Landwehr-Infanterie-Regiment 76 im Weltkriege
Autor: Heinrich Holsten
Tłumaczenie i opracowanie:
Jacek Czaplicki
Małgorzata Karczewska
Kontynuacja wątku: link
W dniu 2 lipca dowódca dywizji zarządził budowę nowej linii, która miała przebiegać z północy na południe w linii prostej i znajdować się około 300-500 metrów przed naszymi pozycjami. Znaczenie tego nowego okopu początkowo znane było tylko dowódcy regimentu, ale sekret stopniowo wyciekł. Celem stworzonej pozycji biegnącej w linii prostej, jak najbliżej wroga było przeprowadzenie ataku gazowego zaplanowanego na początek sierpnia. Istniejące okopy nie nadawały się do tego z powodu wielu zakrętów i nisko położnego terenu. Oznaczało to, że żołnierzy znów czeka ciężka praca.
Oczywiście na razie można było pracować nad nową pozycją tylko w nocy, ale Rosjanie i tak coś zauważyli i dołożyli wszelkich starań, aby zakłócić prace ogniem piechoty i artylerii. Dopóki linia ta nie była jeszcze w pełni rozbudowana, stary okop pozostawał główną linią obrony, ale od 12 lipca duża część nowego okopu została wyznaczona jako główna linia obrony, a 22 lipca również pozostała część.
Ponieważ jeden z batalionów 75. Regimentu opuścił jej szeregi, musieliśmy przejąć trzy pozycje z sąsiedniej sekcji po prawej stronie. Oznaczyliśmy je jako A, B i C i razem z „Pozycjami I i II” tworzyły one teraz pozycję południową. „Pozycje III, IV, V i VI” tworzyły pozycję północną. Pozycja rezerwowa znajdowała się na wzgórzu 117. Pozycja ta nazywała się „Ketzerstellung”. „Pozycję VII” na lewym skrzydle przekazaliśmy 18. Regimentowi.
Po tym, jak kilka tygodni wcześniej rosyjski sterowiec podjął bezskuteczną próbę przelotu nad naszymi pozycjami, to w nocy z 27 na 28 osiągnął cel. Doleciał aż do kolejowej stacji przeładunkowej koło wsi Podlasek i zrzucił trzy bomby, które jednak nie spowodowały żadnych szkód. Pomimo naszego ciężkiego ostrzału, sterowiec wrócił nieuszkodzony.
W obecności dowódcy dywizji ekscelencji von Freudenberga i dowódcy brygady von Berndta, w dniu 1 sierpnia w Białaszewie odsłonięto pomnik poświęcony towarzyszom poległym w ciągu ostatnich 6 miesięcy pod twierdzą Osowiec. Z 76. Regimentu Landwehry na tym cmentarzu spoczywa jeden oficer i 95 żołnierzy. Ponadto odsłonięto prosty kamień pamiątkowy, który regiment ustawił ku czci poległego obersta von Happe i poległego adiutanta regimentu rotmistrza von Bülowa w miejscu, gdzie 20 lutego zginęli bohaterską śmiercią.
Na przełomie lipca i sierpnia trwały ostatnie przygotowania do ataku gazowego. W dzienniku Borchersa czytamy: „Atak gazowy ma nastąpić na całym froncie pod Osowcem. Kiedy wróciłem z urlopu, dowiedziałem się, że przyjechało 50 tysięcy pojemników z gazem. Są to żelazne pojemniki o długości 0,5 m i grubości jak butle z kwasem węglowym stosowanym przez karczmarzy. Zawierają one trujące dla płuc gazy wtłoczone pod ciśnieniem 8 atmosfer. Montażem zbiorników i wypuszczaniem gazów zajmuje się specjalnie przeszkolony regiment pionierów. Nazywa się ich „producentami zwłok”. Żołnierze tej jednostki mają rozkaz zachować milczenie, ale o ich pracy i sukcesach słyszy się bardzo dużo. Działali już niedaleko Warszawy, gdzie Rosjanie obsadzili okopy i byli gotowi na atak, gdy wypuszczono gaz. Rosyjscy strzelcy prowadzili wściekły ostrzał, który stopniowo cichł. Gdy pionierzy przeszli na drugą stronę ziemi niczyjej, martwi Rosjanie nadal stali na pozycji jak żywi. Okopy te w takim stanie zostały po prostu zasypane. Taka historia krążyła między żołnierzami [Z tego ostatniego zdania jasno wynika, że ludzie byli nieco podejrzliwi wobec fantastycznych opowieści pionierów od gazu - przypis redaktora].
Prace przygotowawcze prowadzone są w nocy. Pojazdy dowożą pojemniki z gazem, które następnie są instalowane w okopie na pierwszej linii. Rosjanie musieli zauważyć, że coś się szykuje, bo w międzyczasie dużo strzelają. Pojemniki z gazem zakopuje się na pozycji blisko przedniej ściany okopu, a następnie okłada workami z piaskiem.”
Od pojemników z gazem rury biegły w górę przez przednią ścianę okopu. Wylot musiał znajdować się w odległości od jednego do dwóch metrów od okopu, aby gaz nie mógł przedostać się do środka. Żołnierze byli wyposażeni w maski tlenowe, a także aparaty dostarczające tlen. Maski przeciwgazowe były wówczas jeszcze nieznane. Żołnierze zostali dokładnie poinstruowani na temat zachowania się podczas ataku gazowego. Na wszystkich pozycjach ustawiono wiatromierze i wiatrowskazy. Oficer z jednostki gazowej trzy razy dziennie meldował do sztabu regimentu o warunkach wietrznych. Gdy dokonano już wszystkich przygotowań i kierunek wiatru wydawał się sprzyjający, wczesnym rankiem 6 sierpnia wydano rozkaz do odkręcenia zaworów.
Tego dnia oddziały regimentu zostały rozmieszczone na pozycjach w następujący sposób:
9. Kompania/L.76 znajdowała się na prawym skrzydle na „Pozycji A”, następnie w kolejności rozmieszczone były 11. Kompania/L.76 na „Pozycji B” i 10. Kompania/L.76 na „Pozycji C”. „Pozycje I – III” obsadzał II. Batalion/L.76, z 7. Kompanią na „Pozycji I”, 8. Kompanią na „Pozycji II”, 5. Kompanią na „Pozycji III” i 6. Kompanią stacjonującą w rezerwie, około 600 metrów za „Pozycją I”. 2. Kompania znajdowała się na „Pozycji IV”, 1. Kompania na „Pozycji V” i 4. Kompania na „Pozycji VI”. 3. Kompania rozmieszczona była w rezerwie około 300 metrów za „Pozycją V”.
W rozkazie ze sztabu dywizji cele po ataku gazowym zostały określone w następujący sposób:
Zadać przeciwnikowi jak największych straty, zdobyć lub zniszczyć wrogie karabiny maszynowe, wyrzutnie min, działa, inną broń oraz wyposażenie, zniszczyć w miarę możliwości jego system obrony, dokonać drobnych lokalnych przesunięć pozycji.
Jak widać z powyższego rozkazu dywizji, nie myślano o zdobyciu twierdzy. Nie mieliśmy do tego odpowiednich sił. Chcieliśmy jednak sprawdzić jak zadziała gaz i spróbować zadać wrogowi duże straty. W tym celu dywizja rozkazała wysłanie 14 patroli oficerskich, z których 6 miał wystawić 76. Regiment.
Patrol 1 - z 11. Kompanii, offiziersstellvertreter Raspe z 32 ludźmi;
Patrol 2 – z 8. Kompanii, leutnant Reidock z 40 ludźmi;
Patrol 3 – z 5. Kompanii, leutnant Ringelmann z 44 ludźmi;
Patrol 4 – z 2. Kompanii, leutnant Brehme z 30 ludźmi;
Patrol 5 – z 1. Kompanii, leutnant Schutz z 30 ludźmi;
Patrol 6 – z 4. Kompanii, leutnant Meyerhoff z 41 ludźmi.
Niewiele spaliśmy w nocy z 5 na 6 sierpnia. Wszystkie nasze myśli skupiały się na ataku gazowym, którego jeszcze nie udało się przeprowadzić, a po którym spodziewaliśmy się wiele.
„Być może gaz pewnego dnia zapewni nam całkowite zwycięstwo nad wrogiem” - myśleli niektórzy. Warunki pogodowe były tej nocy wyjątkowo sprzyjające. Słaby wiatr o prędkości 1-2 metrów na sekundę wiał w kierunku Rosjan. Nie było wątpliwości, że sztab dywizji wykorzysta tę sytuację pogodową. Około wpół do trzeciej, gdy noc ustąpiła szarudze świtu, a krajobraz spowiła mleczna mgła, zaczęto budzić żołnierzy, ściągnięto obsadę posterunków nasłuchowych i wszyscy udali się na wyznaczone pozycje. Oprócz pionierów i wyznaczonych patroli, w pierwszoliniowym okopie była jedynie słaba obsada; większość kompanii znajdowała się w drugim okopie, z którego biegły okopy łącznikowe na pierwszą linię.
Napięcie, które wypełniało każdego żołnierza, osiągnęło szczyt, gdy o godzinie 3:10 dowódca dywizji wydał rozkaz do wypuszczenia gazu. W kierunku przednich pozycji poleciała czerwona flara, po czym rozpoczął się makabryczny, a zarazem podniosły i podnoszący na duchu spektakl.
„Z tysięcy zbiorników z gazem wydostają się strumienie trujących oparów, białawe, żółtawe, niebieskawe, jak para wodna spuszczana przez parowóz zimą, i łączą się w gęstą chmurę, którą wiatr powoli spycha w kierunku Rosjan. Okrywa ona krajobraz niczym siarkowa, żółta zasłona. Kilka kuropatw w popłochu przemyka przez chmurę śmierci. Stoimy w okopie z wyciągniętymi szyjami i ze zdumieniem obserwujemy ten spektakl. Po stronie rosyjskiej padło kilka strzałów, ale wkrótce ostrzał ustaje. W tym momencie odezwała się nasza artyleria i wypuściła granaty oraz szrapnele na i za rosyjską pozycję. Po około pół godzinie rosyjska artyleria również się obudziła i zaczęła posyłać nam w ogromnych ilościach pociski wszystkich kalibrów. Trwa ciągły grzmot i trzaskanie. Prawdopodobnie Rosjanie sądzą, że rozpoczęło się generalne natarcie. Balon obserwacyjny wroga wzniósł się nad twierdzę” (Dziennik Borchersa).
Musiało być około godziny 3:25, kiedy nasze patrole opuściły okopy i ruszyły w kierunku rosyjskich pozycji. Na początku nic nie słyszymy, potem pada kilka strzałów, a niedługo później zaczyna się silny ostrzał ze strony broniącej się piechoty. Zdajemy sobie sprawę, że okopy wroga są nadal obsadzone przez oddziały zdolne do walki. To wielkie rozczarowanie dla żołnierzy, którzy pozostali w okopach. Nasze wysokie oczekiwania zostają nagle rozwiane, a w naszej wyobraźni wizualizujemy walkę naszych towarzyszy z patroli i z niecierpliwością słuchamy opowieści tych, którzy wracają z drobnymi ranami.
Prześledzimy teraz losy poszczególnych patroli na podstawie raportów, które dowódcy patroli musieli przedłożyć dowódcy regimentu. Już na wstępie należy zaznaczyć, że kiedy gaz został wypuszczony z pozycji znajdującej się naprzeciwko wzgórza 119, zlokalizowanego 1 km na północny wschód od Sośni, to około 1040 butli z gazem nie zostało otworzonych, ponieważ na tej pozycji nie było sprzyjającego wiatru. W rezultacie nieprzyjaciel nie poniósł żadnych strat w tym rejonie i patrole, które zostały wysłane z naszego lewego skrzydła, napotkały silny opór.
Patrol 1 posuwający się w odstępach 25 kroków w kierunku południowo-zachodniego skraju wsi Sośnia, dostał się pod ostrzał z karabinów maszynowych i piechoty obsadzającej wieś oraz z szańca znajdującego się na południe od wsi i z lasu przylegającego do wsi od południa. Patrol odpowiedział ogniem i wkrótce przebił się do lasu, gdzie nie zastano Rosjan, a następnie skręcił w kierunku szańca i wsi Sośnia, która w międzyczasie została już częściowo zajęta przez patrol 2. Zasieki z drutu kolczastego została bez trudu przecięte, a opór w rosyjskim okopie również został łatwo przełamany. Część z Rosjan, którzy podjęli walkę, zostali zabici, inni dostali się do niewoli. Przydzieleni pionierzy zniszczyli umocnienia i zebrali łupy, a w tym czasie patrol szybko przedarł się przez wioskę i skierował się w kierunku Fortu III. Nie dotarli jednak zbyt daleko, ponieważ dostali się pod silny ostrzał ze wzgórza, które znajdowało się około 800-900 metrów przed nimi i ponieśli ciężkie straty. Patrol wycofał się. Łupem patrolu było 19 jeńców, 1 aparat telefoniczny i 10 karabinów.
Patrol 2 posuwał się w kierunku centrum Sośni, ale już na samym początku znalazł się pod silnym ostrzałem z szańca znajdującego się na południe od wsi. Po przedarciu się w kierunku rosyjskich zasieków i wycięciu przez pionierów przejść w zasiekach, bez strat dotarli do rosyjskiego okopu, zneutralizowali karabin maszynowy i wkroczyli do wsi Sośnia. Przeszukano okopy, wzięto jeńców, zasypano studnię i wysadzono magazyny amunicji. Wkrótce stało się jasne, że główny opór Rosjanie stawiają na wzgórzu 119. Otworzyli ogień w kierunku tej umocnionej pozycji, ale nie byli w stanie posunąć się dalej i musieli zawrócić. Patrol odkrył, że za Sośnią znajduje się pole ze zbożem, za nim gąszcz gałęzi, a dalej aż do Biebrzy ciągnął się trudny do przebycia teren porośnięty wiązami.
Patrol 3 ruszył się w kierunku okopu łącznikowego znajdującego się pomiędzy Sośnią a wzgórzem 119. Od samego początku był ostrzeliwany przez wroga ze wzgórza 119 i nie był w stanie dotrzeć do zasieków z drutu kolczastego. Dowódca oddziału, leutnant Ringelmann, został ranny i patrol wycofał się późnym rankiem.
Patrol 4 jeszcze bardziej narażony na ogień ze wzgórza 119 był w stanie zbliżyć się do rosyjskich zasieków jedynie na 200 m. Offiziersstellvertreter Tietje wpadł w wnękę rosyjskiego posterunku nasłuchowego. Ze swojej osiągniętej pozycji patrol miał wyraźny widok na Rosjan, którzy ponownie zajęli swoje okopy w Sośni po wycofaniu się naszych patroli.
Patrol 5 ruszył się w kierunku umocnień piechoty znajdujących się na północny wschód od wzgórza 119.
Patrol 6 zapewniał połączenie między patrolem 5 a patrolem sąsiedniego regimentu. Oba patrole (5 i 6)pod ostrzałem wroga z trudem posuwały się naprzód.
Patrole 1, 2 i część patrolu 3 powróciły na pozycje wyjściowe przed godziną 7:00, ale patrole 4, 5 i 6 nie mogły długo ruszyć się ze względu na silny ostrzał i wycofać się przez otwarty teren. Jednak około godziny 15:00 wszystkie patrol wróciły do okopów.
W dzienniku wojennym dywizji odnotowano, że patrole 70. Brygady Landwehry spenetrowały przednie rosyjskie okopy, szaniec na linii kolejowej i gospodarstwo Leonowo, ale następnie dostały się pod silny ogień prowadzony z rosyjskich okopów znajdujących się dalej na tyłach i nie były w stanie posuwać się dalej.
Około godziny 5:30 sztab dywizji odniósł wrażenie, że oddziały piechoty wroga są prawdopodobnie poważnie naruszone w niektórych miejscach, zwłaszcza w Sośni i okolicach, i nie byłyby w stanie wytrzymać poważnego ataku głównych sił niemieckich; ale wyglądało na to, że artyleria wroga w ogóle nie ucierpiała, ponieważ przez kilka godzin niemieckie okopy, drogi dojazdowe i tyły znajdowały się pod wyjątkowo ciężkim ostrzałem artyleryjskim. Zidentyfikowano czternaście ciężkich baterii i jedną baterię polową, liczące co najmniej 41 dział. Na przykład Leonowo było silnie ostrzeliwane przez trzy ciężkie baterie przez dwie godziny.
Niemiecka artyleria znacznie ustępowała rosyjskiej pod względem kalibru oraz liczebności i pomimo wszystkich wysiłków nie była w stanie stłumić rosyjskiego ognia artyleryjskiego. Wyglądało na to, że gaz nie dotarł do pozycji artyleryjskich. Trudno było określić rozmiar strat wroga spowodowanych przez nasz gaz. Dowódcy patroli meldowali, że widzieli dużą liczbę zabitych w Sośni, w liczbie około 80-100, ale straty te nie wynikały z użycia gazu, lecz pochodziły od niemieckiej artylerii.
Oczywiście nie były to faktyczne straty Rosjan, ponieważ działanie gazu nie jest natychmiastowe, ale zaczyna się dopiero po kilku godzinach, co można było zaobserwować u jeńców, którzy w naszych okopach nad ranem zmarli w męczarniach.
W dziennik wojenny dywizji zanotowano. „Nie można ocenić, czy gaz zadziałałby lepiej, gdyby wzmocniono go dodatkami. Skali rosyjskich strat nie dało się oszacować. W pobliżu Sośni, tj. na siódmym odcinku rosyjskich pozycji zameldowano o 120 zabitych”.
W dzienniku brygady straty rosyjskie szacuje się na 1700 zabitych oraz 1000 zatrutych gazem. Nie sposób powiedzieć, skąd brygada wzięła te dane i na ile są one dokładne. Jednak każdy, kto widział uschnięte liście na drzewach i krzewach na odcinku od Osowca do Moniek podczas natarcia, które miało miejsce około dwa i pół tygodnia później, z łatwością zrozumie te liczby. Rosyjski dezerter, który na krótko przed upadkiem twierdzy zbiegł na pozycje III. Batalionu/L.76, również stwierdził, że straty rosyjskie wynosiły ok. 3000 żołnierzy.
Straty 76. Regimentu wyniosły:
polegli: 1 oficer i 12 ludzi,
ranni: 1 oficer i 50 ludzi,
zaginieni: 1 człowiek,
ranni którzy dostali się do niewoli: 5 ludzi.
Atak gazowy, co zrozumiałe, wyprowadził Rosjan z równowagi, prawdopodobnie dotyczyło to również naszych żołnierzy, choć nie w takim samym stopniu. Nic więc dziwnego, że następnej nocy ponownie nakazano nam być w pogotowiu. Podobno na pozycjach 18. Regimentu Piechoty Landwehry zauważono wyraźne ruchy nieprzyjaciela, a około godziny 23:00 artyleria nieprzyjaciela rozpoczęła ostrzał Białaszewa i „Pozycji B”. Nie doszło jednak do żadnych działań, w związku z czym alarm mógł zostać odwołany wczesnym rankiem.
Dowództwo 8. Armii w dniu 10 sierpnia wydało rozkaz, że atak gazowy ma zostać powtórzony w ciągu najbliższych kilku dni, w wyniku czego natychmiast wznowiono prace, jakie miały miejsce wcześniej, z tą różnicą, że teraz wszystko poszło szybciej i łatwiej. Kilka dni później, dzień 20 sierpnia wyznaczono do wypuszczenia gazu. Wszystkie przygotowania zostały już poczynione, ale w ostatniej chwili atak został odwołany z powodu niesprzyjających warunków pogodowych. Ponieważ obrońcy wysadzili twierdzę zaledwie dwa dni później, atak gazowy nie doszedł do skutku.
12 sierpnia regiment zasiliła nowo utworzona jednostka w postaci orkiestry. Podczas zbiórki wśród żołnierzy zebrano na ten cel 1000 marek, a kolejne 900 marek zebrano podczas zbiórki zorganizowanej przez klosterhauptmanna von Lückena w Schwerinie. Z batalionu uzupełnień regimentu przybył dyrygent i czterech ludzi, którzy przywieźli niezbędne instrumenty i nuty. Każdy batalion dostarczył 10 zdolnych muzyków do nowej jednostki.
W ostatnich dniach przed upadkiem twierdzy niemieckie pozycje wciąż znajdowały się pod silnym ostrzałem artyleryjskim. Wyraźnie było widać, że wróg jest podenerwowany. Powodem tego były duże postępy ofensywy na odcinkach położonych dalej na południe. Garnizon twierdzy Osowiec był zagrożony atakiem od tyłu i odcięciem. Rosyjska artyleria nie miała innego wyjścia, jak tylko opuścić twierdzę i wycofać się jak najszybciej. Ale tak jak słońce świeci szczególnie gorąco przed zachodem, Rosjanie również chcieli pokazać swoją siłę w ciągu tych ostatnich kilku dni. Być może mieli również zbyt duże zapasy amunicji, których nie mieli jak ze sobą zabrać podczas odwrotu. Na drodze z Łomży do Osowca zaobserwowano wzmożony ruch, co pozwalało wnioskować, że Rosjanie przygotowują się do odwrotu. Aby się o tym przekonać, 17 sierpnia o godzinie 22:00 patrol wysłany w kierunku Sośni miał oddać kilka salw, aby ustalić, czy pierwszoliniowe okopy są nadal obsadzone. W rezultacie nie tylko rosyjska piechota, ale także artyleria otworzyła silny ogień. Okop na długości 15 metrów na „Pozycji C” został tej nocy całkowicie zniszczony.
Ponieważ sąsiedni 18. Regiment Piechoty Landwehry musiał oddać dwa bataliony w celu wsparcia natarcia na odcinku dalej na południe, 19 sierpnia nastąpiła zmiana na pozycjach. Musieliśmy przejąć pozycje czterech kompanii 18. Regimentu na naszym lewym skrzydle, a w zamian przekazaliśmy „Pozycje A i B” 75. Regimentowi
Następnego dnia, 20 sierpnia, 12. Kompania/L.76 powróciła do swojej jednostki. Słusznie uznaliśmy to za znak, że wkrótce rozpocznie się natarcie.
Rozdział 11 (fragment)
Natarcie z Osowca nad Berezynę
Autor: Heinrich Holsten
…
W dniu 22 sierpnia przyszło nam ostatecznie zdobyć twierdzę. W ciągu dnia piechota nieprzyjaciela prowadziła lekki ostrzał ze swoich okopów, a pod wieczór aż do 20:30 trwał ożywiony ostrzał artyleryjski. Potem na chwilę zapadła dziwna, uderzająca cisza. Wkrótce, krótko przed godziną 21:00 okolicą wstrząsnęły potężne eksplozje. Jako pierwszy na ciemnym, wieczornym niebie pojawił się słup ognia nad Fortem III, który znajdował się daleko po prawej stronie.
Potem przyszła kolej na pozostałe forty znajdujące się dalej na północ. Wkrótce w różnych miejscach pojawiły się pożary i jeszcze kilka razy słyszeliśmy potężne eksplozje. Patrzyliśmy na to wszystko z naszych pozycji i z wielkim zainteresowaniem przyglądaliśmy się tym makabrycznym, pięknym widokom. Nasza artyleria była w pogotowiu i rozpoczęła ostrzał, aby zadać jak najwięcej szkód Rosjanom, którzy wysadzali i wycofywali się z twierdzy. Dowódca regimentu niedługo później wydał rozkaz wysłania czterech wzmocnionych patroli, aby te ruszyły się w kierunku Sośni, wzgórza 119 i umocnień piechoty. Około godziny 22:00 nadszedł meldunek, że Rosjanie opuścili swoje pozycje. 6. Kompania/L.76 dokonała rekonesansu brodu na południowy wschód od Sośni, a 12. Kompania/L.76 mostu przy Forcie II znajdującego się pomiędzy 2. i 3. Baterią. Patrol 12. Kompanii ruszył także w kierunku umocnień w centrum, które również okazały się wolne od nieprzyjaciela.
O godzinie 3:00 nad ranem bataliony ruszyły ze swoich pozycji. III. Batalion/L.76 pomaszerował przez most, który 12. Kompania uznała za przejezdny, a I. Batalion/L.76 przeszedł po nim niedługo później. 5. i 6. Kompania II. Batalionu/L.76 w nocy zajęły Sośnię, a rano około godziny 7:00 jednostki batalionu ruszyły do Fortu III” przez most na Biebrzy, który zbudowali pionierzy. Przez kilka godzin jednostki regimentu stacjonowały w ruinach twierdzy i na pozycjach wokół, podziwiając wielkie betonowe bloki, które rozrzuciło daleko podczas wysadzania.
I. Batalion/L.76 został następnie wysunięty do przodu w celu obsadzenia drogi do Moniek. Oddziały batalionu zajęły pozycje przy drodze aż do koszar w Downarach. Po południu jednostki dywizji rozpoczęła natarcie w kierunku Moniek. I. Batalion stanowił awangardę, pozostałe dwa bataliony z przydzielonymi im oddziałami tworzyły główne siły. Kompanie rozproszyły się na prawo i lewo od drogi, ale teren był całkowicie wolny od wroga. Z dziwnymi uczuciami obserwowaliśmy z bliska teren, który tak często widzieliśmy w lornetkach z naszych stanowisk obserwacyjnych. Okazało się, że roślinność bardzo ucierpiała od naszego ataku gazowego.
Na stację kolejową i do Moniek dotarliśmy dość zmęczeni. Odzwyczailiśmy się od marszów, a dawno nie noszone tornistry wydawały się bardzo ciężkie. Zlani potem leżymy na otwartej przestrzeni wśród innych kompani. Na początku zdawało się, że wszyscy są martwi, ale stopniowo żołnierze wracają do życia, do czego jeszcze bardziej zmotywowały nadjeżdżające kuchnie polowe. Jemy, a potem żołnierze rozkładają się na placu. Nagle rozpoczęła się wściekła strzelanina. Wybucha ogromna panika. Nasi ludzie boją się ataku, bez rozkazu doskakują do karabinów, zaczynają strzelać, inni żołnierze wyrywają im karabiny, konie szaleją i galopują przez plac ciągnąc kuchnie, oficerowie krzyczą, przeklinają i próbują zaprowadzić porządek, ale w tym chaosie nic nie osiągają, aż jeden z nich wpada na pomysł, by odśpiewać hymn narodowy. Emocje stopniowo opadają, a ponieważ nic więcej się nie dzieje, karabiny są ponownie składane w kozły, a oficerowie badają przyczynę zamieszania. Okazuje się, że patrol z 10. Dywizji Landwehry, znajdującej się po naszej prawej stronie, chciał nawiązać kontakt z naszą dywizją. Natknęli się na nasze posterunki i myśląc, że to Rosjanie, otworzyli do nich ogień. Leutnant, dowódca patrolu, który dopiero niedawno dołączył do oddziału, padł zastrzelony. Zrobiło się dość późno, kiedy zajmowaliśmy kwatery na stacji kolejowej w Mońkach i we wsi. II. Batalion/76 rozłożył się obozem w koszarach Świerzbienie, które stały w ogniu. Noc minęła spokojnie.
Następnego ranka obudziliśmy się już o godzinie 5:00. Oddziały brygady wymaszerowały o godzinie 6:40 w dwóch kolumnach w kierunku północno-wschodnim. Lewą kolumną dowodził graf Büdingen, dowódca 75. Regimentu Piechoty Landwehry. Znajdował się w niej nasz III. Batalion/L.76. Pozostałe dwa bataliony znajdowały się w prawej kolumnie, którą dowodził oberst Freiherr Seutter. III. Batalion/L.76 maszerował tego dnia przez Hornostaje, Pyzy, Zyburty, Łupichy, Bagno, Starowolę, Romejki do Bobrówki. Zadaniem kolumny było wsparcie natarcia 70. Brygady.
I z tego powodu trasa wiodła łukiem. Borchers opisał w swoim dzienniku wrażenie, jakie wywarła na nas okolica i jej mieszkańcy: „Okolica jest pofałdowana i piękna. Pola były pełne rosnących zbóż, a pastwiska pełne zwierząt gospodarskich, zwłaszcza koni. Wioski są duże, zadbane i przyjazne, a ludzie mili. Noszą oni futrzane obszerne stroje. Kobiety chodzą boso. Witają nas przyjaźnie, przynoszą wodę i owoce”. Wieczorem III. Batalion stanął na odpoczynek we wsi Bobrowce i przez całą noc nie był niepokojony przez nieprzyjaciela.
Doświadczenia I. i II. Batalionu/L.76 były zupełnie inne. Kolumna natknęła się na wroga w pobliżu wsi Łupichy i pluton 6. Kompanii/L.76 otrzymał rozkaz zajęcia wzgórza 179 znajdującego się na południe od lasu. W międzyczasie nieprzyjaciel bez większego oporu opuścił swoje pozycje pod ostrzałem artyleryjskim. Następnie kontynuowano natarcie przez Szpakowo i Starowolę, by osiągnąć wschodni skraj zagajnika, który znajdował się 2 kilometry na zachód od Kamionki. Zagajnik był wolny od wroga, ale wkrótce odkryto, że Kamionka jest nadal obsadzona przez Rosjan. Oddziały II. Batalionu/L.76 otrzymały rozkaz zajęcia wioski. 7. Kompania została rozmieszczona naprzeciwko północnej części wsi, 6. Kompania południowej, a 5. Kompania miała uderzyć w centrum wioski.
Atak rozpoczął się o godzinie 19:30 wieczorem. Piechota i karabiny maszynowe otworzyły ogień i ruszyły naprzód. Odpowiedź ze strony Rosjan była słaba i wkrótce całkowicie wycofali się po tym, jak tylko trzy eksplozje zniszczyły most na rzece Brzozówka. O 20:30 wioska została zdobyta, a II. Batalion/L.76 wysunął się na wzgórza znajdujące się na zachód od Brzozówki. Rosjanie przywitali nadchodzące oddziały batalionu silnym ogniem z rozbudowanych pozycji polowych na przeciwległym brzegu, tak że część oddziałów musiała się wycofać. Dowódca 8. Kompanii, leutnant Rust, udał się w nocy z patrolem w kierunku wysadzonego mostu, aby osobiście rozpoznać teren. Został postrzelony w głowę i zmarł na miejscu, a kolejny żołnierz z patrolu został ciężko ranny. Ostrzał z obu stron rzeki trwał przez całą noc. Tego dnia I. Batalion/L.76 zajął wzgórze 193 znajdujące się na północ od Kamionki i okopał się tam.
W dniu 25 sierpnia regiment nie uczestniczył w działaniach bojowych. Dzień wykorzystano na rozpoznanie pozycji nieprzyjaciela rozmieszczonych na odcinku Brzozówki. Okazało się, że wzgórza wokół wsi Korycin, leżącej po drugiej stronie Brzozówki, są silnie obsadzone. Rozpoznano tam cztery ciężkie i sześć lekkich dział, które ostrzeliwały nasze pozycje już od 5:30 rano. Według doniesień, pas bagien Brzozówki miał 400-500 metrów szerokości, a sama rzeka 30 metrów szerokości. Nieprzyjacielski balon na uwięzi znajdował się 6 km na wschód od Suchowoli, a kolejny w pobliżu Janowa.
Ponieważ wzgórza na zachód od rzeki znajdowały pod ciężkim ostrzałem rosyjskiej artylerii, 11. Dywizja Landwehry, która została rozciągnięta na odcinku około 15 kilometrów od Karpowicz do Kamionki, była w stanie przerzucić jedynie małe oddziały przez Brzozówkę. Tak było pod Kamionką, Skindzierzem i Suchowolą, ale wieczorem 25 sierpnia główne siły dywizji nadal znajdowały się na zachód od rzeki. III. Batalion/L.76 przez cały dzień pozostawał w gotowości bojowej w Bobrówce, ale wieczorem powrócił do swoich kwater. Pozostałe dwa bataliony kontynuowały rozbudowę swoich pozycji. Było jasne, że na następny dzień zapowiada się przeprawa przez Brzozówkę, a tym samym prawdopodobnie zacięte walki.
II. Batalion/L.76 z 8. Kompanią na czele przeprawił się przez Brzozówkę o 6:45 26 sierpnia i zajął wzgórze 139 na przeciwległym brzegu (2 km na południowy zachód od Korycina). Dwie godziny później na wzgórze dotarła 5. Kompania, która była w rezerwie. W ciągu dnia poszerzono zdobyty teren na północ od wsi Korycin i tym samym nawiązano połączenie z I. Batalionem/L.76, który przekroczył Brzozówkę pod Mielnikami.
Próba zdobycia Korycina przez I. Batalion/L.76 nie powiodła się, ponieważ kompanie znalazły się pod niezwykle ciężkim ostrzałem artyleryjskim na przedpolu, jak i wewnątrz miejscowości. Niemniej jednak, północne i wschodnie obrzeża Korycina zostały zajęte, a styczność z II. Batalionem/L.76 została nawiązana na południe od wsi, na terenie grzebalnym [możliwe ze chodzi o cmentarz żydowski].
Odcinek rzeki Brzozówka został w ten sposób sforsowany w ważnym punkcie, ale 70. Brygada Landwehry napotkała silny opór dalej na północ w pobliżu wsi Skindzierz. Aby przyjść jej z pomocą, oddziały grafa Büdingena zostały skierowane w kierunku wioski Kumiała. Na tym odcinku musiały jednak przekroczyć Brzozówkę w bardzo niesprzyjającym miejscu. Rzeka Kumiałka wpada tam bowiem do Brzozówki pod ostrym kątem z prawej strony. Ten odcinek rzeki jest szczególnie trudny do przekroczenia, ponieważ spotykają się dwie doliny rzeczne, a ponadto wzgórze 135 na wschodnim brzegu podchodzi do doliny i całkowicie nad ją dominuje.
Rosjanie mieli na wzgórzu niezwykle silnie obsadzoną pozycję, więc najkorzystniej byłoby dla oddziałów niemieckich obejść to miejsce z prawej i lewej strony. Ale ponieważ, jak wspomniano powyżej, 5. Regiment Landwehry utknął w pobliżu Skindzierza, nie było wyboru i trzeba było uderzyć na Kumiałę. 75. Regiment miał przeprawić się przez Kumiałkę pod Mielnikami, które znajdują się już na wschód od Brzozówki, a III. Batalion/L.76 miał podążać po lewej stronie przez rozległe bagno, gdzie spotykają się dwie rzeki. Punktem wyjścia dla III. Batalionu była wieś Krzywa. Już podczas marszu w kierunku trawiastej doliny kompanie dostały się pod ostrzał artyleryjski, ale po pokonaniu nierównego terenu weszły w zarośla bagien rzeki Brzozówki, gdzie żołnierze częściowo skryli się przed obserwatorami artyleryjskimi. Po dłuższym odpoczynku 12., 9. i 10. Kompania/L.76 otrzymały rozkaz rozwinięcia się do ataku. Jednak manewr ten można było przeprowadzić stopniowo, ponieważ kompanie mogły przemieszczać się tylko w małych grupach z powodu silnego ognia artyleryjskiego.
10. Kompania/L.76, która poruszała się po lewej stronie, była prawdopodobnie najbardziej narażona na ostrzał. Z wielkim wysiłkiem, trzy kompanie (11. Kompania została w zaroślach jako rezerwa) przedostały się jak najbliżej rzeki i otworzyły ogień w kierunku wzgórza 135 przed nimi. Jednak Rosjanie nie tylko skierowali swoją artylerię na nacierający III. Batalion/L.76, ale także rozpoczęli morderczy ogień piechoty i karabinów maszynowych ze wzgórza 135. Dobrze się stało, że nasze dowództwo doceniło powagę tego starcia i już przed godziną 12:00 podciągnęło na pozycje kilka baterii (w tym ciężkie haubice), które teraz systematycznie orały wzgórze swoimi pociskami. Wyraźnie widzieliśmy, jak w powietrze leciały belki schronów, karabiny, elementy umundurowania, a nawet części ludzkich ciał.
Niemiecka artyleria strzelała nieprzerwanie od około 15:00 do 19:00. Wioska Kumiała również została wzięta pod ostrzał i wkrótce cała stała w ogniu. Wyraźnie widzieliśmy Rosjan opuszczających wzgórze 135 i wierzyliśmy, że będziemy w stanie zająć pozycje wroga jeszcze tego dnia.
10. Kompania/L.76 próbując przekroczyć rzekę poniosła tak ciężkie straty, że musiała zawrócić. W międzyczasie, pomimo niemieckiego ciężkiego ostrzału artyleryjskiego, wzgórza zostały ponownie obsadzone przez silne oddziały rosyjskie, a ogień karabinów maszynowych, który częściowo zduszono, znów stał się bardziej intensywny. O godzinie 19:00 dowódca brygada wydał rozkaz zaprzestania walki. Żołnierze pozostali na swoich pozycjach i w ten piękny letni wieczór przeżyli spektakl podobny do tego, którego byli świadkami kilka dni wcześniej, gdy wysadzono w powietrze twierdzę Osowiec. Płonęły prawie wszystkie domy w wiosce Kumiała, która rozciągała się nad rzeką, a czerwona pożoga mocno wyróżniał się na tle zielonej trawiastej doliny przed nimi i ciemnego wieczornego nieba w tle. Liczne pochodnie oświetlały również makabryczne pole bitwy po niemieckiej stronie rzeki, gdzie sanitariusze zbierali poległych.
Straty w tym dniu były następujące:
Polegli Ranni Zaginieni
I. Batalion 17 41 6
II. Batalion 1 - 4
III. Batalion 21 99 2
39 140 6
(Wśród nich: polegli leutnant Meyerhoff z 4. Kompanii/L.76 i leutnant Geil z 10. Kompanii/L.76. Ranni, leutnant Haffner z 2. Kompanii/L.76, leutnant Martin z 2. Kompanii/L.76, leutnant Topp z 10. Kompanii/L.76.)
10. Kompania ucierpiała najbardziej tego dnia pod Kumiałą, tracąc ponad połowę swoich sił.
W swoim dzienniku wojennym dywizji dowództwo doceniło znaczenie ataku na Kumiałę w następujący sposób:
„Dzięki zdobytym przez III. Batalion/L.75 i III. Batalion/L.76 terenom, 5. Regimentowi Piechoty Landwehry udaje się zdobyć Skindzierz. To z kolei ułatwia 18. Regimentowi Piechoty Landwehry posuwanie się naprzód. Pomimo silnego ognia rosyjskiej artylerii i piechoty, I. Batalion/L.18 osiągnął pozycje w miejscu, gdzie grobla drogi Karpowicze-Suchowola styka się z rzeką Olszanka. Oberleutnant landwehry Horn, dowódca 1. Kompanii, zginął, a hauptmann rezerwy Metzger, dowódca I. Batalionu/L.18, został ciężko ranny”.
Z powyższej notatki można wyciągnąć wniosek, że 18. Regiment był również zaangażowany w starcie z 26 sierpnia, podczas którego poniesiono ciężkie straty.
Następnego ranka obserwatorzy III. Batalionu/L.76 zauważyli, że wzgórze 135, o które toczyły się ciężkie walki i wioska Kumiała zostały opuszczone przez wroga. W rezultacie przekroczyliśmy rzekę, na spokojnie obejrzeliśmy miejsce makabrycznego starcia i zdaliśmy sobie sprawę, jak celnie i skutecznie niemiecka artyleria ostrzelała wzgórza. Duża część okopów i ziemianek została zaorana, a Rosjanie nie byli w stanie pochować wszystkich ciał. Wielu poległych wciąż leżało rozrzuconych na wzgórzu i we wsi Kumiała. III. Batalion rozstawił zabezpieczenia na różnych kierunkach, ale poza tym zadbał o potrzeby ciała i prowiant. Za Kumiałką znaleziono sporo zapasów, zwłaszcza owoców.
I. i II. Batalion/L.76 były w pogotowiu od wczesnych godzin rannych i miały za zadanie utrzymywać kontakt z wrogiem. Do tego celu wyznaczono 7. Kompanię, która rano o godzinie 8:00 wyruszyła do Janowa i Sidry. Pozostałe kompanie obu batalionów udały się trasą przez Mielniki, Kumiałę, Zagórze, Skindzierz do Brzozowa, gdzie zajęły miejscowe kwatery. III. Batalion/L.76 pozostał w Kumiale.
W kolejnych dniach bez przeszkód posuwaliśmy się na przedpola twierdzy Grodno. Ponieważ na tym odcinku nie było walk z dużymi stratami, mogliśmy w pełni delektować się urokliwym krajobrazem w jesiennej szacie. Opis tego pięknego regionu można przeczytać w pamiętniku:
„Niektóre tereny, przez które się przemieszczaliśmy, były bardzo malownicze. Najróżniejsze krajobrazy w szybkim tempie przewijały się przed naszymi oczami: długie, dobrze prosperujące rolniczo wioski, wysokie kościoły, w większości nowo wybudowane, niektóre nazbyt wyniosłe w otoczeniu drewnianymi chałup, typowo polskie majątki ze zniszczonymi budynkami i stylowymi małymi pałacami, których dekoracyjne sale z przegniłymi parkietami i ozdobnymi wysokimi kominkami świadczyły o dawnym luksusie, idyllicznie położone i zmyślnie zaprojektowane parki, które stopniowo zarastały, pradawne lasy, które nie zostały jeszcze dotknięte siekierą i w których leżały martwe olbrzymy częściowo gnijąc na ziemi, częściowo wyciągając jak duchy swoje kruche pnie z nagimi gałęziami ku niebu. W błękitnej oddali niektóre rejony przypominały piękne górskie krajobrazy środkowych Niemiec, podczas gdy inne wyglądały prawdziwie rosyjsko z dziwną mieszaniną bagien i nagich wydm. Ludność, złożona wyłącznie z Polaków, jedynie w kilku miejscach wymieszana z Litwinami, zdawała się być nawet bardziej przyjazna dla Niemców niż ta w pobliżu granicy Prus.
Nad wszystkim jednak unosił się niszczycielski duch rosyjskiej armii, która zmuszona do odwrotu, zachowywała się szczególnie bezwzględnie. Wieczór po wieczorze, ku niebu strzelały pożogi ognia, wyznaczając linię odwrotu rosyjskich jednostek. Z zachodzącym na zachodzie słońcem, które barwiło niebo na czerwono, a na wschodzie blada poświata księżyca rywalizowała o dominację z jasnymi kolorami płonących wiosek. Tworzyło to niezwykłą iluminację” (Hauptmann Freiherr von Heintze).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz