. Jednak nie do końca była to porażka. Dzięki temu atakowi dowództwo armii rosyjskiej zostało zmuszone do zgromadzenia nowych jednostek przeciwko 8. Armii, które w przeciwnym razie prawdopodobnie zostałyby skierowane na front w głębi Polski lub front austriacki. Dzięki odwadze i wytrwałości żołnierzy, powierzony im duży park artyleryjski został ustawiony na pozycjach strzeleckich w trudnym terenie na bezdrożach. Był chroniony podczas ostrzału i osłaniany podczas transportu, tak że gdy wróg przełamał oblężenie dzięki przewadze sił, nic z cennego sprzętu wojennego nie wpadło w ręce wroga. My Landwehra, po zwycięskich bitwach pod Tannenbergiem i nad jeziorami mazurskimi, myśleliśmy, że będzie tak zawsze, ale walki pod Osowcem, gdy operowaliśmy w ciężkich warunkach pogodowych małymi jednostkami, ukształtowały nas i nauczyły, że to nie radość ze zwycięstwa czyni żołnierza, ale wytrwałość i nieustępliwość.”



[1] Rodzaj kiełbasy.

[2] 1. (Wschodniopruski) Batalion Pionierów Prinz Radziwill (skrót oznaczenia jednostki Pi.1)

[3] Biblia: Jan 6:9-13 – „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?”. Jezus rzekł: „Każcie ludziom usiąść”, a w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał.

[4] Hammah – miejscowość i gmina w kraju związkowym Dolna Saksonia, w powiecie Stade.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz