niedziela, 1 września 2019

Mała wojna, część 3: Kapelan


Notatki ze wspomnień Kapelana Polowego 75. Rezerwowej Dywizji.

Krew młodych bohaterów

Można było się spodziewać, że Rosjanie nie zaakceptują tak łatwo klęski w bitwie zimowej nad jeziorami mazurskimi, szczególnie, że za plecami mieli wielki rosyjski pas forteczny: Olita - Grodno - Osowiec - Łomża - Ostrołęka, na rzekach Niemen – Biebrza – Narew.
Posiadali także wystarczająco duże rezerwy, aby przeprowadzić nową ofensywę i ponownie odrzucić armię niemiecką. Przez Biebrzę pomiędzy Grodnem a Osowcem Rosjanie przerzucali spore siły. Musiano więc ich powstrzymać i odepchnąć.
W tym celu wybrano 75. Rezerwową Dywizję Piechoty, która była ostatnią rezerwą 10. Armii. Dywizja dostała podwójne zadanie. Miała odrzucić atakujących Rosjan za Biebrzę i uchwycić przyczółek po drugiej stronie rzeki, aby można było wyprowadzić atak na tyły całego pasa fortecznego.
Pierwsze zadanie wykonano, drugie nie było jeszcze wtedy możliwe.
Wszystko ma swój czas.
Zadanie udało się wykonać dopiero w lipcu i sierpniu, przy czynnym udziale 75. Rezerwowej Dywizji Piechoty.
W lutym jednak miały miejsce zażarte walki o wsie Czarniewo i Jaminy nad Biebrzą. Nasz 251. Regiment szturmował Jaminy i odrzucił wroga z powrotem nad Biebrzę, nasz 250. Regiment zdobył Czarniewo. Oba regimenty wspierały nasze Regimenty Artylerii Polowej. 55. i 57.
Regiment 249. w tych dniach podlegał 8. Armii i pomaszerował na południe.
Dwa obrazy z walk, Czarniewo i Jaminy: Czarniewo zdobyto nocą, a przednie oddziały 250. Regimentu dotarły aż na brzeg Biebrzy.
III Batalion 250. Regimentu otrzymał rozkaz z dywizji, by uchwycić przyczółek na drugim brzegu Biebrzy, by dywizja mogła rano przejść na drugą stronę.
Cztery małe strumienie biegły równolegle do głównego nurtu rzeki, mosty nad nimi jednak zostały zerwane przez Rosjan podczas odwrotu. Z głównego mostu nad Biebrzą, o długości około 80 metrów, również zerwano przęsła na długości 30 metrów od naszej strony brzegu, tylko filary zostały.
Niedługo później do III Batalionu dołącza 75. Kompania Pionierów.
Cztery kompanie III Batalionu pracują gorączkowo, w pełnej ciszy i szybko, aby zapewnić materiał na most. Pionierzy składają mosty, kawałek po kawałku. Na czterech strumieniach mosty odbudowano. Teraz praca idzie na głównym moście. . . Materiał dostarczono. Trwa przerzucanie przęseł nad filarami … Kompanie są gotowe. Każda na swoich pozycjach, zna rozkazy. 10. Kompania idzie pierwsza. Bateria z 55. Regimentu Artylerii Polowej czeka w pogotowiu we wsi. A ponieważ zdobycie wsi Czarniewo i dotarcie do zniszczonych mostów odbyło się w nocy, nikt nie zna sytuacji na rosyjskim brzegu.
O 5:30 rano Rosjanie otwierają piekielny ogień ze wszelkiej broni palnej. 10. Kompania ze swoimi pionierami oraz 75. Kompania Pionierów zostają zaskoczeni na moście i przy moście, przed sobą i pod sobą mają rzekę, za sobą otwarty teren, gdzie każdy kto próbuje uciekać, znajduje śmierć! Pozostałe trzy kompanie zaległy w dolinie Biebrzy, bez możliwości okopania się w bagiennym podmokłym podłożu. Bateria z 55. Regimentu Artylerii Polowej otwiera ogień, ale szybko zostaje rozbita przez wrogą artylerię. Pięć kompani znalazło się w środku piekła.
Od tych strasznych godzin nie było wiadomo, gdzie podział się Richard Fath z 10. Kompanii 250. Regimentu, który tak radośnie powitał mnie na Heubergu. Zaginął! - Za ojczyznę oddał swoją młodą krew! - Co ci młodzi ludzie dla nas wycierpieli!

Richard Fath z 10. Kompanii 250. Regimentu


Następnego dnia, we wsi Jaminy, zebrałem na krótką modlitwę ku czci poległych resztki 75. Kompani Pionierów, która straciła wszystkich oficerów. To trwało ledwo kwadrans, ale tych niewiele słów, które wówczas padły mówiło wszystko. Żar był w naszych oczach i sercach!
**
Tej nocy, z 24 na 25 lutego, przyjechałem do wsi Wrotki, trzy kilometry od wsi Jaminy. Prawie wszystkie domy były pełne rannych z 251. i 55. Regimentu.
Ranny z 55. powiedział mi:
"Pastorze, Köllner jest ciężko ranny. Jeśli go tu nie ma, to może jest we wsi Jaminy, jeżeli jeszcze żyje."
Kim był Köllner? Osiemnastoletni ochotnik, syn pastora z Köndringen. Kiedy trwała mobilizacja, nikt nie zdołał go utrzymać w szkolnych ławach.
Wstąpił na szkolenie do 66. Regimentu Artylerii Polowej, po szkoleniu pojechał do Francji, a stamtąd do Heubergu, do naszego 55. Regimentu Artylerii Polowej, w czasie gdy powstawała nasza dywizja. W Schwenningen przywitałem go w kościele i przed wymarszem udzieliłem mu komunii.
Poszedłem go odszukać. Odwiedziłem wszystkich rannych we wsi Wrotki i około godziny 2:00 rozglądałem się za kwaterą, ale wszystko było zajęte, więc razem z moim kolegą Stump'em skorzystaliśmy ze stodoły, gdzie przynajmniej znaleźliśmy słomę. Rano udaliśmy się do wsi Jaminy, ze sztywnymi, zmarzniętymi nogami. Pole bitwy wciąż było pełne martwych Rosjan i żołnierzy 251. Regimentu!
Natychmiast udaliśmy się na główny plac przy drewnianym kościele z dwoma wieżami.
"Masz tu rannego strzelca Köllnera?",
zapytałem głównego lekarza.
"Tak, powinien być przy tamtym filarze."
Był tam. Leżał na noszach z podniesioną głową. Nie widział jak nadchodzę, dopóki się nad nim nie pochyliłem i nie chwyciłem jego zimnych rąk. Nie mógł mówić. Był ranny w głowę.
Dostał postrzał pod uchem. Podniebienie i szczęka rozbita, brakowało języka. - Ale oczy mu rozbłysły, gdy mnie zobaczył i usłyszał! W końcu widział znajomą twarz, która w pełni rozumiała jego niemy ból!
- Bądź pewny Wilhelmie, zostanę z tobą teraz i będę w pobliżu, tak długo jak będę mógł.
Próbowałem lepiej ułożyć mu głowę, przykryłem kocem. Następnie napisałem do jego rodziców i przeczytałem mu. Później musiałem iść do innych leżących wewnątrz i na zewnątrz kościoła.
Nagle...
gdy byłem w sąsiednim budynku, granat uderzył w kalenicę dachu kościoła.
Nastąpił głośny huk i rumor spadających elementów. Ranni są mocno zaniepokojeni. Może się zdarzyć, że bombardowanie trwa nadal, a ranni pod ogniem ostrzału nie zachowują się jak zdrowi, ponieważ nie mają poczucia, że mogą się jeszcze uratować.
Biegnę z sąsiedniego domu, w którym akurat przebywałem, do kościoła, gdzie przy filarze przebywa Wilhelm Köllner.
Główny lekarz wydał już rozkaz ewakuacji. Przenosimy Köllner na drugi koniec wioski, do części która nie jest pod ostrzałem. Stan Wilhelma jest stabilny, więc wracam po innych.
W domu obok znalazł się Hauptmann Bethecke z 4. Kompanii 251. Regimentu - postrzelony w brzuch, umierający! Major von Graeve z III Batalionu 251. Regimentu, ciężko ranny.
Hauptmanna von Knobelsdorf z 10. Kompanii 251. oraz głównego weterynarza Dr. Kaeser z II Dywizjonu 55. Regimentu Artylerii Polowej pochowaliśmy obok kościoła, wśród całego szeregu innych grobów!
Wszystkie domy są pełne rannych …
Tej samej nocy byłem jeszcze we wsi Wrotki, gdzie też było pełno rannych. O świcie wróciłem do wsi Jaminy.
Wilhelm Köllner jest na tyle silny, że jest w stanie napisać pozdrowienia w liście do rodziców! - Hauptmann Bethecke zmarł. Znalazł swoje miejsce spoczynku wśród towarzyszy obok kościoła.
Płonie część wsi Jaminy, która do tej pory została oszczędzona. Artylerzyści rozgrzewający się przy ogniskach nie upilnowali ognia, wiatr rozrzucił iskry na strzechy. Drewniane domy i słomiane dachy palą się jak pochodnie. Z wielkim wysiłkiem wydostajemy stamtąd rannych i przenosimy ponownie do kościoła.
Wilhelm Köllner ponownie ulokowany zostaje w słomie i na kocach za filarem. Lekarz ma nadzieję, że uda się go uratować, ponieważ nie wystąpiła gorączka, a podstawa mózgu nie została uszkodzona. Teraz trwają próby nakarmienia go.
Mówię mu: Bóg z Tobą, w nadziei, że Bóg będzie z nim wczesnym rankiem i być może pomoże w transporcie na zaplecze frontu.
O 2:00 w nocy, gdy znalazłem ciepły kącik i miałem się już ulokować do spania na świeżej słomie, nadszedł rozkaz wymarszu. - Nasza dywizja zostaje zastąpiona przez 76. Rezerwową Dywizję, a próba forsowania Biebrzy odwołana.
Dywizja zostaje przydzielona do 8. Armii na prawe skrzydło jako rezerwa i wyrusza przez Rajgród, Grajewo, Szczuczyn do Kolna, ponieważ w okolicach Serafina, Łomży i Ostrołęki zauważono duże formacje rosyjskie.

Dopiero po kilku tygodniach, dowiedziałem się, że Wilhelm Köllner nie wrócił do domu.
Dzień po naszym nocnym wymarszu zmarł we wsi Jaminy i spoczywa na cmentarzu przy kościele, w którym go pielęgnowałem.
- Krew młodego bohatera! -
Chciał ustawić dla swojego kapitana lornetę artyleryjską na wysuniętej pozycji i wtedy otrzymał śmiertelną ranę... Obowiązek przede wszystkim, tak myśleli ci młodzi ochotnicy. I ojczyzna, którą kochali aż do śmierci. - Nie zapomnimy o nich, nie zapomnimy o tobie! —
* *
Po zaciętych walkach pod Serafinem, Lipnikami i Tartakiem nad Szkwą, ofensywa Rosjan zatrzymała się, a walki manewrowe, które do tej pory utrzymywały nas w ciągłym napięciu, zamarły, przeszły w fazę wojny pozycyjnej.
W połowie marca nasze pozycje na froncie zostały wzmocnione, front przebiegał od wsi Tartak/Klimki przez Lipniki na zalesione szczyty wsi Łyse i wzdłuż bagien Serafin do Pupkowizny. Jedynie zalesione wzgórze 131 było wysuniętą umocnioną pozycją obronną.
Sztab Regimentu stacjonował we wsiach Lipniki i Łyse, sztab Brygady piechoty i artylerii we wsi Łyse, sztab Dywizji we wsi Dęby. Transport, prowiant, szpitale polowe itp. w okolicznych wioskach. Stan ten trwał od początku marca do połowy lipca. W lipcu przełamano rosyjską obronę, a ofensywa zatrzymała się dopiero nad jeziorem Narocz, 150 km na od Wilna.
* *
Wzgórze 131 niedaleko Serafina znał każdy żołnierz 75. Dywizji. Było ważnym punktem na pozycjach obronnych dywizji i przedmiotem zażartej rywalizacji obu stron tegoż odcinka frontu. 8 marca 1915, wykorzystując ciemności, na długo przed świtem, Rosjanie zaatakowali przeważającymi siłami i wyparli stamtąd II Batalion 250. Regimentu. Jednak pełne opanowanie i reakcja dowódcy batalionu, majora Leo sprawiła, że batalion szybko się przegrupował i wyprowadził kontratak. Odbito wzgórze, biorąc 300 jeńców.
Dziewięć dni później było gorzej. Wtedy to Rosjanie atakowali jeszcze większymi siłami. Uderzyli o 2:00 w nocy i zaskoczyli oddziały 251. Regimentu. Tym razem, by odebrać wzgórze, zaangażowano pozostałe bataliony tegoż regimentu oraz oddziały 249. Regimentu. Wzięto 750 jeńców, ale nasze straty, poległych i rannych również były ogromne. Nigdy później nie widziałem pola bitwy, gdzie tyle trupów leżało na tak małej przestrzeni, jak tutaj.
To, co mnie szczególnie poruszyło, to fakt, że nasi polegli to byli głównie żołnierze najnowszych uzupełnień. Wieczorem 16 marca, 251. Regiment otrzymał świeże uzupełnienia. Nowych żołnierzy zakwaterowano we wsi Łyse. Młodzi ludzie, zmęczeni długim transportem, prawie nie zdążyli się położyć na odpoczynek gdy ogłoszono alarm!
- Niebezpieczeństwo przełamania naszego frontu było tak duże, że 251. rzucił do walki wszystko co miał, tak jak i 249. Regiment.
Nocna walka jest przerażająca sama w sobie, a nocna walka w lesie podwójnie. Świeża krew musiała wejść do tego kotła czarownic! - Ich dusze zostały tam skażone!
- Pomogłem zebrać poległych. Złożyliśmy ich na cmentarzu parafialnym w Łysych, wśród nich sześciu oficerów z 251. Regimentu.
Rosjan pogrzebaliśmy na miejscu, w zbiorowej mogile. Jednak wielu zabitych Rosjan musiało poczekać na pochówek, aż nie zostały naprawione zasieki z drutu kolczastego. Ich odwaga i śmierć zasługują na najwyższe uznanie.

"Siegesallee" in Lipniki


Ulicę w Lipnikach prowadzącą w kierunku wzgórza 131 nazywano „Aleją Zwycięstwa", ponieważ tylko wysokie kominy spalonych domów stały przy niej po prawej i lewej stronie. Rosyjskie pozycje były bardzo blisko i wskazane było odrzucić Rosjan dalej, szczególnie że ich stanowiska były położone trochę wyżej od naszych.
Zadanie to przypadło 249. Regimentowi w dniu 26 marca 1915. W szybkim i zuchwałym ataku zdobyli oni okopy rosyjskich pozycji.
Rosjanie ściągnęli jednak spore posiłki i dalsze natarcie stało się niemożliwe, chyba że kosztem większej daniny krwi. Nocą regiment oderwał się od przeciwnika i wrócił na stare pozycje.
Rozkaz odwrotu nie dotarł tylko do 2. Kompanii pod dowództwem Hauptmanna Fitzer'a, która w ataku posunęła się najdalej w głąb wrogich pozycji. Wróg miał przewagę, czyli w miarę zbliżania się dnia, nieprzyjaciel mógł zaatakować, a ich czekała zagłada lub niewola.
Ale kapitan Fitzer nie stracił głowy ani odwagi. I uczynił, jak rycerz w balladzie Uhlanda.
"Miał tarczę najeżoną strzałami
i tylko rozejrzał się dookoła szyderczo."

co oznaczało w ówczesnym języku, że nie dbał o wrogi ogień, ale okopał się ze swymi odważnymi ludźmi jak krety, a gdy batalion zaatakował ponownie, przyprowadził z powrotem całą kompanię, prawie w stanie nienaruszonym.
Wkrótce potem zobaczyłem dzielnego Hauptmanna ozdobionego Krzyżem Żelaznym I Klasy i z całego serca cieszyłem się tym.
Oczywiście, radość i cierpienie są zawsze blisko siebie, szczególnie w czasie wojny.
28 marca, obok kościoła w Lipnikach, który oszczędziły pociski Rosjan, gdy granaty powodowały ogromne zniszczenia wokół, pochowaliśmy ofiary ostatnich walk, wśród nich Oberleutnanta Kircher'a, dowódcę 10. Kompanii z 249. Regimentu, ojca czworga dzieci, który był również ojcem swoich żołnierzy.
Tegoż wieczoru napisałem do jego żony o Psalmie 23:4.
(„Choćbym nawet szedł ciemną doliną,
Zła się nie ulęknę, ... „)

Jaką pociechę mielibyśmy, gdybyśmy nie mieli Słowa Bożego! —

Oberleutnant Kircher, dowódca 10. Kompanii z 249. Regimentu i inni żołnierze tej 10. Kompani, którzy polegli w tym dniu.


****
W końcu również Serafin leżący naprzeciwko wzgórza 131, skąd nadchodziły ataki powodujące straty wśród naszych szeregów, został oczyszczony z wrogich oddziałów.
Nastąpiło to w czasie, gdy naczelne dowództwo wykorzystało dywizje znajdujące się po naszej lewej i prawej stronie do walk na dużą skalę, tak aby związać jak największe siły rosyjskie, które mogły być wtedy wysłane w rejon bitwy pod Gorlicami.
W ataku na Serafin, przez który prowadziła tylko wąska, kręta i przejezdna droga, brała udział także nasza Kompania Rowerowa.
Nasi rowerzyści to nowy i zarazem ładnie umundurowany na szarozielono oddział strzelców. "Morch'n Schäää-cher (Jäger)" tak witał ich zawsze nasz dowódca dywizji, Ekscelencja Seybewitz.
Wśród nich był Sanitätsgefreiter tej kompanii nazwiskiem Binswanger, student medycyny z Baden-Baden, wspaniały chłopiec, który jako członek Niemiecko-Chrześcijańskiego Związku Studentów, chętnie pomagał mi przy dokumentacji lub przygotowywaniu nabożeństwa, kiedy wizytowałem kompanię.
Kompania stała w lesie koło wsi Łyse i czekała na rozkaz ataku. Miałem wtedy czas wygłosić im krótką mowę. Gdy nadszedł rozkaz, uścisnąłem mocno rękę Binswanger'a. Wkrótce potem ruszył w kierunku plującego ogniem karabinu maszynowego! —
29 kwietnia pochowałem Binswangera i jego czterech towarzysz, strzelców rowerowych na cmentarzu parafialnym we wsi Łyse.

Polegli w 75. Rezerwowej Kompani Rowerowej, polegli w walkach o wieś Serafin. Pochowani na cmentarzu parafialnym we wsi Łyse.


Przygotowany został dla mnie dokładny raport z tych walk.
Wychodząc z lasu, cała kompania musiała przypaść do ziemi, aby przeczołgać się wąską drogą prowadzącą przez bagna. Podniesienie się oznaczało śmierć. Droga była pod ostrzałem z rosyjskiego karabinu maszynowego.
Binswanger słyszy wezwanie kilka metrów przed sobą: "Sanitariusz, sanitariusz! Ranny! Potrzebna pomoc!” - Binswanger natychmiast rusza do rannego w przodu. Ale, by tam dotrzeć musi wstać. - I.... wstaje! - Prosto w objęcia śmierci.
"Nigdy nie słyszałem, by człowiek modlił się w ten sposób, jak śmiertelnie ranny Binswanger", opowiedział mi później jego towarzysz. "Najpierw głośno, potem ciszej i ciszej... potem ucichł... Zasnął jak dziecko na kolanach matki...”
Chowając go na cmentarzu wiejskim w Łysych, osądziłem go: kto tak umiera, umiera dobrze. Nawet jeśli to wielki żal i ból, jakim jest strata drogiego, zdolnego i młodego człowieka, który był wielką nadzieją swoich rodziców.
I w tym momencie poczułem cudowną moc słów Pawła:
„Połknięta jest śmierć w zwycięstwie.
Gdzież jest, o śmierci, twoje żądło?
Gdzież jest, o piekło, twoje zwycięstwo?
Lecz dzięki niech będą Bogu,
który nam dał zwycięstwo przez naszego Pana Jezusa Chrystusa."

(1 Kor 15).
Dlatego też mogłem napisać do jego ojca: "Przelał młodą krew bohatera, ale odniósł zwycięstwo. My nadal musimy o nie walczyć”. —
______________________________________________________________

Kapelan Polowy 75. Rezerwowej Dywizji - D. Wilhelm Ziegler.


Wielebny D. Wilhelm Ziegler.
Doktor Teologii
Ukończył Wydział Teologiczny Uniwersytetu w Heidelbergu

Od czerni do feldgrau

Telegram z Karlsruhe, 10 stycznia 1915.
"Zostałeś powołany na polowego kapelana dywizji w 75. Rezerwowej Dywizji Piechoty i masz zgłosić się do mnie jutro rano.
Protestancki pastor wojskowy".
Byłem na to przygotowany. Ponieważ już 5 stycznia otrzymałem telegram od prałata D. Schmitthenner'a, aby natychmiast udać się do naczelnej rady kościelnej w Karlsruhe w sprawach duszpasterstwa wojskowego. Prałat poinformował mnie wtedy:
"W tajemnicy formowana jest nowa niemiecka armia, do której ściągani są również rezerwiści z Badenii. Ministerstwo Wojny poprosiło nas o wskazanie pastora z Badenii, którego można by wyznaczyć ma polowego kapelana dywizji. Chcemy zaproponować tą funkcję tobie, o ile się zgadzasz. Jak tylko się zgodzisz, wysyłamy telegram do Berlina, a jutro będziesz już polowym kapelanem 75. Dywizji Rezerwowej."
Nie od razu dałem odpowiedź. W mgnieniu oka, całe moje życie stanęło przede mną, w tym wszystko czego do tej pory dowiedziałem się o wojnie i armii. - Jako młody chłopak wręcz pożerałem opowieści o niemieckich bohaterach, a z rówieśnikami z rodzinnej wsi w zabawie pokonałem smoki i Hunów. A małorolny pan Tobis oraz syn pastora Paul Ludwig, weterani z wojny 1870 byli naszymi bohaterami. Oczywiście, jak skończyłem studia, zostałem żołnierzem i z dumą służyłem Kaisergrenadieren w Heidelbergu. Z ochotą zastępowałem kapelana dywizji w Rastatt, a później pełniłem opiekę duszpasterską w jednostkach garnizonu w Lahr.
6 sierpnia 1914 roku, komendant brygady w Lahr, generał von Koschembahr uścisnął mi rękę na pożegnanie i powiedział: "Drogi pastorze, zaopiekuj się moją żoną i dziećmi. Jeśli nie jest to konieczne to zostań w domu, potrzebujemy tam mężczyzn."
9 sierpnia zginął za ojczyznę, pierwszy dowódca 169. Ersatzbataillons, major Witte, oficer szczególnie mi bliski. A trzy dni później, padł jego następca, major Hofmann. To ja poszedłem do jego rodziny powiedzieć: „Wasz ojciec nie żyje. Zginął za ojczyznę.”

Wszystkie te wspomnienia stanęły mi przed oczami. Myślałem również o mojej żonie i dzieciach. Dlatego też nie od razu odpowiedziałem prałatowi.
Prałat uspokajająco poklepał mnie po ramieniu: "Cóż, drogi kolego, bardzo dobrze rozumiem, że powinien pan mieć trochę czasu do namysłu. Masz czas, odpowiesz mi jutro”.
Te słowa sprawiły, że oprzytomniałem i rzekłem: „Drogi prałacie, nie potrzebuję więcej czasu, przemyślałem wszystko. Jeżeli ojczyzna mnie wzywa w godzinie potrzeby i zagrożenia, nie ma czasu na wątpliwości. Przyjmuję to wezwanie jak od Boga
i moja odpowiedź brzmi:
“Oto jestem, poślij mnie.” (Izajasz 6.8)
Pomodliliśmy się, a później prałat wykonał telefon do głównego dowództwa w Karlsruhe.
9 stycznia 1915 r przyszedł telegram z ministerstwa wojny:
„Natychmiast zmobilizować protestanckiego pastora Zieglera w Lahr jako kapelana polowego 75. Rezerwowej Dywizji i wyposażyć go w odpowiednie fundusze. Proszę podać odpowiedź, kiedy duchowny przybędzie do jednostki”
Moi synowie: dziewięcioletni Hans i trzynastoletni Wilhelm byli podekscytowani, gdy im wszystko opowiedziałem, a Hans natychmiast zapytał, czy dostanę konia i ostrogi! Moja droga żona, choć poruszona, już się pogodziła z losem. Moja rada parafialna miała duże obawy o moje życie, ale trzej weterani z lat 1870/71, bronili mnie słowami: "Pozwólcie mu odejść, wróci zdrowszy niż teraz", a ci doświadczeni wojownicy musieli to wiedzieć!
10 stycznia wygłosiłem moje pożegnalne kazanie:
“A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata.” (Mateusz 28.20)
11 stycznia 1915 r. stawiłem się w naczelnym dowództwie oraz u naczelnego duchownego wojskowego w Schloemann-Karlsruhe i otrzymałem instrukcje z obu wydziałów. Następnie zdjąłem moją czarną togę i przywdziałem kolor feldgrau. Kto by wtedy przypuszczał, że będę nosił ten strój przez cztery lata! —


Współpraca, konsultacje, dopiski w nawiasach, tłumaczenie cytatów biblii:
ks. Rafał Figiel
i Jacek Czaplicki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz