W sieci padło pytanie: Przecież na zdjęciach to są Prusacy, a ty piszesz tak jakby to byli Polacy?
Władysław Glinka w „Pamiętniku z Wielkiej Wojny” pisał:
Kurpie nazywali naszym wojskiem tych, którzy aktualnie zajmowali wieś.
Robiąc notatki z kronik piszę w formule jakiej używają autorzy tych kronik. Byli oni często żołnierzami Regimentów o których piszą.
Czyli, bo tak mi wygodniej.
_____________________________
Wracając do Pamiętnika W. Glinki - fragment (tekst oryginalny bez poprawiania)
„ … Kilka tygodni stał u nas 40-ty transport, złożony z ukraińskich Małorusinów, czyli „Chachłów", wynajętych z furmankami na czas wojny po 25 rb. miesięcznie, plus życie dla człowieka i pasza dla koni. Było furmanek parokonnych koło 250. Życie otrzymywali doskonale, gotowali je sobie na podwórzu, w pysznych kuchniach polowych firmy Krzysztof Brun w Warszawie. Konie owsa i siana otrzymywały poddostatkiem. Te wozy średniowieczne, na drewnianych osiach, dziwaczne zaprzęgi, koniki krępe i kosmate, ludzie w karykaturalnych futrzanych czapkach, w dziurawych kożuchach i w łapciach na nogach, to wszystko robiło wrażenie obrazu Brandta. Nazywaliśmy ich obozem Bohdana Chmielnickiego. Obawialiśmy się, że nam będą szkody wyrządzali, lecz okazało się, że z nimi jest spokojniej, niż z żołnierzami, bo nie są tak pewni siebie, a za każde przewinienie oficer nakłada na nich kary pieniężna. Zresztą ludzie byli dobrzy. Biadali sobie, że się na początku wojny wynajęli po 25 rb. miesięcznic, a potem takie same transporty formowano po 60 rb., ostatnie zaś po 90 rb. miesięcznie. Ale związani byli umową do końca wojny. Dowodził tym transportem kapitan zapasowy Bar, urzędnik ziemski z zawodu, i on i jego trzej koledzy oficerowie bardzo poczciwi ludzie.
Oryginalne dawali Chachły widowisko, gdy polowali nocą na swe robactwo. Rozpalali ognisko, i w trzaskający mróz, rozebrawszy się na dworze do naga, nagrzewali i wytrząsali swą bieliznę. Podobno robactwo wystawione równocześnie na mróz i ogień, ginie radykalnie. Gdym ich zapytywał, czy kiedy zmieniają bieliznę, objaśniali, że niema w tem żadnego interesu, gdyby bowiem który włożył czystą koszulę, zaraz do niego zbiegać się będą wszy od innych, lepiej więc własne trzymać i od czasu do czasu ogniem tępić. — Sypiali oni po oborach i stajniach, starali się wciskać do mieszkań służby, ta jednak broniła się od tego energicznie. ...”
__________________________
Fragment z kroniki: Dragoner-Regiments Nr.11 (11. Regiment Dragonów) o walkach na Kurpiach w lutym i marcu 1915
Walki zimowe na terenie Kurpiowszczyzny były szczególnie skomplikowane przez pogodę, mróz, śnieg i błoto, a także przez niesprzyjający teren, rozległe bagna z lasami, poprzecinane przez wydmy, słabo zasiedlone nędzne wioski. O kwaterowaniu w tych wioskach pisze w swym dzienniku Leutnant Splettstoeßer, którzy był w tamtym czasie podoficerem:
"Bardzo szybko nauczyliśmy się jak korzystać z kwater. Dowodzący oddziałami zajmowali stodoły i stajnie przydzielonej im części wsi. Konie były szybko rozsiodłane, karmione i pojone.
Chałupę - zwykle pełną brudu – żołnierze porządkują, przygotowują słomiane łoża i natychmiast gotują kawę. Po jej przygotowaniu szybko wyjmują chleb, smalec i boczek, wypijają kawę z naczyń jakie były pod ręką i kładą się na wypoczynek owinięci w końskie koce.
Spało się najczęściej w spodniach, które prano zwykle co 14-20 dni. Najważniejszą rzeczą żołnierza był proszek owadobójczy. Wszy i pchły należały do stałych mieszkańców naszej bielizny. Często zdrapane ukąszenia robactwa szybko się zaogniały. Wszy żyły szczególnie w ciepłych miejscach, wokół bioder, w pachwinie, pod pachami i na łydkach.
Preferowano wkładanie brudnej bielizny do sakw w lodowato zimnym powietrzu, tak aby wszy i pchły zamarzały na śmierć. Pranie gotowano a następnie płukano w zimnej wodzie. Przyzwyczailiśmy się również do robactwa, które zwykle atakowało od 1:00 do 3:00 w nocy.
Na temat głównego posiłku. Prawie każdego wieczoru czekały na chłopaków dwa, trzy kurczaki lub gęś, którą trzeba było ugotować. Na szczęście Polacy (domownicy) musieli nam pomóc. Moi polskojęzyczni żołnierze zawsze wiedzieli jak to zrobić, aby Polacy nadzorowali gotowanie i obudzili nas, jak tylko mięso będzie gotowe. Między 12:00 a 1:00 w nocy mieliśmy obiad. Ludzie jedli, palili cygara lub papierosa, pili szklankę rumu z herbatą jeśli to możliwe i kładli się ponownie spać.
- Panje (chłopi) musieli podgrzewać kawę przez całą noc, by w trakcie pobudki, zwykle około 4:00 rano była gotowa".
_______________________
Do słownictwa żołnierzy niemieckich w czasie Wielkiej Wojny na froncie wschodnim weszły nowe słowa.
Jedno „Panje” zostało użyte powyżej. Były też inne:
Panjewagen, Panjefrau, Panjekinder, Panjehaus, Panjehütte, Panjepferd, Panjeschlitten, Panjemilch, Panjebrot, Panjeeier, Panjebrücke, Panjeschnaps.
Władysław Glinka w „Pamiętniku z Wielkiej Wojny” pisał:
Kurpie nazywali naszym wojskiem tych, którzy aktualnie zajmowali wieś.
Robiąc notatki z kronik piszę w formule jakiej używają autorzy tych kronik. Byli oni często żołnierzami Regimentów o których piszą.
Czyli, bo tak mi wygodniej.
_____________________________
Wracając do Pamiętnika W. Glinki - fragment (tekst oryginalny bez poprawiania)
„ … Kilka tygodni stał u nas 40-ty transport, złożony z ukraińskich Małorusinów, czyli „Chachłów", wynajętych z furmankami na czas wojny po 25 rb. miesięcznie, plus życie dla człowieka i pasza dla koni. Było furmanek parokonnych koło 250. Życie otrzymywali doskonale, gotowali je sobie na podwórzu, w pysznych kuchniach polowych firmy Krzysztof Brun w Warszawie. Konie owsa i siana otrzymywały poddostatkiem. Te wozy średniowieczne, na drewnianych osiach, dziwaczne zaprzęgi, koniki krępe i kosmate, ludzie w karykaturalnych futrzanych czapkach, w dziurawych kożuchach i w łapciach na nogach, to wszystko robiło wrażenie obrazu Brandta. Nazywaliśmy ich obozem Bohdana Chmielnickiego. Obawialiśmy się, że nam będą szkody wyrządzali, lecz okazało się, że z nimi jest spokojniej, niż z żołnierzami, bo nie są tak pewni siebie, a za każde przewinienie oficer nakłada na nich kary pieniężna. Zresztą ludzie byli dobrzy. Biadali sobie, że się na początku wojny wynajęli po 25 rb. miesięcznic, a potem takie same transporty formowano po 60 rb., ostatnie zaś po 90 rb. miesięcznie. Ale związani byli umową do końca wojny. Dowodził tym transportem kapitan zapasowy Bar, urzędnik ziemski z zawodu, i on i jego trzej koledzy oficerowie bardzo poczciwi ludzie.
Oryginalne dawali Chachły widowisko, gdy polowali nocą na swe robactwo. Rozpalali ognisko, i w trzaskający mróz, rozebrawszy się na dworze do naga, nagrzewali i wytrząsali swą bieliznę. Podobno robactwo wystawione równocześnie na mróz i ogień, ginie radykalnie. Gdym ich zapytywał, czy kiedy zmieniają bieliznę, objaśniali, że niema w tem żadnego interesu, gdyby bowiem który włożył czystą koszulę, zaraz do niego zbiegać się będą wszy od innych, lepiej więc własne trzymać i od czasu do czasu ogniem tępić. — Sypiali oni po oborach i stajniach, starali się wciskać do mieszkań służby, ta jednak broniła się od tego energicznie. ...”
__________________________
Fragment z kroniki: Dragoner-Regiments Nr.11 (11. Regiment Dragonów) o walkach na Kurpiach w lutym i marcu 1915
Walki zimowe na terenie Kurpiowszczyzny były szczególnie skomplikowane przez pogodę, mróz, śnieg i błoto, a także przez niesprzyjający teren, rozległe bagna z lasami, poprzecinane przez wydmy, słabo zasiedlone nędzne wioski. O kwaterowaniu w tych wioskach pisze w swym dzienniku Leutnant Splettstoeßer, którzy był w tamtym czasie podoficerem:
"Bardzo szybko nauczyliśmy się jak korzystać z kwater. Dowodzący oddziałami zajmowali stodoły i stajnie przydzielonej im części wsi. Konie były szybko rozsiodłane, karmione i pojone.
Chałupę - zwykle pełną brudu – żołnierze porządkują, przygotowują słomiane łoża i natychmiast gotują kawę. Po jej przygotowaniu szybko wyjmują chleb, smalec i boczek, wypijają kawę z naczyń jakie były pod ręką i kładą się na wypoczynek owinięci w końskie koce.
Spało się najczęściej w spodniach, które prano zwykle co 14-20 dni. Najważniejszą rzeczą żołnierza był proszek owadobójczy. Wszy i pchły należały do stałych mieszkańców naszej bielizny. Często zdrapane ukąszenia robactwa szybko się zaogniały. Wszy żyły szczególnie w ciepłych miejscach, wokół bioder, w pachwinie, pod pachami i na łydkach.
Preferowano wkładanie brudnej bielizny do sakw w lodowato zimnym powietrzu, tak aby wszy i pchły zamarzały na śmierć. Pranie gotowano a następnie płukano w zimnej wodzie. Przyzwyczailiśmy się również do robactwa, które zwykle atakowało od 1:00 do 3:00 w nocy.
Na temat głównego posiłku. Prawie każdego wieczoru czekały na chłopaków dwa, trzy kurczaki lub gęś, którą trzeba było ugotować. Na szczęście Polacy (domownicy) musieli nam pomóc. Moi polskojęzyczni żołnierze zawsze wiedzieli jak to zrobić, aby Polacy nadzorowali gotowanie i obudzili nas, jak tylko mięso będzie gotowe. Między 12:00 a 1:00 w nocy mieliśmy obiad. Ludzie jedli, palili cygara lub papierosa, pili szklankę rumu z herbatą jeśli to możliwe i kładli się ponownie spać.
- Panje (chłopi) musieli podgrzewać kawę przez całą noc, by w trakcie pobudki, zwykle około 4:00 rano była gotowa".
_______________________
Zdjęcie zrobione na chłopskiej kwaterze. |
Kąpiel żołnierzy 96 Regimentu Piechoty walczących pod Przasnyszem. |
Łaźnia III Batalionu 48 regimentu Piechoty Landwehry stacjonującej we wsi Bandysie |
Do słownictwa żołnierzy niemieckich w czasie Wielkiej Wojny na froncie wschodnim weszły nowe słowa.
Jedno „Panje” zostało użyte powyżej. Były też inne:
Panjewagen, Panjefrau, Panjekinder, Panjehaus, Panjehütte, Panjepferd, Panjeschlitten, Panjemilch, Panjebrot, Panjeeier, Panjebrücke, Panjeschnaps.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz